top of page
  • Zdjęcie autoraKatarzyna Stachowicz

Grasse, czyli Rzym zapachów

Zaktualizowano: 3 mar

Wybierając się do Grasse, możesz spokojnie wyrzucić wszystkie turystyczne przewodniki. Ale za to przeczytaj jeszcze raz Pachnidło.


Okazało się znacznie ciekawsze i o wiele bardziej przydatne, niż dwa beznadziejne przewodniki po Prowansji i Lazurowym Wybrzeżu, które kupiłam przed wyjazdem. Miałam wrażenie, że ich autorzy wcale nie byli w miejscach, o których piszą. Choć Patrick Süskind jest wyjątkowo skrytym pisarzem, wiadomo, że studiował w Aix-en-Provence, skąd do Grasse jest rzut beretem. A z lektury jego najsłynniejszej powieści wynika, że miasto zna, i to raczej dobrze.

Grasse drogowskaz

Za pierwszym razem Grasse widziałam bardzo pobieżnie: przemykając w strugach majowego deszczu, w służbowej podróży do jednej z wielkich firm perfumiarskich na obrzeżach miasta.

Grasse, Francja, parasolki, ulica

Kiedy tu byliśmy na wakacjach w 2014 roku, Grasse wydało mi się zawstydzająco brudne i zaniedbane.

Trzy lata później miałam wrażenie, że miejsce to jest przede wszystkim pułapką na turystów, u których - zapewne po lekturach takich jak Rok w Prowansji - sam zapach lawendy usypia wszelki instynkt samozachowawczy. Tego lata po raz pierwszy wzięłam na przewodnika Patricka Süskinda. I zdziwiłam się, jak wiele z atmosfery jego niezwykłej powieści przetrwało w mieście do dzisiaj.


"U drugiego końca wielkiej niecki, w odległości jakichś dwu mil leżało albo raczej czepiało się górskiego zbocza miasto. Z dala nie wydawało się bynajmniej imponujące. Nie było tam potężnej katedry, która wystrzelałaby ponad domy, tylko niewielka szpica kościelnej wieży, nie było górujących nad wszystkim warownych umocnień, nie było rzucających się w oczy wspaniałych budowli. Mury tego miasta nie zdawały się zgoła niedostępne, tu i ówdzie domy wyciekały poza ich linię, zwłaszcza w dół, ku równinie, i nadawały miękkiej sylwecie miasta wygląd nieco nieporządny."

Patrick Süskind, Pachnidło,

w tłumaczeniu Małgorzaty Łukasiewicz, Świat Książki 2005.

Wszystkie kolejne cytaty pochodzą z tego samego źródła.


Im dłużej jeździliśmy samochodem po okolicach Grasse, tym bardziej miałam wrażenie, że miejscowość ta najbardziej przypomina mi sadzone jajko: z niewielkim i bardzo barwnym centrum oraz bledszymi i rozlanymi przedmieściami. Jak na 50-tysięczne miasto, Grasse składa się z zadziwiającej ilości dzielnic, z których każda ma własne merostwo i szkołę, swoje tradycje i swój charakter. Skąd takie rozdrobnienie? Z przyczyn logistycznych. W XVI i XVII wieku mieszkańcy Grasse zaczęli budować wokół miasta osady złożone zwykle z kilku domów należących do tej samej rodziny, pracującej u tego samego pana, zwykle przy uprawie i/lub przetwórstwie aromatycznych roślin.

Süskind ma rację: rzeczywiście nie ma w Grasse strzelistych wież. Główny, najstarszy w mieście kościół - zbudowana w XI-XII wieku katedra Notre Dame du Puy - ma charakterystyczną dla romańskiego stylu przysadzistość i najbardziej przypomina twierdzę. Mury ma ponoć grube na 1,7 metra. Warto zajrzeć do wnętrza nie tylko dla chwili wytchnienia od upału, ale także by rzucić okiem na dwa Rubensy i jednego Fragonarda (wszystkie trzy średniej jakości, ale i tak wiele innych świątyń może pozazdrościć!).


Katedra Notre Dame du Puy

Spacerując po Grasse miałam wrażenie, że miejsce to jest niezwykle świeckie, przesycone duchem nie żarliwej modlitwy - jak północne miasta pełne gotyckich kościołów - lecz raczej pilnie wykonywanej mrówczej pracy. Może dlatego z kościołami konkurują tu okazałe świeckie budynki, wszystkie związane z produkcją i sprzedażą perfum.


Wnętrze La Maison Molinard, Grasse
"[miasto] Było niewiarygodnie brudne, pomimo albo może wskutek obfitości wody, bijącej z dziesiątków źródeł i fontann, szemrzącej nie uregulowanymi strumykami i ściekami w dół miasta, podmywającej zaułki albo zalewającej je szlamem."

Prawie na każdym placu i placyku jest fontanna. Nic dziwnego. U źródeł sukcesu Grasse leży (a raczej płynie) woda. Miasto zbudowane jest na kilku jej ujęciach, przede wszystkim bogatym w wodę źródle La Foux. Woda jest też mniej więcej wszędzie pod ziemią. Bez niej nie daliby rady pracować garbarze w XVII wieku, nie kręciłyby się młyny w dolinach, nie byłoby też mowy o uprawie roślin na perfumy.

Fontaine de La Mairie, Grasse, Abxbay, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

W dawnych czasach woda z głównego źródła była kierowana do miejskich ujęć, do pralni na świeżym powietrzu, młynów, fabryk i strumyków nawadniających pola. Oczywiście, woda była na zewnątrz budynków, a bardzo rzadko na wyposażeniu domów. Nie brakowało jej jednak. Mieszkańcy miasta pisali petycje do rady miejskiej, a rada instalowała kran i zlew - stąd tyle ich dzisiaj na ulicach Grasse. Policzył je we wrześniu 2016 roku dawny mer Grasse, Jerôme Viaud: wyszło mu, że w całym Grasse jest 80 fontann i ujęć wody, z czego połowa tylko w obrębie starego miasta.


Od XVIII wieku fontanny stały się symbolem statusu, świadcząc o zamożności miasta i jego mieszkańców. Ta przy miejskim ratuszu symbolizuje Grasse: przedstawia kobietę otoczoną różami, jaśminami i gałązkami oliwnymi, z ręką na globie - bo Grasse było mocarstwem perfumiarskim.


Spacerując po Grasse na pewno natkniecie się też na kilka fontann przy willi Fragonarda, na pełną wolnomularskich symboli fontannę przy Cours Honoré Cresp, na pyzatego aniołka na Place de la Poissonnerie (dziś tuż obok malowniczej zadaszonej restauracji), na arkadową fontannę u podnóża Pałacu Biskupiego oraz na stare ujęcie wody przy Rue de la Buanderie, przy domu z charakterystycznym jaśminowym muralem. No i oczywiście na klasyczną fontannę na Place des Aires z 1821 roku, w stylu prowansalskim, z piętrowymi zbiornikami, z których najniższy pełnił niegdyś rolę poidła dla koni.


Frnacja, Grasse, fontanna
Fontanna, Place des Aires

Najciekawsze wydały mi się jednak nie fontanny, lecz ujęcia wody pozwalające wygodnie żyć mieszkańcom. Pozostałości ogólnie dostępnej pralni można obejrzeć przy Boulevard Victor Hugo, niedaleko głównego placu (Place du Marché). Przypomina skrzyżowanie wanny z basenem i poidłem dla zwierząt, ma też drewnianą belkę do wieszania mokrych rzeczy. Pralnie takie popularne były jeszcze na początku XX wieku.


Francja, Grasse, stara pralnia
Stara pralnia, Boulevard Victor Hugo

W centrum starego miasta, przy Place des Soeurs, znajduje się źródełko, przy którym rozdawano XIX-wieczny odpowiednik „kuroniówki”. Zwyczaj wprowadził Napoleon, a w Grasse miejski dekret z 1812 roku potwierdził konieczność gotowania soupe populaire i jej sprawiedliwego dzielenia między potrzebujących. Miasto kupowało składniki, wody na zupę dostarczała fontanna. Zachwyciło mnie, że lokalne prawo dokładnie precyzowało, jak taka zupa ma się prezentować. A mianowicie: miała być gęsta i smaczna, na bazie jęczmienia, ziemniaków, soczewicy, tłuczonego grochu, bobu i białej fasoli. Do tego tłuszcze: smalec, masło, olej, boczek, łój gęsi lub barani. Warzywa miały być umyte! Edykt precyzował także, że zupę należy doprawić tymiankiem, liściem laurowym, goździkami i pieprzem. W każdym miesiącu po posiłek zgłaszało się 1500 osób.


Woda ze źródeł w Grasse napędzała też ponad 60 młynów tłoczących oliwę: w okolicach rosło bowiem niegdyś prawie pół miliona drzewek oliwnych.


Francja, Grasse, Prowansja, stara fontanna
Źródełko, Place des Soeurs
"Domy stały w niektórych dzielnicach tak gęsto, że na przejścia i schodki zostawał ledwo łokieć wolnej przestrzeni i brodzący w błocie przechodnie musieli się przeciskać jeden obok drugiego."

Dzisiaj błota już nie ma, ale wąskie zaułki pozostały. Przez niektóre okna sąsiedzi mieszkający po przeciwnych stronach ulicy mogliby pewnie uścisnąć sobie dłonie. Miasto ma układ piętrowy: ulice położone są na tarasach. Między piętrami można łatwo odnaleźć wąskie przesmyki: czasami schody, czasami bardzo strome uliczki, zwane tu traverses. W dzień pozwalają szybko przejść na przykład z położonego na dole miasta dworca kolejowego do tętniącego życiem turystycznego centrum. Wieczorem wolałabym się w niektóre z tych zaułków nie zapuszczać i raczej nałożyć drogi poruszając się po szerokim, biegnącym zakosami do góry bulwarem Fragonarda.


"Plac ten przecięty był strumieniem, przy którym garbarze płukali skóry, a następnie rozkładali je do suszenia. Odór był tak ostry, że niektórzy goście tracili apetyt."

Od średniowiecza skóry z Grasse eksportowane były do całej Europy, z szczególnym uwzględnieniem Pizy i Genui, z którymi miasto miało porozumienia handlowe. Zapewne więc plac rzeczywiście cuchnął straszliwie. Do garbowania skóry używano bowiem odczynników takich jak uryna i ekskrementy (końskie, psie, ale także pochodzące od ludzi). Rękawiczki ze zmiękczonej w ten sposób skóry były co prawda mięciutkie, lecz ich zapach trudny był do zniesienia nawet dla ludzi z epoki, dla których smród był codziennością.


Dzisiaj opisany przez Süskinda Place des Aires jest bardzo przyjemnym miejscem - z codziennym targiem, otoczony sklepami i restauracjami, pachnącym kawą i rogalikami rano, chrupiącym serem i pieczonym czosnkiem po południu. Obmierzły kanał zasypano, a zastąpiła go wspomniana już wyżej fontanna.


Francja, Grasse, plac targowy
Place des Aires
"To miasto było Rzymem zapachów, ziemią obiecaną perfumerii, i nie zasługiwał na miano perfumiarza, kto nie zdobył tu ostróg."

W listopadzie 2018 roku Grasse zostało wpisane na listę światowego niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO, dzięki unikalnej sztuce perfumiarskiej, na którą składają się: uprawa aromatycznych roślin, znajomość składników naturalnych i ich przetwórstwa oraz mistrzostwo w komponowaniu zapachów.


Skojarzenie, jakie autor Pachnidła ma z Rzymem, jest więc w pełni uzasadnione. Jeśli chodzi o sztukę tworzenia zapachów, wszystkie drogi prowadzą do Grasse.


Perfumiarz, Grasse, figurka i rycina
Strój perfumiarza, L’habit du parfumeur, rycina ze zbioru Les costumes grotesques et les métiers, Musée International de la Parfumerie ; rzeźba Habit de Parfumeur, według grawiury z XVII wieku, Tomek Kawiak 1997, Grasse

Ponoć to garbarz Galimard, zainspirowany doniesieniami ze Wschodu, jako pierwszy wpadł na ten pomysł: wymyślił rękawiczki ze skóry namaczanej w „wonnej kąpieli” różanej lub ziołowej. Sprezentował parę eleganckich rękawiczek Katarzynie Medycejskiej, której prezent się spodobał, a moda na perfumowane rękawiczki rozpowszechniła się na paryskim dworze. Sto lat później Jean-Baptiste Colbert, minister finansów Ludwika XIV uznał perfumiarstwo za ważny sektor francuskiej gospodarki i wspierał jego rozwój.


Narzędzia rękawicznika, Musée International de la Parfumerie

Grasse stało się światową stolicą perfum, wyprzedzając Montepellier, gdzie dotychczas na wydziale aptekarstwa tworzono pomady i pachnidła. Aby stać się perfumiarzem-rękawicznikiem, trzeba było mniej więcej tyle czasu, ile dziś na ukończenie studiów medycznych: czterech lat nauki i trzech lat czeladnictwa.


Organy perfumiarskie, Grasse, Muzeum perfum
Orgue à parfums, Musée International de la Parfumerie

W XVIII wieku rosły zarówno cła nakładane na skóry, jak i konkurencja garbarzy z pobliskiej Nicei. Miejscy rzemieślnicy porzucili więc garbarstwo i rękawicznictwo, koncentrując się całkowicie na perfumach. Potem sytuacja znowu się zmieniła: na początku XIX wieku paryscy perfumiarze stanowili tak trudną konkurencję, że ci z Grasse przestawili się z kompozycji perfum na produkcję ich składników.

Od drugiej połowy XIX wieku zaczęła się produkcja perfum na skałę przemysłową. Proces ten ułatwiło parę czynników: użycie maszyn parowych, rozwój pól uprawnych kwiatów, kolej doprowadzona do Cannes, potem do Grasse. Efekt? W dolnym mieście powstały nowoczesne fabryki, narodziły się też wielkie przedsiębiorstwa należące do miejscowych rodzin.


Muzeum perfum, Grasse
Stempel do mydła, Musée International de la Parfumerie

Kolejny kryzys nadszedł po pierwszej wojnie światowej. W jego efekcie ubyło firm perfumiarskich: te większe i silniejsze przejęły niewielkie rodzinne fabryczki.


Druga wojna światowa odcięła Grasse od źródeł zaopatrzenia w składniki pochodzące z francuskich kolonii. Na rynku perfumiarskim zaczęli dominować Amerykanie, Szwajcarzy, Anglicy, Holendrzy. Po wojnie powstały gigantyczne przedsiębiorstwa, takie jak Firmenich, Givaudan, IFF, Naarden. Grasse odnalazło się w tym wszystkim jako siedziba międzynarodowych grup perfumeryjnych, a także jako jeden z ważniejszych ośrodków produkcji składników syntetycznych i aromatów do żywności.


La Maison Molinard, Grasse, stare flakony
La Maison Molinard, Grasse

Miasto nadal jest też znane ze specjalistów od perfum. Działają tu szkoły kształcące perfumiarzy: takie jak Grasse Institut of Perfumery, czy Ecole Supérieure du Parfum.

Ponad jedna trzecia „nosów” na świecie związana jest z Grasse - tu się urodzili, kształcili lub praktykowali. Na wzgórzu obok Grasse, w malowniczej miejscowości Cabris, w 1946 roku legendarny twórca perfum Edmond Roudnitska założył studio Art et Parfum, dom pracy twórczej, do którego do dzisiaj przyjeżdżają perfumiarze z całego świata. W Grasse uczyli się m.in. René Coty (dawno temu) i Olivia Giacobetti (niedawno).

W posiadłości o romantycznej nazwie Les Fontaines Parfumées powstają zapachy marki Louis Vuitton. Pochodzi stamtąd „nos” Vuittona, Jacques Cavallier Belletrud. W Grasse urodził się Jean-Claude Ellena, tworzący przez 14 lat zapachy dla Hermèsa. Mieszkał tu też przez 27 lat François Demachy („nos” Diora).


Flakony perfum
La Maison Fragonard, Grasse
"Jednakże, mimo całego brudu, mimo zapuszczenia i ciasnoty, miasto tętniło przedsiębiorczą energią. Podczas swego obchodu Grenouille zauważył nie mniej niż siedem wytwórni mydła, tuzin warsztatów perfumeryjnych i rękawiczniczych, niezliczone małe destylarnie, wytwórnie pomad i delikatesów, a wreszcie ze siedmiu kupców handlujących perfumami en gros."

Perfumiarstwo to dzisiaj główny przemysł w Grasse. Rzuca się to w oczy: na każdym skrzyżowaniu są drogowskazy zachwalające zwiedzanie sklepów i fabryk perfum. Około 60 tutejszych przedsiębiorstw związanych jest z przemysłem zapachowym, a co piąty mieszkaniec miasta żyje z zawodu w jakiś sposób łączącego się z perfumiarstwem. Prawie połowa pobieranych w Grasse podatków PIT pochodzi z zawodów perfumiarskich, wyprzedzając turystykę i usługi. Ponad połowa wszystkich przedsiębiorstw związanych z zapachami we Francji znajduje się w Grasse. To 7-8 proc. światowego rynku. Grasse słynie z pól kwitnących kwiatów, ale żyje w dużej mierze z produkcji syntetycznych składników zapachowych, z których połowa to aromaty spożywcze.


Mural, Grasse

Chodząc po Grasse miałam nieustannie wrażenie, że nie da się stąd wyjechać bez flakonika perfum, pachnącej świecy lub prześlicznego mydełka. Co kilka metrów jest przybytek handlujący tymi dobrami. Od oferujących raczej niskopółkowe atrakcje (mam też podejrzenie, że w sporej części made in China) przez obszerne sklepy tradycyjnych firm perfumiarskich (Galimard, Fragonard, Molinard) po eleganckie salony niszowych marek takich jak M. Micalleff czy Olivier Durbano.


Sklep Molinarda, Grasse

Jeśli zwiedziliśmy jedną starą fabrykę perfum, zwiedziliśmy wszystkie. Mówię to z pełnym przekonaniem: po trzech wizytach miałam już trochę dość (rodzina dyskretnie wykręciła się od zwiedzania), ale z poczucia obowiązku zgłosiłam się do kolejnego miejsca. Kiedy jednak pani z okienka po raz trzeci dała mi do zrozumienia, że nic się nowego nie dowiem, zwiedzanie trwa 40 minut, a przed wejściem zbiera się spory tłumek, dałam za wygraną.


Witryna perfumerii, Grasse

Pojechałam za to zobaczyć ogród współpracujący z Międzynarodowym Muzeum Perfum, nie w Grasse, lecz w pobliskiej miejscowości Mouans Sartoux.


Niewątpliwie jest to bardzo piękny, tarasowo położony ogród i warto go zobaczyć, kiedy kwitną jakiekolwiek rośliny. Wiedzę botaniczną mam nędzną, więc nie wpadłam na to, że w sierpniu jest już zasadniczo po sezonie. Liczyłam, że uda mi się wypatrzyć bujne krzaki jaśminu czy pola tuberozy, bo właśnie trwały ich zbiory.

Gdzież tam! Z kwitnących roślin były tylko oleandry, które bez łaski mogłam obejrzeć u sąsiada lub przy miejskim trawniku w dowolnym miasteczku w okolicy. Doświadczenie z ogrodem wpisuję więc na listę nieudanych.


Jeśli macie mało czasu na zwiedzanie perfumiarskich przybytków, wybierzcie się tylko do Międzynarodowego Muzeum Perfum (Musée International de la Parfumerie). W nowocześnie zaaranżowanych wnętrzach znajdziecie przekrojową historię perfumiarstwa, z naciskiem na to, co działo się w Grasse. Do tego obejrzeć można specjalistyczne sprzęty używane do produkcji perfum: miedziane alembiki, ogromne kadzie, ramy do enfleurage’u. To moja ulubiona część.


Moja rodzina z kolei upodobała sobie część wystawy poświęconą podróżnym neseserom sprzed wieków, gdzie niekwestionowaną gwiazdą jest ekwipunek Marii Antoniny, z porcelanową spluwaczką, dziesiątkami puzderek, pojemnikami na czekoladki, świecznikami, cukierniczkami i wymieniać by jeszcze długo, bo na komplet składają się 32 różne przedmioty. Uwielbiam też oglądać kolekcję starych plakatów reklamujących rozmaite pachnidła i wystawę pełną czasem pięknych, a czasem tylko dziwacznych flakonów.


Muzeum perfum, Grasse
Wnętrze, Musée International de la Parfumerie
Muzeum perfum, Grasse
Wystawa plakatów, Musée International de la Parfumerie

Grasse, Villa Fragonard, klatka schodowa
Villa Fragonard, klatka schodowa

Doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju jest zwiedzanie willi Fragonarda. Nie perfumiarza. Malarza. Jean-Honoré Fragonard, ten od rokokowej pani w różowych tiulach na huśtawce, urodził się w Grasse i chyba tylko tyle miał wspólnego z perfumiarstwem. Później jego imię przybrała jedna z historycznych perfumiarskich marek.


Jeśliby ktoś wyobrażał sobie, że w willi Fragonarda obejrzy kolekcję obrazów Fragonarda, niech porzuci ten pomysł. Świetne Fragonardy są w Londynie. Natomiast w willi można obejrzeć dzieła jego szwagierki Marguerite Gérard oraz jego wnuczka Théophile’a, a także oryginalną klatkę schodową wymalowaną w trompe-l’oeil przez syna malarza, Alexandre’a. Sama willa jest piękna, otacza ją przyjemny ogród - więc polecam zwłaszcza, jeśli potrzebujecie ochłody, a nie macie wygórowanych oczekiwań artystycznych (wstęp wolny).


"Fasady od strony ulicy wyglądały po mieszczańsku skromnie. Ale to, co znajdowało się od tyłu, zawartość magazynów i wielkich piwnic, beczułki oliwy, stosy najwykwintniejszych lawendowych mydełek, gąsiory wody kwiatowej, win i alkoholi, bele wonnych skór, worki, pudła i skrzynie przypraw - Grenouille rozpoznawał je przez najgrubsze mury - stanowiło bogactwo, jakiego pozazdrościć mogli udzielni władcy."

"Ludzi, którzy mieszkali za tymi skromnymi kulisami, czuć było złotem i władzą, ciężkim, dobrze zabezpieczonym bogactwem - w takim stężeniu Grenouille w swej podróży tego zapachu jeszcze nie napotkał."

Z moich obserwacji wynika, że dzisiaj bogactwo pachnie zdecydowanie intensywniej w Cannes, w eleganckim Cap d’Antibes, w porcie na wielopiętrowe jachty w Antibes, w słynącym ze znanych mieszkańców Eze, nie wspominając już nawet o Monako, dokąd uciekają przed podatkami najbogatsi ludzie świata.


Mural, Grasse
Mural, Grasse

Tylko dwadzieścia rodzin w regionie Grasse zajmuje się dziś uprawą aromatycznych roślin. Niektóre z nich mają podpisane umowy na wyłączność z wielkimi perfumiarskimi markami: bez konkretnych gatunków kwiatów z Grasse nie byłoby bowiem kilku ważnych zapachów Chanel, Diora czy Niny Ricci.


Kiedy pierwszy raz trafiliśmy do Grasse kilka lat temu, zaparkowaliśmy samochód w dole miasta i schodami wspięliśmy się do centrum. Pamiętam do dziś wrażenie biedy i zapuszczenia, nędzne sklepiki, tanie jadłodajnie, odrapane fasady i wyszczerbione okienice.


Chodząc po Grasse tego lata, miałam wrażenie, że miasto nie tylko podzielone jest na centrum i peryferyjne dzielnice, ale także na bardzo kolorową część turystyczną i sporo bledszą część, w której skupia się zwykłe codzienne życie. Linię podziału wytyczają kolorowe parasolki, zawieszone nad ulicami w najbardziej obleganych przez turystów częściach miasta. Jeśli nie widzicie nad sobą parasolek, oznacza to, że zboczyliście z głównego szlaku.


Znaleźliśmy też jedno miejsce, gdzie granica między dwoma różnymi światami wydaje się wyjątkowo jaskrawa. Przy Place de l’Evéché można by narysować na jezdni linię demarkacyjną. Po jednej stronie przeważają odrapane budynki, kawiarnie, w których siedzą sami mężczyźni, przybytki serwujące kebaby i sklepy z mięsem halal. Po drugiej, równo z linią pierwszych parasolek, fasady są bardziej kolorowe, domy odnowione, w restauracjach z pizzą hałasują rodziny z dziećmi. Im dalej od ostatniego rzędu parasolek, tym więcej odrapanych domów, nie ma też sklepów z perfumami ani kolorowych lodziarni. Na środku tego wszystkiego jest ruchomy szlaban - słupek, umieszczony w jedni przy posterunku policji. Żeby było śmieszniej, po kolorowej turystycznej stronie kilka kroków dalej znajduje się też siedziba Komunistycznej Partii Francji.


Place de l’Evéché, Grasse
Jedna i druga strona Place de l’Evéché
"Po gruntownym filtrowaniu przez płaty gazy, zatrzymujące najdrobniejsze grudki tłuszczu, Druot przelewał nasycony aromatem alkohol do niedużego alembika i na maleńkim ogniu powoli go destylował. Po ulotnieniu się alkoholu w butli zostawała niewielka ilość bladej cieczy […]: czysty olejek kwiatowy, nagi zapach, skondensowany w paru kroplach essence absolue."
La Maison Molinard, Grasse
"Z zapachu setek tysięcy kwiatów nie pozostawało nic prócz trzech małych flakoników. Ale flakoniki te warte były majątek, nawet tu, w Grasse. A co dopiero, gdyby je wysłać do Paryża, do Lyonu, do Grenoble, do Genui czy do Marsylii!"

35 miliardów dolarów - na tyle wyceniany jest w 2021 roku światowy rynek perfum. I stale rośnie. W 2006 roku wprowadzono na rynek 170 zapachów, w 2018 – 2000.

Inne perfumiarskie statystyki też zawsze robią na mnie wrażenie. Na przykład te dotyczące wydajności produkcji:

· 600 kg kwiatów jaśminu jest potrzebne, by otrzymać 1 kg jaśminowego absolutu. Kosztuje on kilkadziesiąt tysięcy euro.

· Z 4 ton płatków różanych otrzymuje się 1 kg olejku.

· 5-6 ton kłączy irysa składa się na 1 kg absolutu. Cztery lata zajmuje proces suszenia kłączy.

· Tuberoza ma 20 kwiatków na jednej łodyżce. 1000 kwiatów to mniej więcej kilogram. Z 2 ton powstaje 1 kg esencji.

· Rocznie w Grasse zbiera się ponad 11 ton kwiatów jaśminu.

· W Grasse w sezonie zbiera się 5 kg płatków róży stulistnej na godzinę. Daje to 40 ton w sezonie.


Muzeum perfum Grasse
Musée International de la Parfumerie, Grasse

Może dlatego perfumy są takie drogie? Łatwiej to zrozumieć, jeśli weźmiemy pod uwagę także poniższe fakty:

· Na świecie jest 200 odmian jaśminu, ale w perfumerii używa się tylko dwóch: jaśminu sambac i grandiflorum (czyli tego z Grasse).

· Komponowanie perfum zabiera około roku. Wymaga średnio przeprowadzenia 500 prób.

· 100 - tyle składników mają zwykle perfumy. Im krótsze lista składników, tym produkcja perfum jest trudniejsza: wszystkie błędy są bardzo widoczne.

· Znamy ok. 3000 składników syntetycznych i ok. 1000 składników naturalnych. „Organy perfumeryjne”, narzędzie pracy „nosów” zawierają ok. 1000 nut.


Muzeum perfum Grasse flakony
Musée International de la Parfumerie, Grasse
"W kwietniu macerowało się janowiec i kwiat pomarańczy, w maju stosy róż, których woń osnuwała miasto na cały miesiąc niewidzialną, ckliwą mgiełką. […] Pod koniec lipca przyszła pora na jaśminy, a w sierpniu na tuberozy."

Grasse mogło stosunkowo łatwo przestawić się z garbarstwa na perfumy, bo ziemia w okolicach (glina i wapień, niewdzięczna w uprawie, ale lubiana przez stosowane w perfumiarstwie rośliny) i klimat (ciepłe zimy, gorące i wilgotne lata) sprzyjają uprawie wonnych sadzonek.


Mieszkający w okolic chłopi zamiast marchewki uprawiali więc składniki perfum: lawendę, kwiat pomarańczy, mimozę, drzewo mastyksowe, mirt. W XVII wieku na polach pojawiły się rośliny z importu: jaśmin z Indii, tuberoza z Włoch. Kwitła uprawa róż, głównie z gatunku centifolia, a także irysów i fiołków.


lawenda

Pachnące pola układały się tarasowo, jak uliczki w Grasse, bo każdy z wonnych gatunków ma inne wymagania. Najbliżej morza rosną drzewka pomarańczowe i mimozy. Na wysokości 300 m: róża stulistna, jaśmin, tuberoza, lilia. Na wysokości 500 m - fiołki i irysy. Powyżej: dzika lawenda, narcyz, janowiec, zioła lecznicze i aromatyczne.


Do tworzenia perfum przydawały się także lokalne owoce (cytrusy do zapachów hesperydowych) i mchy drzewne. Uzupełniające kompozycje piżma, kadzidła i kora egzotycznych drzew (cynamon, sandałowiec) pochodziły z importu.


Wytwarzanie perfum
La Maison Molinard

Przez wiele dziesięcioleci rytm życia wyznaczał w okolicach Grasse swoisty kwiatowy zegar, z następującymi po sobie porami kwitnienia, zbiorów i przetwarzania pachnących roślin. Dziś dotyczy on tylko kilku gatunków, a produkcja syntetycznych składników nie zależy od pór roku.

Syntetyczne zapachy, wprowadzane od połowy XIX wieku, uważane były początkowo za gorsze gatunkowo i wulgarne. Oczywiście, do czasu.


W 1889 roku Aimé Guerlain stworzył Jicky, pierwsze perfumy z syntetycznymi składnikami, które zostały przyjęte jako dzieło sztuki. Dlaczego? Nowe cząsteczki zapachowe umożliwiły tworzenie odrealnionych zapachów. Było to idealnie zgrane z duchem epoki: impresjonizm otworzył drogę abstrakcji w malarstwie, syntetyczne nuty pozwoliły zaś tworzyć coraz bardziej abstrakcyjne perfumy.


Fabryka perfum stare flakony
La Maison Fragonard, Grasse
[jaśminy i tuberozy] "Te najszlachetniejsze z kwiatów nie dawały sobie tak łatwo odebrać duszy, trzeba było ją od nich wyłudzać. W specjalnych komorach nawoniających układało się je na wysmarowanych zimnym tłuszczem płytach lub owijało luźno w nasączone olejem płótno, gdzie z wolna usypiały śmiertelnym snem."

Moje ulubione fragmenty Pachnidła opisują tworzenie zapachów. Z fascynacja przeczytałam też o tym, jak język perfumiarstwa zapożycza terminy muzyczne. Mówimy o kompozycji zapachowej, o nutach głowy (pierwsze wrażenie), serca (główny akord), bazy (to, co zostaje po ulotnieniu się nut głowy i serca). Perfumiarze określają zapachy jako głośne, ciche, przytłumione, krzykliwe. Mówią też oczywiście o gamach, z których tworzą kompozycje. Mało tego, widziałam stare książki, w których poszczególnym nutom muzycznym przypisane były zapachy: do - róża, re - heliotrop, mi - irys, fa - piżmo, sol - frangipane, la - balsam peruwiański, si- goździk , do -geranium. To tylko przykład, nucie sol odpowiada bowiem wiele roślin i zapachów, tak jak innym nutom z gamy. Można zatem zrobić zapachową symfonię z rożnych rodzajów sol i fa, z dominującym akordem do, i tak dalej.


La Fabrique des Fleurs, Fragonard, Grasse
La Fabrique des Fleurs, Fragonard, Grasse
"A żeby także po zakorkowaniu nie wyparował z wnętrza ani atom zapachu, [madame Arnulfi] pieczętowała zatyczki płynnym woskiem i otulała rybim pęcherzem, który następnie mocno obwiązywała wokół szyjki buteleczki. Potem umieszczała flakoniki w wymoszczonym watą puzderku i zamykała na siedem spustów w piwnicy."

Trzeba to sobie powiedzieć: do Grasse nie przyjeżdża się po to, żeby odpocząć (w sezonie jest tłum i upał), ani dobrze zjeść (restauracje są raczej przeciętne, po wrażenia kulinarne lepiej wybrać się choćby do pobliskiego Cabris), ani dobrze ubrać (w turystycznym centrum nie ma prawie wcale sklepów z ubraniami), ani się zabawić (życie nocne jest w zasadzie w zaniku, jak poskarżyła mi się spotkana w brasserie młodociana mieszkanka Grasse).


Przyjeżdża się tu natomiast po zapachy - by się czegoś o nich dowiedzieć i może przywieźć sobie coś na pamiątkę. Dla mnie tegoroczne wakacje w Grasse pachnieć będą jeszcze długo - za sprawą kandyzowanych fiołków z legendarnej Confiserie Florian oraz świecy do wnętrz o nutach lawendy i anyżku. Ale najcenniejsze wspomnienie - ciepła, słonecznego światła, hałasujących cykad i balsamicznych woni - przechowam pewnie skrzętnie jak madame Arnulfi. Przyda się na sam środek ciemnej i chłodnej zimy.


Muzeum perfum Grasse, antyczne flakoniki
Zestaw flakoników, Musée International de la Parfumerie, Grasse

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

W Brugii

bottom of page