top of page
  • Zdjęcie autoraKatarzyna Stachowicz

Z pazurem

Zaktualizowano: 24 cze 2023

Zanim Rok Tygrysa przejdzie w Rok Królika, chciałabym Wam opowiedzieć właśnie o tygrysach. Niech to będzie mój wkład w tak powszechnie lubianą tematykę słodkich kotków.


Pamiętacie pierwszą książkę, z jaką mieliście do czynienia? U nas w rodzinie to był Kubuś Puchatek. Zawsze jednak wolałam ciąg dalszy - czyli Chatkę Puchatka, bo pojawił się w niej nowy bohater. Tygrys. Dzięki niemu nieco ospałe życie w Siedmiomilowym Lesie od razu nabrało tempa.


Wiele lat później przeczytałam, że na przykładzie bohaterów książki A.A. Milne’a można opisać większość psychicznych problemów, od wahań łaknienia i dysleksji, przez ADHD i nerwicę natręctw, po zaburzenia dwubiegunowe i depresję. Puchatek i jego przyjaciele mieli ucieleśniać różne objawy zespołu stresu pourazowego, na który ponoć cierpiał autor książki po doświadczeniach na froncie podczas pierwszej wojny światowej.


Nadpobudliwość, impulsywność i lekkomyślność Tygryska miałyby zatem świadczyć o przeżytym przez niego koszmarze. No i niech mnie ktoś przekona, że warto być dorosłym! Zamiast cieszyć się wygłupami ulubionego bohatera człowiek się zastanawia, co potwornego sprawiło, że jest aż tak nakręcony.

Kubuś Puchatek ilustracja w książce
Od razu widać, o co chodzi. Czyli Puchatek z Prosiaczkiem ze zgrozą (jak mniemam) obserwują harce Tygryska. Ilustracja z książki A.A. Milne’a "Chatka Puchatka".

A zatem: czy Tygrys to ucieleśnienie osoby z ADHD, osobnik z nieprzerobioną traumą czy też może po prostu wewnętrzne dziecko, którego każą nam szukać terapeuci? Najchętniej wybrałabym tę ostatnią opcję. Entuzjastycznie nastawiony do świata, ciekawy wszystkiego, odważny Tygrys jest dla mnie wyjątkowo atrakcyjny, bo nie boi się iść własną drogą. Zobaczcie zresztą, ile takich Tygrysów jest w literaturze: od Pippi Langstrumpf po hrabiego Monte Christo i Lisbeth Salander. Z drugiej strony, obfitujące w zaskakujące wydarzenia codzienne życie z Tygrysem musi być koszmarem…


Tygrys oznacza też dla mnie tę nieokiełznaną część naszej natury, której się trochę obawiamy. I zresztą słusznie, bo kiedy dochodzi do głosu, łatwo wpaść w kłopoty. Dlatego tak często na kontakt z Tygrysem reagujemy jak Kłapouchy - poniżej zamieszczam jeden z moich ulubionych książkowych dialogów ever.


Fragment książki Chatka Puchatka A.A. Milne’a, w tłumaczeniu Ireny Tuwim.

Milne’owski Tigger ma kuzyna z Ameryki. Czytaliście Calvina i Hobbesa? Ta fantastyczna seria komiksów ukazywała się w gazetach przez dziesięć lat (1985-1995). Pierwszy „pasek” z rysunkową historyjką wydrukowało 35 amerykańskich gazet, ale w szczycie sławy komiks pojawiał się w 2400 gazetach na całym świecie! A wszystko wzięło się z tego, że rysownik Bill Waterson nudził się jak mops pracując w agencji reklamowej. I wymyślił wywrotową opowieść o nadpobudliwym i bardzo inteligentnym chłopczyku oraz o jego pluszaku - tygrysku. Calvin imię dostał po szesnastowiecznym teologu i filozofie, zaś jego tygrys nosi to samo nazwisko, co Tomasz Hobbes, siedemnastowieczny filozof słynny ze sceptycyzmu odnośnie ludzkiej natury. To ten, który popularyzował koncepcję Plauta, że „człowiek człowiekowi wilkiem”.


Komiks Watersona jest fascynujący. Moje dzieci pękały przy nim ze śmiechu, ale da się też przygody Calvina i Hobbesa czytać jako dialog dwóch filozofów. Zabawne też, że przy rozbrykanym Calvinie to Tygrys wydaje się głosem rozsądku i spokojnego dystansu do świata. I tu dochodzę do najciekawszej sprawy dotyczącej literackich tygrysów: otóż najczęściej wcale nie są tygrysami.


Mistrzowie filozofii. Fragment strony z komiksu Billa Watersona „Calvin i Hobbes”, w tłumaczeniu Piotra W. Cholewy, Wydawnictwo Egmont Polska, 2012

Kim jest Shere Khan w Księdze Dżungli? Jako mała dziewczynka byłam pewna, że po prostu złym drapieżnikiem dybiącym na życie małego chłopca. Później czający się w gąszczu dziki tygrys zaczął kojarzyć mi się z wszystkim tym, co groźne i nieuniknione.

Złowieszczy cień. Henri Rousseau, Surpised! / Zaskoczony!, 1891, fragment obrazu, National Gallery, Londyn.

Tygrys Kiplinga był groźny i straszny. Zupełnie inny od tygrysa opisanego w jednej z moich ulubionych książek, w którym zwierzę to ucieleśnia życiową mądrość, pewność siebie i spokojną siłę.

„Oto w jaki sposób Tracy dostał swego tygrysa: kiedy miał trzy lata i uczył się nazywać rzeczy, usłyszał, że ktoś woła: Tygrysie! Tracy nie wiedział, co to znaczy, ale zapragnął mieć własnego tygrysa. Pewnego dnia, chodząc z ojcem po mieście, zobaczył coś dziwnego w oknie rybnej jadłodajni. - Kup mi tygrysa - powiedział. - To jest homar - wyjaśnił ojciec. - W takim razie nie chcę go – odparł chłopczyk.”

/ William Saroyan, Tracy i jego tygrys, tłum. Iwona Żółtowska


Tracy i jego tygrys, zapomniana powieść zapomnianego autora Williama Saroyana, tylko wygląda na książkę dla dzieci. Na okładce mojego dość wiekowego wydania jest - a jakże - rysunkowy tygrys, rzecz napisana jest też prostym językiem, jak w opowieściach dla młodszych czytelników. Historia również jest prosta: życie Thomasa Tracy’ego, młodzieńca żyjącego w Ameryce w latach 50-tych, zasadniczo się odmienia, kiedy odnajduje on tygrysa.

Eugène Delacroix, Jeune tigre jouant avec sa mère / Młody tygrys bawiący się z matką, 1830, Luwr.
„Pewnego dnia wybrał się do zoo. (...) Wtedy to niespodziewanie stanął oko w oko ze swoim tygrysem. Okazała się nim pogrążona we śnie czarna pantera. Zbudziła się natychmiast, uniosła głowę i spojrzała na Tracy’ego; powstała, wydała pomruk właściwy panterom, co zabrzmiało jak „grrr”, i zbliżyła się do rogu klatki. Przez chwilę przyglądała się chłopcu, a następnie ruszyła ku podwyższeniu, na którym przedtem spała. Ułożyła się tam ociężale i popatrzyła w dal, a spojrzenie jej biegło w przestwór lat i odległości tak długo i daleko, jak lata i odległości istnieją w przestworzach. Tracy stał przy klatce, obserwując czarną panterę. Patrzył na nią przez całe pięć minut, potem wyrzucił niedopałek papierosa, odchrząknął, splunął i opuścił zoo. - To jest właśnie mój tygrys - powiedział. Nigdy już nie wrócił, żeby popatrzeć na swego tygrysa; wcale nie było mu to potrzebne. Miał go. Miał go na własność, bo przez pięć minut obserwował tamto zwierzę patrzące w dal z obojętnością i dumą - jak to zwykle tygrysy.”

/ Tracy i jego tygrys


Tracy i jego niewidzialny towarzysz byli nierozłączni. W kluczowych momentach do głosu dochodził stanowczy i mądry Tygrys: najpierw pomógł Tracy’emu zdobyć upragnioną pracę, potem - miłość życia. Jak łatwo się domyśleć, kłopoty zaczynały się wtedy, gdy Tygrysowi zdarzyło się przysnąć.

Jak stawić czoła śmiertlenmu zagrożeniu? Plakat do filmu Life of Pi. Zdj. Flickr, CC BY-NC-SA 2.
„Musiałem poskromić Richarda Parkera. (…) Nie była to kwestia typu on albo ja, ale raczej on i ja. Jechaliśmy, w sensie niemal dosłownym i bardzo realnym, na tym samym wózku. Mogliśmy przeżyć - lub umrzeć - tylko razem. Tygrys mógł oczywiście zginąć przypadkowo lub zdechnąć z przyczyn naturalnych, ale byłoby głupotą z mojej strony liczyć na taką ewentualność. Najbardziej prawdopodobny był wariant najgorszy: że wraz ze zwykłym upływem czasu jego zwierzęca wytrzymałość zatriumfuje nad moją ludzką kruchością.”

/ Yann Martel, Życie Pi, tłum. Joanna Rusinek.


Pamiętacie Życie Pi, literacki przebój wczesnych lat 2000? Kanadyjski pisarz Yann Martel zdobył nagrodę Bookera, ale pozostał ewidentnie autorem jednej książki. Choć najwyraźniej jest ona wiecznie żywa. Nie ma ostatnio dnia, by z brytyjskich mediów nie wyskoczyła na mnie reklama teatralnej adaptacji powieści Martela, która jest jednym z najpopularniejszych przedstawień na West Endzie. Nie ma się czemu dziwić: historia chłopca, który przeżył katastrofę morską i musi przetrwać na szalupie ratunkowej, dzieląc się przestrzenią z tygrysem bengalskim, jest gotowym materiałem na hit. Nie widziałam ani sztuki, ani adaptacji filmowej Anga Lee, ale domyślam się, że obie są spektakularne.

Zdj. Davidvraju, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Siłą (momentami dość słabo napisanej) powieści Martela jest oczywiście jej malowniczość, ale też, jak w wypadku wszystkich dobrych historii - jej niejednoznaczność. Dzięki temu adaptację teatralną można pokazać dzieciom (ale starszym, młodsze mogłyby potem wymagać kosztownej serii wizyt u terapeuty) jako atrakcyjny poradnik radzenia sobie w każdych warunkach i dowód na to, że nigdy nie należy się poddawać.


Starszym widzom warto byłoby zadać pytanie, kim jest Richard Parker? Dlaczego Pi Patel nadał tygrysowi imię, jakie mógłby nosić jego znajomy ze szkolnej ławy, a nie nazwał go Kiciuś, Mruczek czy jakoś tak? Czy opisany w książce tygrys to po prostu zwierzę uratowane przed utonięciem? A może dzikie i nieokiełznane alter ego bohatera, które dochodzi do głosu w czasie walki o przetrwanie? Albo współpasażer rozbitek, z którym trzeba toczyć boje o topniejące zapasy jedzenia i wody?

Kawanabe Kyosai, Smok i Tygrys, ok. 1860-70, fragment.

Pi Patel tuż po katastrofie statku ratuje tygrysa przed utonięciem. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, zupełnie jakby podświadomie przeczuwał, że będzie go bardzo potrzebował.

„Dzięki niemu nie rozmyślałem zbyt wiele o rodzicach i moim tragicznym położeniu. Dostarczał mi bodźca do życia. Nienawidziłem go za to, ale jednocześnie byłem mu wdzięczny. Jestem wdzięczny do dziś. Bo prawda wygląda tak, że gdyby nie Richard Parker, nie żyłbym dzisiaj i nie mógłbym opowiedzieć swojej historii.”

/ Życie Pi


Wydawało mi się niemożliwe, żeby Yann Martel nie znał powieści Saroyana – bo obie historie mają dużo wspólnego. Miałam nawet kiedyś okazję zadać Martelowi to pytanie osobiście - powiedział mi, że Saroyana nie czytał.

Zdj. Radovan Zierik / Pexels

Najdziwniejsze literackie tygrysy mają niebieski kolor. Wymyślił je jeden z pisarzy, których uważam za czarnoksiężników. Jorge Luis Borges. Uwielbiam go za wiele rzeczy, w tym za to, że kochał tygrysy. I napisał na przykład opowiadanie Błękitne Tygrysy, którego bohater jedzie w podróż, by odnaleźć gatunek wielkiego dzikiego kota o niezwykłym kolorze futra. Jak się domyślacie, nic z tego. W zamian znajdzie natomiast dziwne niebieskie kamienie, które raz zabrane z miejsca spoczynku nie dają się wyrzucić. Im usilniej bohater Borgesa próbuje się ich pozbyć, tym jest ich więcej (taka odwrotność „im bardziej szukał Prosiaczka, tym bardziej go tam nie było”, cytuję z pamięci, więc niedokładnie).


Tygrys w opowiadaniu Borgesa nie jest tygrysem, trochę jak ten u Saroyana. I trochę jak ten w wierszu, który napisał tracący wzrok argentyński pisarz i poeta.


„Z biegiem lat opuszczały mnie
Wszystkie piękne kolory;
Teraz pozostało mi już tylko
Zamglone światło, cień nieprzenikniony
I pierwotny blask złota.”

/Jorge Luis Borges, Złoto Tygrysów , tłum. Dorota Elbanowska, Adam Elbanowski

Tygrys pożegnalny. Katsushika Hokusai, Tygrys w śniegu, 1849, kolekcja prywatna, Public domain via Wikimedia commons

Jorge Luis Borges i Katsushika Hokusai. Dwaj arytyści, których dzieli sto lat i kilkanaście tysięcy kilometrów. Kiedy patrzę na Śnieżnego tygrysa mam jednak wrażenie, że doskonale się znali. Tygrys Japończyka jest o wiele starszy od wiersza Borgesa, ale i tak wygląda jak ilustracja cytowanego wyżej tekstu. Borges, który miał specyficzne podejście do idei czasu, pewnie by to lubił.


Hokusai, który kojarzy mi się zawsze z obrazem przedstawiającym ogromną morską falę, kochał tygrysy pewnie nie mniej niż Borges. Pod koniec życia malował wielkie koty: przez rok (1842-43) codziennie tworzył wizerunek lwa, który miał jak talizman chronić go przed nieszczęściem. Wielokrotnie wracał też do tygrysów. Portret (używam tego określenia świadomie) zadowolonego z życia, nieważkiego, płynącego w śnieżnym powietrzu tygrysa jest być może ostatnim dziełem artysty. Podpis głosi: „Miesiąc Tygrysa, rok Koguta, stary Manji, starzec uwielbiający malować, w wieku 90 lat”. Jeśli to ma być pożegnanie, to jest ono piękne, prawda?

Kawanabe Kyosai, Tygrys patrzący w swoje odbicie w świetle księżyca, 1871/89

Nie umiałabym powiedzieć, kto pierwszy namalował tygrysa. Dość oczywiste wydaje się, że musiał to być artysta z Azji, macierzystego kontynentu tygrysów. Najstarszy odkryty w Chinach wizerunek tego zwierzęcia, statuetka tygrysa z czasów neolitu, liczy sobie siedem tysięcy lat. Tygrys jest też jednym z najważniejszych chińskich symboli. Uosabia męski pierwiastek w naturze, siłę i postęp. Zabawne, że w Azji tygrys pełni podobną symboliczną rolę, co lew w Europie. Jest na przykład uważany za króla wszystkich zwierząt (znak Wang czyli Król to cztery paski, jak te na głowie tygrysa). Jest też buddyjski odpowiednik chrześcijańskiej opowieści o świętym Hieronimie i jego lwie - niektórym świętym mężom towarzyszy tygrys.

Fragment ozdobnego parawanu Coromandel z chińskimi scenami pałacowymi, XVII wiek, Dynastia Qing, Ashmolean Museum Oxford

O tygrysie jako jednym z dwunastu zwierząt azjatyckiego Zodiaku słyszeliśmy w 2022 roku sporo - nie wiem jak u Was, ale u mnie Tygrys mocno dał się we znaki. Wielki pasiasty kocur należy też do grupy czterech mitologicznych stworzeń obdarzonych największą inteligencją (obok smoka, feniksa i żółwia), jest również jednym ze zwierząt, którym przypisane są kierunki świata. W ludowych opowieściach tygrys zabija złych ludzi i czuwa nad dobrymi, a amulety przedstawiające dzikiego pręgowanego kota służą do odganiania chorób i nieszczęść. Wizerunki tygrysa można znaleźć na nagrobkach, bo mają odstraszać złe duchy zakłócające zmarłym spoczynek.

Dwa wizerunki tygrysa. Autor Hu Zaobin, chiński malarz z początku XX wieku. Public domain via Wikimedia Commons.

Hinduistyczna wojownicza bogini Durga staje do walki z demonami jeżdżąc na tygrysie. W Indonezji tygrys pilnuje Drzewa Życia, w Korei oddala złe moce. W Tybecie natomiast tkane są dywany we wzory tygrysiej skóry: mają chronić osobę oddającą się medytacji i zapobiegać uciekaniu energii w głąb ziemi.

Jak pokonać demony? Bogini Durga jeździ na tygrysie. Durga Mahisasuramardini, Guler School, XVIII wiek, Public domain via Wikimedia Commons

W Japonii jest mniej więcej tyle samo wolno żyjących tygrysów, co w Niderlandach. Na wystawach z japońskimi drzeworytami często jednak można zobaczyć wizerunek tygrysa. Malowidła przedstawiające majestatyczne pasiaste koty przywieźli bowiem do Japonii mnisi podróżujący do Chin. Tygrysy trafiały też czasem do Kraju Wiśni jako prezenty dla wojowników i szogunów. Nie oznacza to bynajmniej, że było ich dużo. Podobnie jak w Europie, był więc kłopot ze znalezieniem tygrysich modeli dla malarzy. Niektórzy artyści malowali więc lamparty (nie wiem skąd wzięli przekonanie, że są to samice tygrysa), inni podrasowywali domowe koty.

Tygrys u mego boku. Netsuke to rodzaj zawieszki do sznura noszonego przez japońskich mężczyzn przy kimonie. Miała ona równoważyć ciężar rozmaitych woreczków zawieszonych na drugim końcu sznura, zawierających potrzebne drobiazgi - bo kimono nie miało kieszeni. Netsuke w kształcie tygrysa, Japonia, ok. 1775-1825, muzeum V&A, Londyn. Zdj. V&A Museum.

Sztuka japońska przejęła z chińskiej tradycji motyw tygrysa i smoka. Tygrys, opiekujący się Zachodem i odstraszający zło, występuje często w parze ze Smokiem, przynoszącym szczęście strażnikiem Wschodu. Tygrys zwykle jest umieszczany po lewej stronie obrazu, smok - po prawej. Symbolizują one równowagę w konflikcie, tygrys i smok są bowiem rywalami. Tygrys ucieleśnia też taoistyczną energię yin, pasywną i kobiecą, smok natomiast - aktywną, męską energię yang.

Świat w równowadze. Kawanabe Kyosai, Smok i Tygrys, ok. 1860-70.

Tygrysy pojawiły się w Europie w XVII wieku, w pierwszych ogrodach zoologicznych. I szybko stały się jednym z ulubionych malarskich tematów.

Przyczajony tygrys. Eugène Delacroix, Tygrys królewski, 1829, litografia, Luwr

Eugène Delacroix, ten od Wolności wiodącej lud na barykady, był zafascynowany światem dzikiej przyrody, tak pięknie pasującym do trendu najmodniejszego akurat w jego czasach - czyli do romantyzmu. Jest jednak mało możliwe, by widział dzikie tygrysy. Musiał najprawdopodobniej ograniczać się do obserwowania tych zwierząt w paryskim ogrodzie zoologicznym.

Jean-Léon Gérôme, Tygrys i tygrysiątka, ok. 1884

Jean-Léon Gérôme był bardzo popularnym artystą między innymi dzięki obrazom przedstawiającym zwierzęta. A niezwykłą biegłość w malowaniu tygrysów zawdzięczał długim godzinom spędzanym na podpatrywaniu tych zwierząt w paryskim Jardin des Plantes.

Rosa Bonheur, Tygrys odpoczywający na skalnej półce, obraz niedatowany, Collection Gale et Ira Drukier

Rosa Bonheur zasłynęła ze wspaniałych obrazów przedstawiających konie i psy, ale tygrys też wyszedł jej nie najgorzej. Nawet, jeśli jego poza nie wydaje się najbardziej komfortowa.

Przyczajony tygrys numer dwa. Surpised! Henri Rousseau, 1891, Galeria Narodowa w Londynie

Dzika dżungla na płótnie Celnika Rousseau nie została namalowana z natury, bo malarz nigdy nie opuścił Francji. Ale od czego kreatywność? Rousseau na obrazie umieścił więc nadnaturalnych rozmiarów kwiaty doniczkowe i rośliny podpatrzone w paryskim Ogrodzie Botanicznym. Przyczajony tygrys to też swoisty amalgamat: możliwe, że malarz wzorował się zarówno na ilustracjach zamieszczanych w magazynach przyrodniczych, obrazach Delacroix i Gérôme’a, wypchanych muzealnych eksponatach, żywych tygrysach z menażerii w Jardin des Plantes, a także najzwyklejszych domowych kotach.

Kubistyczna harmonia. Franz Marc, Tygrys, 1912, Public domain via Wikimedia Commons

Najpierw spróbujcie zasłonić palcem oko tygrysa. Cały obraz zmienia się wtedy w kompozycję abstrakcyjnych figur - nie na darmo namalował go kubista. Na stronie poświęconej twórczości Marca tygrys z obrazu opisany jest jako ucieleśnione „przeczucie szybkiej i nagłej śmierci”. No nie wiem. Dla mnie wygląda dość kiciusiowato, trochę jak tygrys Williama Blake’a, który pojawi się trochę dalej.

Zdj. Davidvraju, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Im dłużej badam temat, tym bardziej nabieram przekonania, że najsłynniejsze tygrysy są ze sobą powiązane. A ich historie układają się czasem w cały serial. Trudno na przykład nie przypomnieć sobie Shere Khana z Księgi dżungli oglądając poniższy fascynujący eksponat w londyńskim muzeum V&A.

Najdziwniejsza zabawka świata. Tippoo’s Tiger, Mysore, lata 1790, muzeum V&A, Londyn. Zdj. V&A Museum.

Ten tajemniczy przedmiot jest w gruncie rzeczy makabryczną pozytywką. Pudło przedstawiające tygrysa zagryzającego żołnierza w czerwonym uniformie można otworzyć. Wprawiony w ruch mechanizm wydaje wtedy dźwięki: ryki i jęki. Skąd taki gadżet wziął się w muzeum?


Historia zaczyna się od sułtana Tippu z dynastii Mogołów, panującego w Indiach w drugiej połowie XVIII wieku. Sułtan był nieco szurnięty na punkcie tygrysów: sam uważał się za przedstawiciela tego gatunku (zakamuflowana opcja tygrysia?), swoją gwardię ubierał w mundury w tygrysie paski, na jego dworze wszechobecny był emblemat tygrysa. Tippu miał też dość zrozumiałe ambicje polityczne, sprowadzające się do usunięcia Anglików z Indii (opcja minimum), a najchętniej ze świata (opcja de luxe). Już wiemy, że się nie udało. Mało tego. W 1798 roku Brytyjczycy zdobyli stolicę Seringapatan i zabili sułtana. A w Londynie było z tego powodu takie święto, jak w dzisiejszych czasach po wygranym mundialu.

Tippoo’s Tiger. Zdj. V&A Museum.

Zanim jednak sułtan stracił władzę i życie, wydarzył się pewien brzemienny w skutkach wypadek. W lipcu 1793 roku brytyjskie gazety rozpisywały się o tragedii: tygrys zabił w Indiach młodego Anglika. Rzecz wydarzyła się nagle, podczas polowania na jelenie na którejś z indyjskich wysp. Wyrosły znikąd tygrys porwał jednego z myśliwych. Udało się co prawda spłoszyć bestię i wyrwać nieszczęśnika z jej pazurów, ale młody Anglik wkrótce zmarł z odniesionych ran.


Zabity przez tygrysa młodzian nazywał się Hugh Munro i był synem sir Hectora Munro, generała na służbie w Indiach, zaprzysiężonego wroga ojca sułtana Tippu. Panowie Munro byli też przodkami Hectora Hugh Munro, pisarza. I tu następuje wątek osobisty, bo H.H. Munro, piszący pod pseudonimem Saki, jest jednym z moich ulubionych autorów. Z prostego powodu: jego cudownie sarkastyczne opowiadania są dla mnie jak wzorzec z Sèvres brytyjskiego humoru. No i też chyba nie przez przypadek sporo w nich wątków pożerania ludzi przez dzikie zwierzęta (choć Saki bynajmniej nie ogranicza się do tygrysów - pisze o krwiożerczych hienach, wilkach, a nawet olbrzymich fretkach).

Tippoo’s Tiger. Zdj. V&A Museum.

Wracając do eksponatu z muzeum: wieść o śmierci młodego Munro bardzo ucieszyła sułtana Tippu, który uznał, że tygrysy też nienawidzą Anglików. I na pamiątkę tego przyjemnego wydarzenia kazał zrobić mechaniczną zabawkę, którą można oglądać w V&A. Chwilowo było więc 1:0 dla tygrysów, ale wkrótce sytuacja się zmieniła. Jak już wspomniałam, pięć lat potem sułtan został pokonany. A tygrysy zaczęły przegrywać pojedynek z ludzką rasą.

Ekscentryczna ozdoba półki nad kominkiem. Ceramiczna figurka „The Death of Munrow”, ok. 1830, V&A , Londyn, zdj. V&A Museum

Motyw Anglika pożeranego przez tygrysa zrobił niespodziewaną karierę w popkulturze (a raczej w tym, co ją poprzedzało). Manufaktura ceramiczna ze Staffordshire produkowała całe serie figurynek przestawiających wesołą scenkę pt. „śmierć Munro”, wzorowanych na upiornej pozytywce sułtana. Ludzka fantazja jest dla mnie doprawdy nieprzenikniona.


A jesienią 1793 roku lub nieco później (daty są niepewne), czyli kilka miesięcy po nieszczęśliwym wypadku z tygrysem, William Blake wydał zbiór wierszy „Pieśni doświadczenia”. Znalazł się w nim iluminowany przez poetę wiersz o tygrysie.


William Blake, The Tyger, fragment „Songs of Experience” / „Pieśni dośwaidczenia”, 1794, British Museum.

„Tygrysie! Łuną dzikiej mocy

W ogromnych świecisz borach nocy!

Twą przeraźliwą piękność jakież

Stworzyły ręce, jakież oczy?

W jakich głębinach czy niebiosach

Zażegła się twych ślepi siła?

Jaka ją burza tu przyniosła?

Jaka ją śmiałość pochwyciła?

Czyja to sztuka, czyje dzieło

Potworne mięśni twoich sploty?”

/ Fragment wiersza Williama Blake’a w przekładzie Zygmunta Kubiaka


Tyger Blake’a to ucieleśnienie siły i brutalności. Można w nim widzieć echo wypadku z panem Munro, łatwo też dopatrzeć się aluzji do szalejącej właśnie po drugiej stronie Kanału rewolucji francuskiej.


Wiersz traci jednak na dramatyzmie, jeśli przyjrzycie się rysunkowi Blake’a. Wszystko przez to, że tygrys wygląda nie jak bestia, lecz raczej jak maskotka z Kubusia Puchatka. I to jest dziwne. Blake umiał w przerażający sposób namalować nawet pchłę - dlaczego więc zamiast tygra wyszedł mu kiciuś?

Wielki pieszczoch. George Stubbs, A Tiger and a Sleeping Leopard / Tygrys i śpiący lampart, 1788, Public domain via Wikimedia Commons

Jest kilka wyjaśnień. Tygrysy nie były w czasach Blake’a zwierzętami powszechnie znanymi w Europie. Blake mógł jednak widzieć żywe tygrysy: na przykład w działającej od połowy XVIII wieku menażerii w Tower lub na Wystawie Dzikich Zwierząt Pidcocka przy Strandzie. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że zwierzaki trzymane w menażeriach były w fatalnych stanie. Za malarski model służyłyby zatem ledwie żywe osobniki. Możliwe również, że Blake wzorował się pracach George’a Stubbsa. Który też się specjalnie nie popisał, bo na przykład na szkicu powyżej przedstawił tygrysa jako rozleniwionego wielkiego puchatego kota. Co trochę mnie dziwi, bo Stubbs, znakomity anatom i niezrównany malarz koni, był również autorem Anatomii porównawczej ludzi, kur i tygrysów.

Pamiątka z wycieczki. Jeden z obrazów Panjabi Company Painting, malowanych w XVIII i XIX wieku przez indyjskich artystów dla Brytyjczyków. A tiger-hunt / Polowanie na tygrysy, artysta nieznany, ok. 1892. Victoria & Albert Museum, Londyn. Zdj. V&A Museum.
„Po kapitulacji Seringapatam zabijanie tygrysów stało się zasadniczą miarą męstwa Brytyjczyka w Indiach. (…) Wizyta znamienitego cudzoziemca w pałacu nie mogła być uznana za odbytą, jeśli w programie nie znalazło się polowanie na tygrysa. Aby gościa nie narażać, a przy tym by nie poczuł się zawiedziony, tygrysy często zawczasu odurzano za pomocą mięsa zaprawionego opium, co umożliwiało oddanie bezpiecznego i pewnego strzału.”

Eliot Weinberger, Z rzeczy pierwszych, tłum. Mikołaj Denderski


Polowanie na tygrysy stało się popularnym sportem. Choć raczej nie wśród tygrysów.


„George Yule ze Służby Cywilnej Bengalu zabił czterysta, po czym zaniechał dalszego liczenia. Pułkownik Rice zabił dziewięćdziesiąt trzy w ciągu czterech lat. Montague Gerard zabił dwieście dwadzieścia siedem. Maharadża regionu Surguja – tysiąc sto pięćdziesiąt. Maharadża Scindii położył co najmniej siedemset. Jego goście zabili nie mniej niż dwieście. Maharadża Gauripuru ubił pięćset i zaprzestał dalszej rachuby.”

/ Z rzeczy pierwszych


Według Czerwonej Listy Zagrożonych Gatunków (IUCN 2015), tereny zamieszkiwane przez tygrysy zmniejszyły się o 93 proc. Zaledwie w ciągu pierwszej dekady lat 2000 tygrysy straciły niemal połowę swoich łowieckich terytoriów. Ludzkie osiedla wkraczają w coraz większym stopniu na obszary tygrysów - ich habitat jest dzielony na małe kawałki i stale pomniejszany. Niestety, zwierzęta te nie potrafią przetrwać na niewielkich skrawkach dzikiej przyrody. Na zbyt małych terenach zabijają je mutacje genetyczne, susza, epidemie. Możliwości pokojowego współistnienia ludzi i tygrysów są więc coraz bardziej ograniczone, a tymczasem wypierające tygrysy z ich naturalnego środowiska plantacje palm kauczukowych i olejowych wciąż rosną.

Alex Beattie, Celestial Tigers Self-Isolate, obraz wystawiany na Summer Exhibition 2021 w Royal Academy of Arts w Londynie.

Efekt? Tygrysy są dziś gatunkiem uznanym za zagrożony. WWF podaje, że w ciągu ostatnich stu lat wymarło 97 proc. światowej populacji tygrysów. Choć liczba ta wydaje mi się zawyżona (jeśli porównacie inne statystyki, które cytuję, zobaczycie, że sie to wszystko sumuje nieco inaczej), trudno nie dostrzegać problemu. Na Ziemi żyło niegdyś sto tysięcy tygrysów, należących do dziewięciu podgatunków. Wymarły już trzy z nich (balijski, kaspijski, jawajski). 175 krajów świata, zakazało międzynarodowego handlu zagrożonymi gatunkami. Niestety, polepsza to sytuację tygrysów tylko w niewielkim stopniu.


W 2010 roku powstał Global Tiger Recovery Plan, którego celem było podwojenie populacji tych drapieżników do Roku Tygrysa (czyli mniej więcej do teraz). Plan startował z poziomu 3200 osobników, dziś jest ich 3900, czyli raczej nie ma szału, choć przynajmniej ilość tygrysów na świecie przestała dramatycznie maleć.

Najwięcej szans na przetrwanie mają tygrysy bengalskie w Indiach, gdzie jest ich prawie trzy tysiące. Mniej optymizmu naukowcy wyrażają w odniesieniu do tygrysów indochińskich, syberyjskich, sumatrzańskich i malajskich, bo zostało ich po kilkaset sztuk.
W prywatnych hodowlach tylko w stanie Teksas żyje więcej tygrysów, niż pozostało tych zwierząt na wolności. Zdj. Jesùs Esteban San José / Pexels

Jeśli marzy się Wam tygrysiątko na własność, polecam Stany Zjednoczone. W kraju tym jest już bowiem ponad pięć tysięcy tygrysów. (W stanie wolnym na świecie żyją niecałe cztery tysiące). Trzydzieści amerykańskich stanów pozwala na posiadanie tych zwierząt przez osoby prywatne. W niektórych z tych stanów wystarczy tylko wypełnić odpowiedni formularz zgłoszeniowy i wykupić licencję za całe 30 USD (podaję dane za The Guardian, https://www.theguardian.com/world/2021/sep/21/tiger-trafficking-america) i gotowe – tygrys może być Wasz. Dziewięć amerykańskich stanów nie wymaga żadnej papierologii. Oznacza to, że własnego tygrysa może mieć właściwie każdy.

Zdj. Vignesh / Pexels

Ogromna większość amerykańskich tygrysów żyje w domach ludzi, w minizoo, w prywatnych hodowlach. Z danych WWF wynika, że tylko 6 proc. tygrysów w Stanach Zjednoczonych przebywa w ogrodach zoologicznych i innych przybytkach akredytowanych przez Association of Zoos and Aquariums, czyli znajdujących się mniej więcej pod kontrolą. Śliczne tygryski, z którymi można sobie robić zdjęcia, to w Stanach niezły biznes. A ponieważ przydatność do użycia tygryska kończy się szybko - wraz z momentem, kiedy staje się on niekontrolowalnym drapieżnikiem - popyt na tygrysie dzieci jest cały czas spory.


Jak na te statystyki, właścicielom tygrysów żyje się spokojnie. Od 1990 do 2006 roku zgłoszono zaledwie (?) 27 ataków tygrysa na człowieka, w wyniku których życie straciło siedem osób i większość biorących udział w wydarzeniach tygrysów. Pomyślcie jednak o sąsiadach ludzi trzymających u siebie tygrysy - tamci dopiero mają życie pełne atrakcji! Na przykład od 1990 roku w Stanach Zjednoczonych zgłoszono prawie 800 ucieczek wielkich dzikich kotów z domowych hodowli. Tak sobie myślę, że jednak lepiej bym się czuła, gdyby sąsiadowi zwiewał jamniczek, a nie tygrys.

Zdj. Tuesday Temptation / Pexels

Hodowla tygrysów nie jest wyłącznie specjalnością amerykańską. Tygrysie farmy prosperują też w Azji: w Chinach, Tajlandii, Laosie i Wietnamie. WWF szacuje liczbę tygrysów w hodowlach w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej na siedem-osiem tysięcy. I tu dochodzimy do tematów nieprzyjemnych. Dorosłe tygrysy są kłopotliwe, o ile są żywe. Ale za to bardzo cenne, jeśli martwe - bo właściwie każda część ich ciała daje się przetworzyć na jakiś specyfik „ludowej medycyny”. W Chinach tygrysie farmy są legalne i kwitną. Tygrysy hodowane są na futra (bardzo drogie) i paraleki. W 1993 roku chińskie władze wprowadziły zakaz medycznego stosowania części ciał tygrysów, ale w 2018 roku ograniczenia zostały zlikwidowane. Tradycyjne leki na bazie kości tygrysów mogą być wykorzystywane w chińskich szpitalach, pod warunkiem, że składniki medykamentów pochodzą od zwierząt hodowlanych. I nie ma znaczenia, że w 2010 roku Światowa Federacja Stowarzyszeń Medycyny Chińskiej wydała oświadczenie mówiące o braku dowodów na skuteczność tego typu środków. Powszechnie uważane są za lecznicze i popyt na nie jest duży.

Zdj. Yashuho Hirose, CC0, via Wikimedia commons

A gdyby tak dałoby się hodowlane tygrysy wypuścić do naturalnego środowiska w Azji i zapobiec w ten sposób ich wyginięciu? Jak się domyślacie, jest to zbyt piękne, by dało się zrealizować. Po pierwsze, duża część żyjących w niewoli tygrysów to hybrydy łączące genotypty tak różnych podgatunków jak tygrysy sumatrzańskie i amurskie. Nie wiadomo, jak miałyby się dostosować do lokalnych warunków klimatycznych. Są też jeszcze hybrydy tygrysów i lwów: legrysy i tyglewy (stanowią one na przykład wątpliwe atrakcje niektórych amerykańskich ogrodów zoologicznych). Po drugie, oswojone tygrysy nie boją się ludzi. Wypuszczone na wolność mogłyby więc stanowić zagrożenie dla lokalnej ludności.

Biały tygrys w zoo (Liberec). Zdj. elPadawan, CC BY-SA 2.0, Creative commons, via Wikimedia commons.

Naukowcy podejrzewają, że prawie wszystkie białe tygrysy pochodzą od tygrysiego Adama i Ewy. Adamem w tym przypadku byłby Mohan, schwytany przez Maharadżę Rewy w Indiach w 1951 roku. Tygrysia Ewa byłaby zaś natomiast siostrą lub córką Mohana. Efekt łatwy jest do przewidzenia: białe tygrysy pochodzą z chowu wsobnego i mają coraz więcej genetycznych mutacji.

Najchętniej fotografowany tygrys w Londynie. Czasowa instalacja Chili Burman Kumari stanęła w zimie 2021 w Covent Garden. Świetlnemu tygrysowi towarzyszył napis: „Spójrz na siebie jego oczami i zastanów się, co widzisz”.

W 2014 roku w dom aukcyjnym Sotheby’s sprzedano obraz „Zabawy tygrysów” autorstwa George’a Stubbsa. Był to najdroższy obraz sprzedany podczas aukcji: ktoś zapłacił za niego 7 mln funtów. I wcale nic nie szkodzi, że na obrazie są lamparty.

George Stubbs, Tygers at Play, 1780, Yale Center for British Art, via Wikimedia Commons. Szkic do serii olejnych obrazów, jaki Stubbs wystawiał w Royal Academy w Londynie w 1776 roku.
„Richard Parker jest cały czas ze mną. Nigdy go nie zapomniałem. (…) Tęsknię za nim. Wciąż pojawia się w moich snach. Są to przeważnie koszmary, ale koszmary pełne miłości. Taka już dziwna natura ludzkiego serca.”

/ Życie Pi


A zatem, z okazji przejścia Tygrysa w Królika, życzę Wam, żebyście znaleźli swojego tygrysa (o ile go już nie macie). I żeby zawsze stał u Waszego boku. Nawet, jeśli by miał się okazać czarną panterą.

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page