Stambuł: siedem rzeczy, które mnie zaskoczyły
- Katarzyna Stachowicz

- 2 dni temu
- 12 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 23 godziny temu
Leży na granicy, balansuje na styku, godzi sprzeczności. Nie wiem, czy polubicie to miasto, ale na pewno nie będzie Wam nudno.
Zacznijmy od podstaw, czyli od styku płyt tektonicznych, który powoduje, że w Stambule zdarzają się trzęsienia ziemi. Geologia to jednak dopiero początek. Geografia również nie zawodzi: spotykają się w tym mieście Wschód i Zachód, Morze Czarne i Morze Marmara, Europa i Azja. Nie rozczarowuje polityka: Stambuł jest zadziwiająco liberalnym miastem w opresyjnie konserwatywnym państwie. Ani historia: miasto jest momentami głęboko zanurzone w swojej przeszłości i dumne z tradycji, a momentami bardzo nowoczesne. Myślę, że wiele rzeczy Was tu zadziwi. Poniżej znajdziecie kilka moich obserwacji na ten temat.

Miasto-moloch
Mieliśmy świetną pogodę przy lądowaniu, z okien samolotu było więc doskonale widać ogrom metropolii. Skupiska niewielkich domów, enklawy wieżowców i blokowiska wydawały się nie mieć końca. Nic dziwnego. W całej aglomeracji mieszka prawie 16 milionów osób, czyli blisko jedna piąta ludności kraju. Oczywiście, przy Dżakarcie (prawie 30 milionów ludzi), Delhi (prawie 36 milionów) czy Guangzhou (ponad 72 miliony) Stambuł może się wydać dość kameralny, ale zapewniam Was, że kameralnie tu nie jest.
To jedyna metropolia na świecie, która znajduje się jednocześnie na dwóch kontynentach: Stambuł leży na terenach europejskiej Tracji i azjatyckiej Bitynii.

Na obejrzenie całego miasta trzeba poświęcić wiele miesięcy. Zwiedzanie ogranicza się zatem zwykle do kilku położonych centralnie dzielnic: Fatih – części miasta odpowiadającej terenom dawnego Konstantynopola podbitego przez Turków, z większością najpopularniejszych zabytków; Karaköy z genueńską wieżą Galata, Beyoğlu ze sklepami i klubami, Beşiktaş z tętniącym życiem nocnym. Po stronie azjatyckiej zaś trafcie najpewniej do Üsküdar ze starymi willami i czarownymi ogrodami oraz do Kadıköy, z kawiarniami, restauracjami i wielkim bazarem. To ułamek tego, co można by zwiedzić, bo w mieście jest 39 dzielnic.

Komunikacja miejska
Bardzo przyjemne zaskoczenie na plus: jest niezwykle sprawnie zorganizowana, punktualna, bezpieczna i czysta. Drugie zaskoczenie na plus: bilety kosztują dużo mniej niż w Polsce, choć pewnym wyzwaniem bywa zdobycie ich po raz pierwszy.
Żeby wsiąść w Stambule do metra, tramwaju, autobusu, kolejki linowej lub na prom potrzebujecie karty magnetycznej o nazwie Istanbul kart. Kupić ją można w automatach przy przystankach tramwajowych i niektórych autobusowych oraz w kioskach przy stacjach metra. Kosztuje kilkanaście złotych (w przeliczeniu). To karta typu prepaid, więc zanim zaczniecie jej używać, musicie ją doładować odpowiednią kwotą. Robi się to w automatach przy przystankach komunikacji miejskiej. Z jednej Istanbul kart może korzystać kilka osób naraz: kolejne osoby skanują kartę przy bramce i podają ją kolejnemu pasażerowi lub pasażerce.

Dlaczego napisałam, że zdobycie tej karty bywa trudne? Otóż z naszego doświadczenia wynika, że niektóre automaty zaczynają przeprowadzać transakcję po angielsku, ale nagle przechodzą na turecki, no i jest jak na tureckim kazaniu. Na szczęście automatów jest zwykle kilka, więc zawsze któryś działa poprawnie. Nie zniechęcajcie się zatem.

Komunikacja w Stambule jest szybka i bezpieczna, zdarzają się jednak momenty nieco nietypowe. Na przykład taka sytuacja: cztery osoby zamierzają wysiąść na przystanku tramwajowym przy Cysternach Bazyliki. Ale udaje się to tylko dwóm, bowiem motorniczy nagle zamyka drzwi przed nosem dwóm pozostałym pasażerom i rusza dalej. Gromkie krzyki dobywające się z wnętrza i zewnętrza tramwaju pozostają niezauważone. Pchajcie się zatem do wyjścia - i zapewniam Was, że takiej rady udzielam pierwszy raz w życiu.

Jeżdżąc po Stambule taksówkami, zachowujcie czujność. Obawiam się, że trzeba założyć, że kierowca będzie Was chciał trochę (albo bardzo) oszukać. Przykład: zamawiacie taksówkę w restauracji lub hotelu, cena jest ustalona z góry i dosyć rozsądna. Przy płaceniu okazuje się jednak, że dotyczyła ona wyłącznie samochodów w kolorze niebieskim, a Wasz jest zielony, więc sami chyba rozumiecie, że musi być drożej. Żeby uniknąć takich numerasów najlepiej zamawiać Ubera, bo wtedy wszystko jest jasne.

Odradzam też zamawianie przejazdów z lotniska i na lotnisko za pośrednictwem hotelu, bo przebicie ceny w stosunku do firm przewozowych, których namiary można znaleźć w Internecie bywa i czterokrotne.
Pod koniec XIX wieku Stambuł zaczął się unowocześniać. Budowano linie tramwajowe, mosty, wodociągi, sieć telefoniczną. W 1875 otwarto linię metra nazwaną Tünel. Starsze od niej jest tylko metro londyńskie.

Ceny biletów wstępu
Wydawało mi się, że w Nowym Jorku przesadzają z cenami za wejście do muzeów. Po wizycie w Stambule przestało mi się wydawać, bo tutaj dopiero jest drogo. A konkretnie? Przygotujcie się na koszt 20-50 euro od osoby. Najdroższe są bilety do pałacu Topkapı - kosztują ponad 50 euro. W Stambule funkcjonują też dwa cenniki, bo lokalni płacą za wejście 10 razy mniej. Cena biletów w tureckich lirach zmienia się dynamiczne, bo w Turcji jest bardzo wysoka inflacja.

Drobne ostrzeżenie: nie myślcie, że kupując bilety typu Skip-the-Line nie będziecie stali w żadnej kolejce. Oznaczają one tylko, że nie będziecie stali w kolejce do kasy biletowej (bo bilety już macie - sprytne, prawda?). Będziecie natomiast stali w kolejkach do bramek bezpieczeństwa. Czasami bardzo długich.
W Stambule odbywa się jedyny na świecie transkontynentalny maraton.

To, co zachwyciło mnie w Stambule, to dostępność większości atrakcji. W wielu muzeach na świecie trzeba bukować bilety na tygodnie przed wizytą, tymczasem w Stambule wszystko jest dostępne od ręki. Podobnie rzecz ma się z wycieczkami z przewodnikiem, rejsami, a nawet miejscówkami w znanym klubie jazzowym. W mieście są tysiące turystów i jakoś się wszędzie mieszczą. To dla mnie jedna z zagadek tego miasta.

Muszę przy okazji zamieścić tu brutalną, ale istotną uwagę. Nie zapomnijcie skorzystać w muzeach z łazienki. W Stambule dość trudno jest bowiem o przyzwoitą toaletę. W lepszych restauracjach i kawiarniach są łazienki w niezłym stanie, ale stoi do nich zwykle spora kolejka, no i nigdy nie ma pewności, że nie traficie do kabiny w stylu tureckim, czyli wymagającej wykonania przykucu słowiańskiego. W tym kontekście bardzo serdecznie odradzam noszenie w Stambule powłóczystych kreacji.

Wszędzie kontrole
Stambuł ma niestety dość bogatą historię ataków terrorystycznych. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat co kilka lat zdarzało się coś nieprzyjemnego. Do zamachów przyznawała się Al-Kaida, tzw. państwo islamskie lub bojownicy walczący o wolność Kurdystanu. W mieście zdarzają się też protesty i wiece o dość burzliwym przebiegu. Dodajmy też, że zdecydowana większość mieszkańców opowiada się przeciwko aktualnej władzy, więc napięć nie brakuje. Nie dziwcie się zatem, że będziecie w Stambule bacznie obserwowani i kontrolowani na każdym kroku.

Wchodząc do większości instytucji, zabytkowych budowli, niektórych meczetów, a nawet niektórych bazarów będziecie musieli przejść przez bramkę taką jak na lotnisku.

W naszym, całkiem sporym międzynarodowym hotelu, bramka prześwietlająca bagaż i wchodzące osoby stała przy głównym wejściu, a dodatkowa znajdowała się przy wejściu do baru na dachu budynku. W wielu miejscach będą Was też obserwować uzbrojeni po zęby żołnierze.

Zwierzęta
Stambuł jest pełen zwierząt. Zwłaszcza trzech dominujących gatunków, o których poniżej. Nie widzieliśmy natomiast szczurów, myszy i lisów, choć na pewno tam są.
Po pierwsze, gołębie. Symbolizują pokój i przywiązanie do rodziny. Do domu, w którym jest gołąb, nie wchodzą dżinny (czyli niekoniecznie życzliwe duchy). Rachunek jest więc prosty: lepiej użerać się z gołębiem niż ze złym duchem. W sumie też bym wolała. Na stambulskich cmentarzach zauważycie, że na wielu nagrobkach umieszczono poidełka dla ptaków.

W całym mieście jest mnóstwo gołębi, a przy niektórych placach funkcjonują niewielkie kioski sprzedające ptasie jedzenie. Hodowanie gołębi jest częścią tureckiej tożsamości, więc zapewne zobaczycie nie raz krążące nad miastem stada tych ptaków.

Jeśli będziecie uważnie oglądać fasady starych budynków, być może uda Wam się dostrzec ptasie domki. Osmańscy architekci projektowali „pałace dla ptaków” w meczetach, medresach i pałacach. Takie jak na zdjęciu poniżej↓↓↓

Turcy osmańscy urządzali miasta w taki sposób, by psy mogły znaleźć resztki mięsa. Wystawiali też poidełka ptakom, nakazywali leczenie rannych bocianów i koni. Jeśli chodzi o podejście do zwierząt, można by się więc od nich sporo nauczyć.

Po drugie, wszystkie koty są nasze. Nikt nie policzył bezpańskich kotów, ale szacunki mówią, że jest ich w mieście od 125 tysięcy do miliona. Religia islamska uznaje koty za zwierzęta czyste i obdarzone błogosławieństwem Proroka, włóczą się więc one swobodnie także po meczetach.

Kotka o imieniu Gli, która przez szesnaście lat mieszkała w Hagia Sophia, doczekała się swojego biogramu w Wikipedii.
Odeszła do krainy wiecznych saszet i kocimiętki w 2020 roku – a do tego czasu jej strona na Instagramie miała 118 tysięcy obserwujących. Nie muszę dodawać, że dzisiaj w świątyni mieszka kolejny kociak.

Przed 2021 rokiem koty uważane były za część wyposażenia domu i traktowane jak rzeczy. Od 2021 roku funkcjonują oficjalnie, razem z innymi zwierzętami domowymi, na prawach żywych istot. Rezultat? Za zrobienie krzywdy zwierzęciu grozi od pół roku do czterech lat więzienia.
Każda ulica ma swoje koty. Ludzie budują im domki (niektóre wyglądają jak arcydzieła mikroarchitektury), wystawiają miseczki z wodą i jedzeniem. Miasto zainstalowało też w automaty z kocią karmą - można więc bez trudu postawić zwierzakowi kolację.

Po trzecie, życie psa w Stambule wcale nie jest pieskie. Jest ich w mieście plus/minus sto tysięcy. Bezpańskie psy spotkacie wszędzie - są przyjazne, choć kontakt z nimi jest ograniczony, bo zwykle leżą i trawią. Są też oczywiście psy trzymane w domach. W dzielnicy, w której mieszkaliśmy wieczorami roiło się od psów wyprowadzanych na spacer.
„Psy mówią, ale tylko do tych, którzy wiedzą jak słuchać” , napisał Orhan Pamuk w powieści Nazywam się Czerwień.

Boji, pies który jeździ komunikacją miejską, znalazł się na bitcoinie. Ma to wspomóc zbieranie funduszy na stambulskie psiaki. Bezpańskie psy doczekały się też pełnometrażowego filmu dokumentalnego pt. Stray. Link do trailera macie tutaj ↓↓↓

W 2004 roku prezydent Erdoğan wprowadził prawo stanowiące, że bezpańskie zwierzaki mogą mieszkać na ulicy. Turcja była jedynym krajem na świecie o takiej legislacji.
W 2024 roku ten sam prezydent zauważył jednak, że w Turcji jest dużo więcej bezpańskich psów niż w jakimkolwiek innym rozwiniętym państwie. I zarządził wyłapywanie psiaków, które nie znalazły adopcyjnego domu. Plan jest taki, że do 2028 roku wszystkie bezpańskie psy mają znaleźć schronienie, natomiast te nieuleczalnie chore lub agresywne mają zostać uśpione.

Oczywiście, bezpańskie psy bywają wielkim problemem. Pewna organizacja wspierająca nowe prawo twierdzi, że od 2022 roku w wyniku ataków bezdomnych psów zmarło w Turcji 65 osób. Prawo to budzi jednak potężne społeczne protesty. Niektóre firmy adoptują psiaki i trzymają je w biurach, pewien hotel zbudował na swoim terenie schronisko, a weterynarze oferują darmowe szczepienie dla psów osób, które zdecydowały się wziąć zwierzę do adopcji. Z tego, co widać było w Stambule jesienią 2025, pieski mieszkające na ulicy mają się dobrze. Sytuacja jest jednak rozwojowa.

Muzea
Napisałam już, że są piekielnie drogie (zaskoczenie niemiłe). To teraz napiszę, że są fantastyczne (zaskoczenie miłe). O miejscu, które zachwyciło mnie najbardziej ze wszystkich muzeów, jakie widziałam w życiu, napisałam w tym poście↓↓↓

Nie wpadłabym raczej na to, że Stambuł ma tak świetne muzeum sztuki nowoczesnej. A jednak! Muzeum Istanbul Modern jest młode: liczy sobie nieco ponad dwadzieścia lat i dzisiaj znajduje się w nowoczesnym Porcie Galata (poprzednią siedzibę miało w innej części miasta).
Sytuacja polityczna w Turcji nie sprzyja wolności słowa, awangardowej sztuce i tym podobnej wywrotowej działalności. Dlatego muzeum Istanbul Modern jest prywatne, nie państwowe.
Utrzymuje się z prywatnych donacji i stale zmaga z próbami cenzurowania wystawianych dzieł. A co wystawia? Głównie sztukę turecką tworzoną od drugiej połowy XX wieku. Stała ekspozycja podzielona jest na działy: miasto, człowiek, natura, polityka, granice etc. Poniżej na zachętę zamieszczam próbkę tego, co można tam obejrzeć.

Morze, mgła i łódź. Ludzie wyglądają jak mróweczki, łódź - jak żywe stworzenie. Avni Arbaş studiował i przez 30 lat tworzył w Paryżu, nie przyłączył się jednak do żadnego z dominujących w sztuce trendów.

Lewa strona obrazu to adaptacja obrazu Łaźnia turecka Jeana-Auguste'a-Dominique'a Ingresa, prawa stanowi nawiązanie do Wielkiej łaźni w Bursie, pędzla Jean-Léona Gérome’a. Na obrazie między kąpiącymi się siedzi również Baykam. Bo to jego łaźnia, a nie zachodnich artystów, którzy do tureckich łaźni nie mieli wstępu, ale nie przeszkodziło im to w uczynieniu z nich erotycznej fantazji.

Szkolna tablica z ręką manekina w garniturze nawiązuje do przełomowego mementu w historii: przejścia od liter arabskich do alfabetu łacińskiego w Turcji, wspieranego przez Mustafę Kemala Atatürka. Zdjęcie Atatürka przy tablicy z łacińskim alfabetem zapisane jest ponoć w pamięci wielu Turków najstarszego pokolenia.

Moc, szybkość, próżność. Oraz mniej zabawne przesłanie, mówiące o nieumiejętności poruszania się bez wskazówek i poza wytyczonym szlakiem.

Muzeum Istanbul Modern, Kılıç Ali Paşa Mahallesi, No:1/1, Tophane Iskele Caddesi No:1. Otwarte we wtorki, środy, czwartki, soboty i niedziele od 10 do 18. W piątki – od 10 do 20. W poniedziałki zamknięte. Bilety kosztują kilkanaście euro.

Bazar
Jestem przekonana, że nie da się spacerować po Stambule nie przechodząc przez jakiś bazar. Wybierzecie się pewnie na Wielki Bazar, gdzie kwitnie handel dywanami, złotem i podróbkami oraz na Bazar Egipski, gdzie piętrzą się wydmy przypraw i herbaty. Warto też się przejść po mniejszych targowiskach, jakich mnóstwo w różnych dzielnicach. Będziecie też chcąc nie chcąc mijać niewielkie bazary zagnieżdżone w przejściach podziemnych.

W okolicach bazarów zdarzają się rzeczy zadziwiające. Przeczytałam na przykład, że przy Spice Bazaar można kupić pijawki, do dzisiaj używane przez Stambulczyków w celach leczniczych. Dowiedziałam się o tym niestety już po powrocie z Turcji, więc nie zdążyliśmy sprawdzić.

W jakim mieście widać najwięcej osób w strojach z logo Gucci, Chanel, Dior czy Louis Vuitton? Nie w Paryżu i nie w Los Angeles, tylko właśnie w Stambule. To chyba jedyne miejsce na świecie, gdzie markowa torebka nie jest symbolem statusu. Bo wszyscy mają podobną. No właśnie - podobną. Na stambulskich bazarach można się bowiem zaopatrzyć w tańsze odpowiedniki ekskluzywnych przedmiotów.

I wiecie co? Choć nie akceptuję kopiowania zastrzeżonych wzorów i nie kupuję podróbek, dość zabawnie jest obserwować, jak luksus przestaje być luksusem, a staje się przedmiotem codziennego użytku. Cały Stambuł odziany radośnie w podróby ekskluzywnych ciuchów spuszcza trochę powietrza z całej europejsko-amerykańskiej napinki związanej z prestiżem, statusem społecznym, old money i tego typu głupstwami.

Kapalı Çarşı, czyli Grand Bazaar, czyli Wielki lub Kryty Bazar to jeden z największych bazarów w Turcji. Zajmuje powierzchnię ponad trzech hektarów (to więcej niż cztery boiska do piłki nożnej). A na tych hektarach funkcjonują dwadzieścia dwie bramy, sześćdziesiąt pięć ulic, dwa meczety i cztery fontanny. Oraz trzy i pół tysiąca sklepików, w których pracuje dwadzieścia dwa tysiące osób. Kolejne trzysta tysięcy do pół miliona dziennie przychodzi tu kupować lub tylko się pogapić.

W czasach Bizancjum był w tym miejscu plac targowy. Turcy po podboju miasta zbudowali tu hale dla jubilerów i antykwariuszy (połowa XV wieku). Do XIX wieku na bazarze handlowano także niewolnikami.
Grand Bazaar otwarty jest od poniedziałku do soboty, od 8.30 do 19.00.

Mısır Çarşısı, Bazar Przypraw zwany też Bazarem Egipskim, to jeden z najstarszych bazarów w mieście. Jego nazwa pochodzi z czasów, kiedy Konstantynopol był końcowym przystankiem Jedwabnego Szlaku i rodzajem handlowego hubu, z którego rozwożono towary dla całej Europy. W XV wieku przyprawy przewożono z Azji Południowo-Wschodniej do Egiptu, a stamtąd przez Morze Śródziemne do Stambułu.

Dzisiaj o Jedwabnym Szlaku dawno zapomniano, ale tradycja handlu przyprawami pozostała. Jeśli zatem szukacie przypraw, orzechów lub słodyczy lokalnej produkcji, to jesteście we właściwym miejscu. Bazar ma kształt litery L i sześć bram. Znajduje się obok Nowego Meczetu nieprzypadkowo, został bowiem wybudowany, by wspierać meczet finansowo.
Bazar Egipski, czynny codziennie od 8 rano do 19.30.




Komentarze