Czy świat złożony wyłącznie z udanych małżeństw, wspierających rodziców i wdzięcznych dzieci byłby lepszy? Pewnie tak. Szkoda więc, że rodzina jak z obrazka istnieje tylko na obrazku.
„Wrzeszczę na niego, bo go kocham”, mówiła o swoich relacjach z mężem znana pisarka. Jakoś mnie to nie zdziwiło. Najbliżsi dają nam wsparcie, ale bywają też powodem udręki i wywindowanych w kosmos emocji. Moja własna rodzina nie przypomina tej z reklam margaryny, dlatego oglądanie w muzeach scen z prywatnego życia innych osób wydaje mi się pocieszające i pouczające. Proponuję Wam zatem przegląd słynnych i całkiem nieznanych dzieł sztuki, które łączy ten sam temat: to, jako sobie radzimy z nie zawsze usłanym różami życiem rodzinnym.

• W średniowieczu portretowano przede wszystkim Świętą Rodzinę, której z czasem - a jakże - zaczęły towarzyszyć wizerunki osób, które za obraz zapłaciły.
• W renesansie do repertuaru dołączyli krewni i znajomi Zeusa, czyli rodziny mitologiczne. Wizerunki rodzin świeckich były najczęściej portretami władców.
• Na portret rodziny we wnętrzu trzeba było poczekać do rozkwitu malarstwa holenderskiego, które odeszło od tematów religijnych i mitologicznych. Holendrzy lubili malować samych siebie, tu i teraz.
• W XVII i XVIII wieku portrety małżeństw i rodzin coraz bardziej nabierały znaczenia jako symbole statusu.
• A potem już poszło: rodzinny portret nigdy nie wyszedł z mody, choć służył do różnych celów. Pełnił na przykład rolę conversation piece, obrazu stanowiącego punkt wyjścia do zabawienia gości rozmową; był narzędziem radosnej propagandy (jacy jesteśmy razem szczęśliwi) lub ponurego wyrównywania rodzinnych porachunków.
Święta rodzina
Marię, Józefa i Dzieciątko sportretowano niezliczoną ilość razy, choć oczywiście nigdy z natury. Ja proponuję Wam cztery obrazy, na których zamiast boskości jest normalność.

Leonardo da Vinci, Święta Anna, Maria i dzieciątko Jezus bawiące się z barankiem, obraz znany jako Święta Anna Samotrzeć, ok. 1503-1519, Luwr, Paryż
Scena jest nieformalna: Matka Boska siedzi na kolanach swojej matki, czyli świętej Anny. I próbuje odciągnąć małego Jezusa od zabawy z barankiem. Zupełnie jakby wiedziała, że z zażyłości z tym zwierzakiem nic dobrego nie wyniknie, bo baranek zostanie symbolem niewinnej ofiary. W jej spojrzeniu czytam wyraźnie: „jeśli chcesz mieć domowe zwierzątko, kupimy ci z Józefem chomiczka, ale zostaw cholernego baranka w spokoju”. Święta Anna patrzy na te starania ze smutnym uśmiechem. Moim zdaniem wie, że wszystko na nic - bo dzieci muszą pójść własną drogą, jak straszna by ona nie była.

Gerard David, Madonna z zupą mleczną, ok. 1515, Królewskie Muzeum Sztuk Pięknych, Bruksela.
Z religijnej ikonografii wynikałoby, że Jezus od etapu dzieciątka przy piersi przeszedł od razu do chleba i wina. Późne dzieciństwo i okres nastoletni są wycięte z jego życiorysu. Dlatego wszystko, co wychodzi poza tradycyjne ramy, wydaje się tak niezwykłe. Na przykład to, że mały Jezus, jak wiele innych brzdąców, jadł kaszkę na mleku.

Parmigianino, Odpoczynek podczas ucieczki do Egiptu, 1523-24, Courtauld Gallery, Londyn.
Ucieczka do Egiptu - wiadomo, przykra sprawa - na tym obrazie wygląda jak piknik. Maria ma świetną bufiastą sukienkę, Józef - hipsterską grzywę. Tłuściutki Jezus baraszkuje na miękkiej pościeli, otoczony przez woła, osła i anioła, czyli zasadniczo najlepszych kompanów, jakich można wymarzyć dla dziecka. Mogłaby to być reklama biura turystycznego. I wcale nie szkodzi, że rodzina jest dysfunkcyjna i aktualnie zmuszona do emigracji z powodu prześladowań na tle politycznym.

Simone Martini, Chrystus przyłapany w świątyni, 1342, Walker Art Gallery, Liverpool.
Dwunastoletni Jezus zgubił się kiedyś swoim rodzicom w jerozolimskiej świątyni i odnalazł dopiero po trzech dniach. Wyjaśnił, że załatwiał sprawy swego Ojca w Niebiosach. Nie wnikam, jak przekonujące było to tłumaczenie. Słysząc coś podobnego miałabym pewnie minę taką, jak na obrazie święty Józef. Ta nietypowa w ikonografii świętej rodziny scena - starzy trują, młody ponuro czeka, aż wreszcie skończą - wygląda jednak znajomo, nieprawdaż?
Panna młoda
Wizerunki panien na wydaniu bywają fascynujące. Zwłaszcza te, które zdają się być przestrogą przed pochopnym zawieraniem małżeństwa.

Hans Holbein, Krystyna Duńska, księżna Mediolanu, 1538, Galeria Narodowa, Londyn.
Na portrecie jest niedoszła panna młoda. Krystyna ma 16 lat i jest już od trzech lat wdową. Holbein namalował ją w rekordowym tempie, bo miał tylko jedno popołudnie na zrobienie szkiców. I odniósł sukces: portret tak się spodobał Henrykowi VIII, że jego wyśmienity humor zapisano w annałach. Krystynie udało się jednak uniknąć małżeństwa. Nie wpisała się dzięki temu w schemacik, który pomaga dziś brytyjskim uczniom przyswoić ponurą historię żon Henryka VIII, od Katarzyny Aragońskiej po Katarzynę Parr: divorced-beheaded-died-divorced-beheaded-survived (rozwiedziona-ścięta-zmarła-rozwiedziona-ścięta-przeżyła). Według legendy sama Krystyna powiedziała Henrykowi, że gdyby miała dwie głowy, to jedną z nich mogłaby zaryzykować wychodząc za króla. Prawda jest mniej zabawna: małżeństwo nie doszło do skutku z powodów politycznych. Gdyby była potrzeba wydania Krystyna za Henryka, nie miałaby ona w tej sprawie wiele do powiedzenia. Mimo to za każdym razem, kiedy ją mijam w galerii, cieszę się, że się jej udało. Dodam jeszcze, że portret pięknej Dunki wisiał ponoć w apartamentach królewskich aż do śmierci Henryka.
„Księżna wyszła za mąż przed trzydziestu laty, wyswatana przez ciotkę. Narzeczony […] przyjechał, zobaczył pannę i jego również obejrzano, swatka-ciotka zawiadomiła obie strony, jakie było wzajemne wrażenie. Wrażenie było dodatnie. Potem w oznaczonym dniu książę oświadczył się rodzicom i został przyjęty. Wszystko poszło bardzo łatwo i prosto.”
Lew Tołstoj, Anna Karenina, w przekładzie Kazimiery Iłłakowiczówny.
Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z tego samego źródła.

Pierre Mignard, Markiza de Seignelay i jej dwóch synów, 1691, National Gallery, Londyn.
Na obrazie brakuje ojca rodziny, który już od roku przebywał sześć stóp pod ziemią. Z powyższego faktu wynikała przypuszczalnie konieczność namalowania obrazu. Ale po kolei. Ojcem rodziny był Jean-Baptiste-Antoine Colbert, syn najsłynniejszego francuskiego ministra Jeana-Baptiste’a Colberta. Mniej sławny od seniora, miał równie wielkie wpływy na dworze, jako najwyższy sekretarz w radzie królewskiej, odpowiadający za marynarkę i handel zagraniczny. Colbert junior kupił dla francuskiej korony Martynikę, kontrolował produkcję cukru na Karaibach i handel niewolnikami z okolic Dakaru.

Wdowa po sekretarzu Colbercie promienieje dobrobytem. Popatrzcie na wyszywany złotą nicią jedwabny brokat, koronki, perły, korale, piękne włosy i nieskazitelnie białą skórę. Bogactwo znamionuje też użycie najdroższego na rynku barwnika: głęboki błękit sukni markizy odmalowany jest ultramaryną. Inne błękity na obrazie artysta opędził dużo tańszym lazurytem; po wiekach wyblakły, więc obraz jest szarawy.
Czerwony koral symbolizuje moc uzdrawiania i ochrony. Nieprzypadkowo. Nawet bogata wdowa nie jest bezpieczna w świecie rządzonym przez mężczyzn i jej pozycja na dworze jest niepewna. Markizie zależało więc na powtórnym zamążpójściu. Obraz jest więc swoistym ogłoszeniem matrymonialnym.

Markiza wystylizowana jest na matkę Achillesa, Tetydę. Przekaz jest prosty: jak Tetyda będzie oddaną matką, ale sama też potrzebuje ochrony. Starszy syn w zbroi Achillesa stoi z lewej strony markizy. Młodszy syn jako Kupidyn oferuje jej klejnoty. Tu też jest przesłanie: nowy małżonek musi być majętny. Za Kupidynem nie ma jednak łuku, bo markiza szuka kogoś, kto otoczy opieką także i jej bezbronne dzieci.

Niki de Saint-Phalle, Panna młoda, 1963, Centre Georges Pompidou, Paryż.
W latach 1953-64 Niki de Saint-Phalle zrobiła serię lalek, które rozprawiały się z tradycyjnymi kobiecymi rolami: żony, czarownicy, dziwki, rodzicielki i mitycznej pożeraczki dzieci. Była wśród nich i panna młoda, smutna postać w bieli, ściskająca bukiet, oklejona dziwnymi przedmiotami. W plątaninie można rozróżnić maki (śmierć/sen), chryzantemy (żałoba), rozczłonkowane laleczki, dziecięce buciki, wachlarze, ptaki, węże, krowy, zabawkowe żołnierzyki i samoloty.

Czy ona to wszystko musi dźwigać? A może to są rzeczy, które ją stwarzają? A jeśli tak, czy stwarzają samą postać, czy tylko jej przebranie? (Gdyby zrobiło się Wam smutno, zajrzyjcie tutaj https://www.dailyartmagazine.com/niki-de-saint-phalle-nana-statues/ i obejrzyjcie późniejsze dzieła de Saint-Phalle, czyli Nanas afirmujące radosną kobiecość.)

Emília Nadal, Żona idealna, 1976, zdjęcie zrobione w 2024 roku na czasowej wystawie w Muzeum Sztuki Współczesnej Serralves w Porto.
Pamiętacie serial Mad Men? No więc dla mnie to jest wspaniała żona Dona Drapera, liofilizowana, doskonale zbilansowana i gotowa do użycia. Aż do przyjemnego momentu, kiedy (jak w serialu) termin przydatności dobiega końca, a idealna żona staje się bardzo ciężkostrawna.
„Hrabinę Lidię jako bardzo młodą egzaltowaną dziewczynę wydano za mąż za człowieka bogatego, znacznego rodu, najpoczciwszego i najprostoduszniejszego w świecie hulakę. Już po miesiącu mąż porzucił ją, a na egzaltowane z jej strony zapewnienia o tkliwym uczuciu odpowiadał jej jedynie szyderstwem i nawet odnosił się do niej wrogo, czego ludzie znający dobre serce hrabiego i nie dostrzegający żadnych wad u egzaltowanej Lidii nie mogli sobie zupełnie wytłumaczyć.”
Gorzko, gorzko!
A potem żyli długo i szczęśliwie… Czyżby? Czy ze ślubnej fotografii da się wyczytać dalsze losy małżeństwa? Poniżej kilka prób.

William Hogarth, Modne małżeństwo, 1743, Tate Britain. Nr 1: Umowa małżeńska.
Seria sześciu obrazów opowiada historię nieszczęśliwego związku lorda Squanderfielda i jego żony. I już pierwsze płótno z serii zapowiada problemy. Są na nim państwo młodzi, ale na drugim planie. Małżeństwo zawierają przede wszystkim ich ojcowie – to oni ustalają szczegóły kontraktu. Panna młoda wnosi pieniądze, pan młody tytuł oraz początek syfilisu (świadczy o tym maskująca czarna muszka na szyi młodzieńca), więc sytuacja jest rozwojowa.

William Hogarth, Modne małżeństwo. Nr 6: Lady umiera.
Upadek odbywa się w wielkim stylu, wśród bogatych dekoracji, wyszukanych strojów i ekscentrycznych znajomych. Wszystko jest jak żywcem wzięte z najszykowniejszych w epoce francuskich wzorców. Pędząca rozrywkowe życie Pani w pewnym momencie ma dość: mąż ginie w pojedynku, kochanek-morderca zostaje powieszony. Pani zażywa więc laudanum i żegna się ze światem, a szczególności ze złotowłosym potomstwem, które w spadku otrzymuje jedynie syfilis. Obrączkę zabiera ojciec umierającej Lady.

Ricardo López Cabrera, Nowożeńcy, ok. 1905, obraz z kolekcji Carmen Thyssen-Bornemisza wypożyczony do muzeum Carmen Thyssen, Malaga.
Pan młody, jak widać, poślubiony jest również gitarze. Z drugiej strony panny młodej siedzi zadowolony z siebie ksiądz. Dość zagadkowa jest postać siwowłosej pani za stołem, zastygłej w geście zwątpienia lub zatroskania. Intryguje mnie też panna młoda, otoczona wyłącznie przez ludzi w czarnych ubraniach. Zupełnie jakby z grupy kobiet w kolorowych sukienkach przeszła na stronę ciemności.

Marc Chagall, Podwójny portret z kieliszkiem wina, 1917-18, Centre Pompidou, Paryż.
Marc Chagall wziął ślub z Bellą w 1915 roku w Rosji. Chyba sporo się po młodej żonie spodziewał, skoro Bella w ślubnej sukni pełni rolę świętego Krzysztofa - niesie malarza na swoich wątłych barkach. Ona ma kwiaty, on kieliszek wina, za nimi zostaje miasto z zielonymi kopułami. Nad parą lata anioł. I założę się, że nieprzypadkowo on i Bella odmalowani są dokładnie tymi samymi kolorami.
Portret podwójny
Trudno temu zaprzeczyć: dobrze opowiedziany kryzys jest dużo ciekawszy, niż spokój i harmonia.

Piero della Francesca, Portret Federica da Montefeltro i jego żony Battisty Sforzy, 1473-1475, Uffizi, Florencja.
Ujęcie z profilu, zapożyczone ze starożytnych medalionów, działa na korzyść Federica - kondotier stracił bowiem w boju prawe oko. Potem, podobno by lepiej widzieć, kazał sobie zoperować nasadę nosa. Jego charakterystyczny kształt artysta utrwalił na portrecie, podobnie jak wszelkie niedoskonałości cery Federica. Dla Battisty był dużo łaskawszy: żona kondotiera jest marmurowo blada i gładka. Nie ma się jednak z czego cieszyć, bo wynikało to być może z faktu, że w czasie malowania obrazu nie było jej już wśród żywych.

Oba portrety mają rewersy. Mąż i żona przedstawieni są na starożytnych wozach triumfalnych. Pojazd Federica to wóz zwycięskiego dowódcy - kondotier wygrał w 1472 roku bitwę pod Volterrą. Walczący dla Wawrzyńca Medycejskiego Federico był człowiekiem renesansu: miał talenty wojskowe, był mecenasem sztuki i założyciel biblioteki, a do tego wszystkiego słynął jako sprawiedliwy i łaskawy władca. Battista, jak inne kobiety z rodziny Sforzów, odebrała doskonałe wykształcenie. Mimo sporej różnicy wieku między małżonkami (prawie 25 lat!), ich związek był ponoć wzorowy.
Kochać to w tym wypadku to nie „patrzeć w tym samym kierunku”, jak pisał Saint-Exupéry. To raczej patrzeć na siebie nawzajem, w czym nawet śmierć nie powinna przeszkadzać. Stawiam kawę każdemu, kto znajdzie bardziej romantyczny portret małżeńskiej pary.

Sir William Quiller Orchardson, Małżeństwo z rozsądku, 1883, Muzeum i Galeria Sztuki Kelvingrove, Glasgow.
Ona - znudzona, pogrążona w ponurych rozważaniach, siedzi na krześle odsuniętym od stołu, więc konsumować raczej nie zamierza. On, trochę zirytowany, patrzy wyczekująco na żonę. Stół zastawiony jest bogato, choć państwo są raczej przy deserze niż przy głównym daniu. Na paterach leżą winogrona i banany, wino lśni w kieliszkach, lampa oświetla bukiet róż. Wysoki sufit, perski dywan, ozdobny kominek z lustrem, w którym odbija się lampa – wszystko to znamionuje dostatek. Wnętrze nie osacza ( jak poniżej na obrazie Sickerta), ale daje dojmujące poczucie pustki.

„Nie mógł na zawołanie odczuwać skruchy, że w trzydziestym piątym roku życia, przystojny i kochliwy, nie kocha się we własnej o rok tylko młodszej żonie, matce pięciorga żyjących i dwojga zmarłych dzieci. Żałował jedynie, że nie potrafił lepiej ukryć przed nią zdrady.”

Kobieta i mężczyzna pod jednym dachem żyją nie razem, lecz obok siebie. Ona patrzy na szklany klosz z wypchanymi ptakami, on - w pustkę. Nie ma już nic do powiedzenia, pozostała tylko tytułowa nuda. I niemożność wyjścia z sytuacji - postacie otoczone są meblami, pośród których nie ma jak się ruszyć. Poczucie osaczenia wzmacnia też przyjęta przez malarza perspektywa zmieniająca proporcje przedmiotów - te na stole wydają się nienaturalnie duże.

Marianne Werefkin, Życie za nimi, 1928, Fondazione Marianne Werefkin, Museo Comunale d’Arte Moderna, Ascona.
On jest zgarbiony, ona ma smutną linię ust. Siedzą w zamkniętych pozach, nie nawiązują kontaktu. Za nimi jest piękny świat: malownicze góry i kwitnąca łąka. Spowija ich cień rzucany przez jeden ze szczytów - może to wspomnienie bolesnych przeżyć? On patrzy w głąb siebie, ale ona jakby czegoś jeszcze wyczekiwała. Intrygujące, prawda?

George Bellows, Mr. & Mrs. Philip Wase, 1924, Smithsonian American Art Museum, Waszyngton.
Nie patrzą na siebie. Każde wydaje się zatopione w myślach, a łączy ich jedynie kanapa. Za panem Filipem Wase’m jest gładka ściana. Za panią Filipową są natomiast intrygujące rzeczy: okno przesłonięte żaluzjami i delikatną firanką oraz zielona papuga. Do tego trzy akcenty czerwieni: róża na kanapie, książka i dziób papugi. Pani trzyma książkę zakładając jakiś jej fragment palcem, jakby lada moment miała wrócić do lektury i naprawdę chciałabym wiedzieć, co czyta. Tylko pani ma na dłoni obrączkę. Małżonków rozdziela owalny portret na ścianie - może pani Filipowej, może jej matki, a może jego matki. Zauważcie, że od tego kto jest na portrecie zależy, którą z trzech zupełnie różnych historii sobie opowiemy.
„Kareninowie, mąż i żona, mieszkali nadal w tym samym domu, spotykali się każdego dnia, lecz byli sobie zupełnie obcy.”
I że cię nie opuszczę…
Z bycia z kimś w związku wynikają nie tylko przyjemności. Na pociechę pojawia się jednak razu myśl, że wieczny miesiąc miodowy szybko nabrałby cech koszmaru.

Lily Martin Spencer, Młody mąż: pierwsze zakupy oraz Młoda żona: pierwsza potrawka, 1854, The MET, Nowy Jork.
Młodemu małżonkowi na zakupach idzie średnio. Z przeładowanego koszyka wypadły jajka i jarzyny, do tego leje, gość w cylindrze minę ma szyderczą, babka w białej halce patrzy z politowaniem i ogólnie wiatr wieje w oczy.

Młoda żona wcale nie ma lepiej. Musi sobie poradzić ze spożywczymi zdobyczami męża. Co można zrobić z ananasa, szparagów, jajek i cebuli? Brzmi to jak wyzwanie do MasterChefa. Żona średnio sobie radzi w kuchni, mąż średnio radzi sobie na zakupach. Nie jest jednak wcale przesądzone czy nie odkryją fascynującego nowego przepisu.

Esaias Boursse, Wnętrze z gotującą kobietą, 1656, Wallace Collection, Londyn.
Reklama antykoncepcji. Ciemno, ponuro, piętrzą się szmaty, na podłodze leży gołębie (?) skrzydło, nad otwartym ogniem gotuje się coś przykrego. Dziecko leży otępiałe (może chore) w kołysce, mąż jest nieobecny. Twarz kobiety na obrazie jest zasłonięta, ale mowa jej ciała doskonale opisuje moment zakwestionowania wszystkich życiowych wyborów.
„Jakkolwiek Stiepan Arkadjicz bardzo się starał być troskliwym mężem i ojcem, nigdy jakoś nie umiał pamiętać, że ma żonę i dzieci.”

Johann Zoffany, Henry Knight z Tythegston (1738-1772) i jego troje dzieci, ok. 1770, Muzeum Narodowe w Cardiff.
Na obrazie nie ma kluczowej postaci - tym razem matki. Nie dlatego, że przebywa na cmentarzu, bynajmniej - matka opuściła rodzinę, a Henry Khight był w momencie pozowania do portretu w trakcie drogiego i skandalicznego rozwodu. Zamówił ten obraz być może po to, by zaznaczyć swoją decyzję porzucenia kariery wojskowej i poświęcenia się wychowaniu dzieci. Dlatego na portrecie nosi cywilne ubranie, pozostawiwszy sobie tylko nieprzydatną na co dzień wojskową pikę.

Philip Wilson Steer, Pani Cyprianowa Williams i jej dwie córki, 1891, Tate, Londyn.
Teoretycznie sielanka. Zamożne wnętrze, wypełnione modną w epoce japońszczyzną (oparcie fotela, dwie japońskie lalki, chryzantemy w wazonie na pierwszym planie). Każda z trzech rudych kobiet zaprzątnięta jest swoimi sprawami, między mamą a córeczkami nie ma interakcji. Nudy jednak nie ma: dłoń matki zaciśnięta na podłokietniku fotela sygnalizuje silne wewnętrzne napięcie.
„Po rozważeniu i odrzuceniu pojedynku Aleksy Aleksandrowicz zabrał się do rozważania rozwodu.”

John Singer Sargent, Robert Louis Stevenson i jego żona, 1885, Crystal Bridges Museum of American Art, Bentonville, Arkansas.
Niezależnie od okoliczności warto zadbać o styl: Robert Louis nosi aksamitną marynarkę, Fanny egzotyczny południowoazjatycki strój. Postać żony ucieka z kadru. Kompozycja zdominowana jest przez wydłużoną sylwetkę Stevensona, bardzo rzucają się też w oczy otwarte drzwi. Dałoby się podsumować odmalowaną tu sytuację bon motem Wieniawy: „skończyły się żarty, zaczęły się schody”.

Lucien Freud, Pokój hotelowy, 1954, Beaverbrook Art Gallery, Kanada.
Autoportret malarza z drugą żoną, Lady Carolyne Blackwood wygląda jak kadr z filmu Hitchcocka. Na pierwszym planie oświetlona teatralnym światłem kobieta wpatruje się w nicość. Po drugiej stronie: otwarte okno z widokiem na prostą lampę i drewnianą balię. Choć obraz ma w sobie dynamikę migawki, para pracowała nad nim wspólnie przez wiele miesięcy. Nie zadziałało to jednak jak skuteczna małżeńska terapia, bo Carolyne odeszła od Luciena.

Augustus John, Ida, w ciąży, ok. 1904 Muzeum Narodowe w Cardiff.
Jeśli przyjrzycie się sukni Idy, zobaczycie, że jej tył zmienia się w głowę świni. Żona artysty pozując do tego portretu była w pierwszej ciąży, urodziła jeszcze czworo dzieci, po czym zmarła po komplikacjach związanych z ostatnim połogiem. Czy wniosek, że autor portretu był człowiekiem niefajnym, jest według Was pozbawiony podstaw?

Phillip Guston, Para w łóżku, 1977, The Art Institute of Chicago.
Po czterdziestu latach małżeństwa żona malarza, McKim, ciężko zachorowała. Guston namalował ten podwójny portret niedługo po tym, jak został pielęgniarzem własnej żony. W sposobie, w jaki przytula to, co dla niego najcenniejsze jest coś niezwykle poruszającego.

Dorothea Lange, Matka migrantka, 1936, Tate, Londyn.
Dorothea Lange zrobiła to zdjęcie w latach 30-tych. Pracowała wtedy dla amerykańskiej agencji rządowej o nazwie Resettlement Administartion. Agencja chciała dzięki takim fotografiom przyciągnąć uwagę władz i opinii na problemy zubożałych białych farmerów. Potrzebowała zdjęć ilustrujących społeczny problem - prawdziwi ludzie zostali więc zdegradowani do reprezentowania „typów” osób. Anonimowa Matka migrantka stała się ikoną Wielkiej Depresji lat 30-tych. Pozująca do zdjęcia Florence Owens Thompson przez lata miała żal do jego autorki – ta ostatnia nie spytała jej o imię, nie przysłała kopii zdjęcia, złamała obietnicę niesprzedawania tego wizerunku. Zapomniała też zaznaczyć, że pozująca kobieta miała przodków Irokezów.
„Ciągle jeszcze mówiła sobie, że go porzuci, czuła jednak, że to niemożliwe […]. Poza tym rozumiała, że skoro tutaj, we własnym domu, ledwie może dać sobie radę z doglądaniem pięciorga dzieci, to tam, dokąd chce je zawieźć, będzie im o wiele gorzej. Przecie już w ciągu tych trzech dni najmłodszy zdążył się rozchorować, bo go nakarmiono kiepskim rosołem, a poprzedniego dnia pozostałe dzieci musiały się obejść prawie bez obiadu.”
Rodzina przy stole
Wspólny posiłek = moment grozy. Z literatury i kina wiemy przecież, że to właśnie w tych okolicznościach są wyciągane najgorsze rodzinne brudy. Na szczęście nie zawsze.

Jan Havicksz Steen, Wesoła rodzinka, 1668, Rijksmuseum, Amsterdam.
Ojciec śpiewa, matka z babcią zapewniają chórek, dzieci przygrywają na instrumentach, reszta kompani wykorzystuje sytuację. Gdybym coś takiego zobaczyła w realu, trochę bym się zaniepokoiła. Ale czy słusznie? Może i rodzicom sytuacja wymknęła się spod kontroli, może jest tu trochę patologii (młodzi raczą się czymś z dzbana, z entuzjazmem wskazującym na to, że nie jest to woda, dzieciaki pociągają z fajeczki), może dawno nie było sprzątane. Rodzina wygląda jednak na szczęśliwą, mieszkanie na dostatnie, a wszyscy - łącznie z psem - sprawiają wrażenie zadbanych i dobrze odżywionych.

Jozef Israels, Chłopska rodzina przy stole, 1882, Van Gogh Museum, Amsterdam.
Obraz ten być może zainspirował van Gogha do namalowania Jedzących kartofle. U Israelsa, w porównaniu z mrocznym van Goghiem poniżej, wszystko jest wyfotoszopowane: jasne gładkie twarze, porządne ubrania, solidne meble. Stonowani są też siedzący przy stole ludzie - a z całości obrazu emanuje przyjemny spokój.

Prości ludzie, którzy własnym rękami zarobili na miskę prostej strawy. Ucieleśnienie prozy życia. Wszystko tu jest szorstkie: gruzłowate dłonie, pomarszczone twarze, skromne stroje. Wszystko też jest w kolorze ziemi, z której posilająca się rodzina wykopała kartofle.

Vincent uważał ten obraz za jeden z najlepszych w całej swojej karierze. Brat Vincenta, Theo miał wystawić dzieło na sprzedaż w Paryżu. Nie zrobił tego jednak- uznał je za zbyt przygnębiające.

Lotte Laserstein, Wieczór nad Poczdamem, 1930, Neue Nationalgalerie, Berlin.
Nie wiem, kim są namalowani na obrazie ludzie: może rodziną, może przyjaciółmi. Widać, że są sobie bliscy i że znaleźli się w przełomowym momencie. Rzadko które płótno tchnie tak wielkim smutkiem i totalnym poczuciem, że już nic nie będzie jak dawniej. Jeśli spojrzycie na datę namalowania obrazu, zrozumiecie czemu: ci ludzie już niektóre rzeczy widzieli, choć na szczęście nie wszystko, bo uciekliby z krzykiem. Wszyscy zatopieni są w niewesołych myślach (nawet pies pod stołem!). Kończy się ciepły wieczór, wszystko zostało już wypite i zjedzone (na stole czernieją przecięte jabłka i dosycha pieczywo), nad miastem zbierają się ciemne chmury, i nie ma już o czym mówić.

Dorothea Tanning, Portret rodziny, 1954, Centre Pompidou, Paryż.
Dominujący, niemieszczący się kadrze ojciec. Nawet nie wiadomo, czy rzeczywisty, bo prześwituje przez niego ścienna boazeria. Matka zredukowana została do roli służącej z krainy Liliputów. Do tego autorka (?), jak współczesna Alicja w Krainie Czarów, najwyraźniej nie odnajduje się w świecie o zaburzonych proporcjach. Patrzy tak uporczywie na widza, że chciałoby się wystosować do niej pytanie („mrugnij, jeśli potrzebujesz pomocy”). Najlepiej w tym wszystkim odnajduje się pies, choć musi się trochę upodlić.
Rodzinne selfie
Wszyscy w eleganckich strojach i fryzurach, upozowani, żeby utrwalić się w jak najlepszej wersji. Nie różni się to specjalnie od wakacyjnych zdjęć na Instagramie.

Dirck van Delen, Rodzina przy grobowcu księcia Wilhelma I w Nieuve Kerk w Delft, 1645, Rijksmuseum, Amsterdam.
Jacy oni są słodcy. Przyjechali na wycieczkę do Delft, obejrzeć atrakcję turystyczno-patriotyczną, czyli grobowiec księcia Wilhelma Orańskiego, bohatera narodowego Niderlandów. Ojciec, matka oraz dwóch synów, wszyscy ubrani w eleganckie, choć stonowane stroje. Wyglądają jakby poprosili kogoś o zrobienie im zdjęcia na pamiątkę: „tylko proszę ująć w kadrze całą atrakcję oraz całą rodzinę”.

Friedrich Wilhelm Herbig, Rodzina artysty, 1824, Alte Nationalgalerie, Berlin.
Sielanka. Utrzymany w weneckiej palecie portret żony otoczonej wianuszkiem słodziaków (sześcioro!), wszyscy czyści, uczesani i w dobrym humorze. Żona w pozie Matki Boskiej, ale na szczęście na tym podobieństwo się kończy. Na obrazie są co prawda lilie (symbol niepokalanego poczęcia) i chabry (w kolorze nieba), ale nie ma na nim szczygłów, baranków ani innych złowróżbnych kreatur. W krzakach widać za to tatusia, który macha na powitanie kapeluszem, a w tle cieszy oko malownicza miejscowość nad rzeką. Chcieliście rodziny jak z reklamy margaryny? Oto i ona.

Alice Neel, Rodzina (John Gruen, Jane Wilson i Julia), 1970, The Museum of Fine Arts, Houston.
Alice Neel wybierała sama kogo chce namalować, rzadko pracując na zamówienie. Do tego obrazu pozowali na przykład jej przyjaciele: malarka Jane Wilson, krytyk sztuki John Gruen oraz ich córka, Julia. Siedzą blisko siebie, nie nawiązują jednak ze sobą kontaktu, zajęci raczej komunikacją z malarką. Pozują tak, jak pozuje się do zdjęcia - jakby chcieli zaraz wstać i pójść do swoich zajęć.

Szalik ojca, minisukienka mamy, aksamitny strój córki - wszystko to działa jak dyskretny komunikat sygnalizujący poziom zamożności i przynależność do klasy społecznej. Najważniejsze na tym obrazie wydają się jednak buty - dobrej jakości, wypolerowane, modne. But określa świadomość, i to jeszcze jak.
„Dzieci nie tylko były prześliczne w swoich strojnych sukienkach, ale także przemiłe, ponieważ tak grzecznie się zachowywały.”
Milusińscy
Dziecięce portrety. Dowód na spełnienie ambicji rodziców, potwierdzenie wychowawczego sukcesu. Czasami - pamiątka po przedwczesnym odejściu. Niekiedy też powód do cichej radości z faktu, że nie wszystkie dzieci są nasze.

William Hogarth, Dzieci Grahama, 1742, Galeria Narodowa, Londyn.
Obraz jest ogromny, więc ludzkie postaci są naturalnej wielkości. Żaden element tej kompozycji nie został wybrany tylko dlatego, że dobrze wyglądał w kadrze.

Malutki Thomas w złotej sukience i wózku ozdobionym figurką ptaka ma nad sobą trzy symbole śmierci: zegar oraz anioła z klepsydrą i kosą. Ptak zdobiący wózek chłopczyka przypomina szczygła z klatki, nigdzie jednak nie poleci. Przed dzieckiem stoi patera pełna owoców (źle, symbol przemijania), obok leżą dwa skrzyżowane goździki (bardzo źle, symbol męki Chrystusa, kwiaty żałobne). Mały Thomas wyciąga rękę w stronę czereśni, które trzyma siostra. Czereśnie, rajski owoc, kierują nasze myśli w stronę niebios. W przypadku Thomasa, przedwcześnie.

Tylko najstarsza siostra, Henrietta, patrzy w stronę widza, trochę porozumiewawczo, bo wchodzi powoli do świata dorosłych. Dla niej czereśnie mogę więc oznaczać zupełnie co innego, niż dla małego braciszka - a mianowicie pokusy dorosłego życia. Henrietta wyszła za mąż w wieku 19 lat i miała siedmioro dzieci, więc nie ma pewności, że miała na te pokusy czas. Środkowa siostra, Anna Maria, tańczy w rytm melodii wygrywanej przez pozytywkę (muzyka jest efemeryczna, mamy więc znowu aluzję do przemijania).

Melodia płynie z pozytywki specyficznego rodzaju. Za pomocą takich urządzeń uczono śpiewu ptaki trzymane w klatkach. Pozytywka ozdobiona jest emblematem przedstawiającym grającego na lirze Orfeusza. Jak wiemy, Orfeusz pokpił sprawę, bo nie udało mu się wyrwać Eurydyki z królestwa umarłych. Także w przypadku Thomasa muzyka gra na próżno.
Nad pozytywką wisi klatka ze szczygłem, który jest kolejnym symbolem męki pańskiej i nadziei na zbawienie. Kot, który obserwuje ptaka przywodzi na myśl śmierć zabierającą znienacka młode życie.

Thomas Gainsborough, Dzieci Marshana, 1787, Gemäldegalerie, Staatliche Museum, Berlin.
Tu zamiast koszmarnych podtekstów mamy obraz w stylu „popatrzcie jakie piękne mam dzieci”. Ojciec – arystokrata zamówił go u wziętego artysty. Czworo dzieci naturalnej wielkości (obraz jest bardzo duży) zbiera orzechy laskowe. Nie ma między nimi interakcji. Niekoniecznie dlatego, że w rodzinie Pierwszego Earla Romoney brakowało harmonii. Prawdopodobne jest natomiast, że Gainsbourough malował twarze dzieci z osobnych szkiców, dlatego wyszło trochę sztucznie.
„Grisza i Tania pobili się o piłkę i Dolly, która wbiegła na krzyk do dziecinnego pokoju, zastała dzieci wyglądające okropnie. Tania trzymała Griszę za włosy, ten zaś [...] bił ją pięściami na chybił trafił. […] (Dolly) Zrozumiała, że te jej dzieci, z których była taka dumna, to były nie tylko najzwyczajniejsze, ale niegrzeczne, źle wychowane dzieci, o ordynarnych zwierzęcych instynktach, że były to dzieci – złe.”

Léon Frédéric, Trzy siostry, 1896, obraz wypożyczony przez The MET, Nowy Jork.
Trzy rudowłose dziewczynki obierają ziemniaki. Nic o nich nie wiadomo bliżej, choć dwie starsze są tak podobne, że pewnie były bliźniaczkami. To nie jest pałacowe wnętrze, to nie są Kardashianki, a obieranie ziemniaków jest mało fascynujące. Ale obraz komunikuje coś niezwykle pozytywnego: w najbardziej prozaicznych rzeczach można znaleźć radość, jeśli ma się miłe towarzystwo. A Wam co przychodzi na myśl?
Horror
Smutek, przemoc, patologia. Czyli te aspekty rodzinnego życia, od których chciałoby się odwrócić wzrok i myśl.

Francisco de Goya y Lucientes, Saturn pożerający własne dzieci, ok. 1819-23, Prado, Madryt.
Saturn z mitologii rzymskiej to grecki Kronos, syn Uranosa i Gai. Pokłócił się z ojcem, w związku z czym ojciec postanowił, że Saturna pokona jego własne dziecko. Saturn znalazł na to sposób: połykał swoje kolejne pociechy.
Obraz jest w gruncie rzeczy muralem, jednym z tzw. Czarnych obrazów jakie ciężko chory Goya namalował na ścianach Quinta del Sordo (czyli Domu Głuchego) pod Madrytem. Żarłocznego Saturna umieścił na ścianie jadalni (smacznego!). Kronos-Czas unicestwia swoje dzieci, codziennie po kawałeczku – bo codziennie ubywa nam życia. Można też w tej rodzinnej przemocy widzieć konflikt między młodymi i starymi, klasykami i romantykami, millenialsami a alfami, czy też rewolucję pożerającą własne dzieci.
„Przez sześć tygodni nie przemówił słowa do nikogo, a jadł tylko wtedy, kiedy go o to błagałam... I ani chwili nie można go było samego zostawić. Odebraliśmy mu wszystko, czym mógłby był się zabić.”

Virginie Demont-Breton, Do wody!, Królewskie Muzeum Sztuk Pięknych, Antwerpia.
Francuska artystka lubiła malować kąpiące się osoby. Mam tylko nadzieję, że w tym przypadku wyglądająca na zdesperowaną młoda kobieta nie idzie się topić, tylko wykąpać złotowłose pociechy. Tak czy owak nastrój jest daleki od sielanki.

Gerhard Richter, Ciotka Marianna, 1965, kolekcja prywatna.
Obraz namalowany jest na podstawie starej fotografii, która wygląda tak sympatycznie, że każdy z nas mógłby mieć taką w rodzinnym albumie. Ale mam szczerą nadzieję, że nie. Bo historia tego portretu jest jak z Człowieka z Wysokiego Zamku.
Zdjęcie zrobiono w czerwcu 1932 roku: czteromiesięczny Gerhard siedzi na kolanach swojej czternastoletniej ciotki Marianny Schönfelder. Dorosły Richter namalował obraz w 1965 roku. Nie znał wtedy szczegółów historii Marianny, bo pisarz Jürgen Schreiber dopiero dokopywał się wtedy do prawdy. I odkrył rzeczy straszne. Okazało się, że cierpiąca na schizofrenię Marianna była jedną z 250 tysięcy osób zamordowanych w ramach programu eutanazji osób z niepełnosprawnościami umysłowymi. Sześć lat po zrobieniu zdjęcia Mariannę przymusowo wysterylizowano, a potem zabrano do szpitala, gdzie została zagłodzona na śmierć. To wcale nie koniec grozy. Program rozwiązujący w sposób ostateczny problem chorych obywateli i obywatelek pomagał opracować Heinrich Eufinger, teść Richtera (ojciec jego pierwszej żony Emy). Pan Eufinger był zaiste zajętym człowiekiem, bo jako pracujący dla SS ginekolog zaangażowany był też w realizację planu obowiązkowej sterylizacji chorych kobiet. Jakby tego było mało, jest możliwe, że osobiście zajmował się przypadkiem Marianny Schönfelder.
Nieobecność
Wśród mnóstwa rodzinnych portretów są też portrety niepełne - próby poradzenia sobie z czyimś odejściem, ostatecznym lub tylko chwilowym.

Lucas Cranach Starszy, Portret Johanna Niezłomnego oraz Johanna Friedricha Wspaniałego, 1509, National Gallery, Londyn.
Byłby to klasyczny „portret podwójny”, gdyby obok elektora saksońskiego była uwieczniona jego żona. Zmarłą w połogu matkę zastępuje syn, sześcioletni Johann-Friedrich. Zamiast portretu małżeńskiego mamy więc dyptyk mówiący o dziedziczeniu władzy. Oba obrazy pasują do siebie. Zielone tło portretu ojca znajduje odbicie w zielonym stroju syna. Czarnemu tłu z portretu syna odpowiada ciemne ubranie ojca. Portret dziecka wydaje się dziwny – jego postać jest nieproporcjonalnie duża w stosunku do figury ojca. O wiele łatwiej to zrozumieć przyjmując, że na portrecie jest nie tyle sześcioletni chłopiec, co przyszły władca.
„Usiłował przypomnieć sobie najpiękniejsze momenty, jakie z nią przeżył, były one jednak na zawsze zatrute. Pamiętał ją jedynie w jej triumfie, gdy spełniła swoją groźbę wywołania w nim nikomu niepotrzebnej a nieukojonej skruchy.”

Hilaire-Germain-Edgar Degas, Helena Rouart w studio ojca, ok. 1886, National Gallery, Londyn.
Obraz Degasa to dla mnie portret krzesła, a nie młodej kobiety. Drobna postać Heleny Rouart jest otoczona przez należące do ojca przedmioty: kolekcję egipskich sarkofagów, szpargały na biurku, chiński jedwab, obraz i szkic na ścianie. Henri Rouart był inżynierem i malarzem-amatorem, kolekcjonerem sztuki i przyjacielem autora obrazu. Degas namalował Helenę dwa razy: jako dziewięciolatkę na kolanach ojca i w pustym studio. Na tym portrecie Helena ma 23 lata i jest mężatką. Degas portretuje ją jednak bez obrączki, jakby chciał podkreślić, że najważniejszą rolą Heleny jest rola córki, a nie żony. Dodam jeszcze, ze tle całej historii wcale nie chodzi o żałobę. Rouart senior był w tamtym czasie całkiem w formie, tylko akurat w podróży do Wenecji. Jak to odbieracie - jest w tym obrazie więcej przemocy czy współczucia?

Berthe Morisot, Julia Manet i jej chart Laertes, 1893, Musée Marmottan Monet, Paryż.
Julia ma na tym obrazie 14 lat i nosi żałobę po ojcu, Eugènie Manecie, który zmarł rok wcześniej. Chart był prezentem pocieszenia od poety Stéphane’a Mallarmégo. Puste krzesło, naszkicowane tak lekko, że wygląda jak duch przedmiotu, nie mogłoby dobitniej symbolizować nieobecności. Autorka obrazu, matka Julii i wdowa po Manecie, mogłaby niestety od razu namalować drugi pusty fotel: dwa lata po namalowaniu portretu umarła na zapalnie płuc.
Sielanka
W naszej rodzinie panuje zasada: nie można opuszczać domu będąc pokłóconym z którymś z domowników. Dlatego na zakończenie proponuję coś pozytywnego - piękne chwile i rodziny (prawie) doskonałe.

François Liotard, Śniadanie rodziny Lavergne, 1754, Galeria Narodowa, Londyn.
Temat: mama z córką piją kawę. I nie szkodzi, że do obrazu pozowały ciotka z siostrzenicą. Dziewczynka ma jeszcze we włosach papiloty, stąd wiadomo, że chodzi o porę śniadaniową. Obie panie mają fartuszki - jeśli się dobrze przyjrzycie, znajdziecie szpilki, które je podtrzymują na sukniach. Wszystko na tym obrazie jest przyjemne, dostatnie, słoneczne. Gdyby życie mogło się składać tylko z takich chwil!

François Liotard, Śniadanie rodziny Lavergne, 1773, z kolekcji prywatnej.
Jest w tych obrazach spokój, ale też dość rozdzierająca tęsknota za idealnym momentem zatrzymanym w czasie. Jesteśmy tu i teraz, cieszymy się swoim towarzystwem, kawa w filiżance jeszcze się nie przelała, a w delikatnym stoliku z japońskiej laki pięknie odbija się światło poranka. Namalowany po latach drugi obraz to dla mnie zadziwiający, bo udany, powrót do przyszłości.

„[…] po rozpoczęciu życia rodzinnego spostrzegał […], że było ono czymś zupełnie różnym od tego, co sobie wyobrażał. Na każdym kroku doświadczał uczucia kogoś, kto by się zachwycał z brzegu równym, bezpiecznym biegiem łódeczki po jeziorze, a później sam by do owej łódeczki wsiadł. Człowiek ów przekonałby się, że nie dość jest siedzieć równo, nie chwiejąc łódeczką, ale że trzeba się jeszcze orientować, nie zapominając bodaj na chwilę o kierunku podróży ani o tym, że pod nogami znajduje się toń wodna, że trzeba wiosłować, a to sprawia ból rękom tego niezwyczajnym.”

Studio Micky Hoogendijk, Jedyni I, 2023, praca wystawiana podczas Biennale w Wenecji, 2024.
Ustawioną w weneckim parku Giardini Marinaressa rzeźbę można było dotykać i oglądać z każdej strony (choć była karteczka z prośbą, by się na nią nie wspinać). Kilka zachowujących odrębność, ale splecionych ze sobą postaci uświadomiło mi, jak wyobrażam sobie rodzinę idealną.

Kevin Sinnot, Ucieczka z fryzjerką, 1995, Muzeum Narodowe, Cardiff.
Kevin Sinnot najpierw namalował samotnego mężczyznę biegnącego przez ulice miasta. Potem powstał kolejny obraz, na którym mężczyźnie towarzyszy fryzjerka, tak jak Ewa zaczęła towarzyszyć Adamowi. Uwielbiam słoneczną beztroskę tej pary - działa jak antidotum na ponurość hotelowej sypialni Freuda. Mogłabym ten obraz powiesić nad kuchennym stołem, żeby przypominał mi codziennie, jak ważne jest towarzystwo kogoś, kogo się lubi i jak potrzebny jest dystans do wszystkiego. No i kto nie chciałby uciec z fryzjerką? Jeśli pamiętacie film Mąż fryzjerki, wiecie o czym mówię.

Frederick George Cotman, Członek rodziny, 1880, Walker Gallery of Art, Liverpool.
Na obrazie został uwieczniony zajazd Black Boys Inn w miejscowości Hurley-on-Thames oraz członkowie rodziny Streetów. Wydaje mi się zachwycający, bo wszyscy na nim kogoś czymś karmią, także w ujęciu metaforycznym. Można by go zapisywać jako terapię. Pierwszy kurator Walker Galery, który kupił ten obraz, nie miał o nim zbyt dobrego zdania. Dzieło Cotmana miało przyciągać do galerii widzów słabo obeznanych z wyższymi formami sztuki. Jestem kuratorowi wdzięczna: rzadko który obraz emanuje takim szczęściem, jak właśnie ten.

Comments