top of page
  • Zdjęcie autoraKatarzyna Stachowicz

Remedium. Fundacja Maeght

Zaktualizowano: 3 mar

To niezwykłe miejsce nie powstałoby, gdyby jego twórcy nie szukali sposobu na poradzenie sobie z nieszczęściem.


Prowansalskie miasteczko Saint-Paul-de-Vence jest tak urocze, że nawet będąc już zahartowanym w oglądaniu zapierających dech w piersiach widoków i nieustających zachwytach nad okiennicami/doniczkami/kotami/sklepikami/zaułkami trudno nie dać się wciągnąć w wielogodzinne zwiedzanie. Dlatego, będąc tam kilka lat temu, ominęliśmy położoną nieopodal Fundację Maeght. I to był błąd!

Joan Mirò, Osoba, 1968

W te wakacje go naprawiliśmy, odkrywając jedno z najciekawszych miejsc, w których wystawia się sztukę współczesną. Ale nie chodzi mi wyłącznie o zawartość, którą poleca większość publikacji dotycząch europejskiej sztuki XX wieku. Ważne jest dla mnie to, co oglądam, ale równie ważne - gdzie.


Mam swoją listę miejsc, które mają wspaniałe kolekcje, ale są tak nieprzyjazne dla zwiedzających i tak kiepsko zorganizowane, że trudno cieszyć się tym, co można w nich obejrzeć. Ile razy z bolącym kręgosłupem ledwo doczołgiwałam się do drzwi z napisem Exit! Na szczęście jest też całkiem sporo muzeów i galerii zrobionych na ludzką miarę. Kilka przykładów? Muzeum Salomona R. Guggenheima w Nowym Jorku, muzeum Peggy Guggenheim w Wenecji, warszawskie Polin, berlińskie Muzeum Techniki, Musée du Quai Branly w Paryżu. Fundację Maeght dodaję do ulubionych, bo jest, co tu kryć, idealna.


Fundacja Maeght, zdj. Waterbourough, CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons

Położony na wzgórzu kompleks budynków otoczony jest drzewami, murem, potem znowu balsamicznym piniowym lasem, w którym latem szaleją cykady i pachną, a jakże, prowansalskie zioła. Przestrzeń wewnątrz głównego budynku wydaje się niewielka, a jednak mieści i kilka sal ze stałą ekspozycją, i część przeznaczoną na wystawy czasowe. Tego lata mieliśmy szczęście, bo akurat trafiliśmy na przegląd dorobku licznej rodziny Giacomettich, co potraktowałam jako miły bonus.

Główny budynek Fundacji Maeght, widziany z Labiryntu Mirò

Nie żałuję, że tym razem wycięliśmy trochę czasu przeznaczonego na Saint-Paul-de-Vence i przespacerowaliśmy się na sąsiednie wzgórze. Tylko trochę było nam głupio, że po ponad kilometrowym marszu, zziajani jak psy i spoceni jak myszy, odkryliśmy parking z wieloma wolnymi miejscami tuż przy Fundacji. Wcześniej uznaliśmy bowiem, że zajęte wcześnie rano miejsce na parkingu w Saint-Paul to skarb (o wolne miejsca w sezonie trzeba czasem zażarcie walczyć). Pocieszam się tylko, że spacer w skwarze i ostro pod górę może trochę zniwelował kaloryczne skutki przyjęcia przez nas lodów o smaku werbeny (dziwne, ale dobre), na które skusiliśmy się w sklepie kosmetycznym. Prowansalska marka L’Occitane ma w Saint-Paul uroczy przybytek, gdzie serwuje nie tylko pachnące kosmetyki, ale także kawę i lody w nietypowych smakach.


Joan Mirò, Konstelacja, 1971

Skąd na prowansalskim wzgórzu wzięła się pierwsza w Europie prywatna fundacja wspierająca nowoczesną sztukę? Historia jest trochę jak z bajki: zaczyna się bardzo smutno, w międzyczasie interweniują dobre wróżki (choć w tym wypadku mówiące grubym głosem, wąsate lub łysawe, i zdecydowanie płci męskiej), a na końcu wszyscy lub prawie wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Marc Chagall zaprojektował mozaikę przy wejściu do głównego budynku, przedstawiającą parę fundatorów witającą gości

A więc od początku. W grudniu 1945 roku Marguerite i Aimé Maeght otwierają w Paryżu Galerię Maeght, pomyślaną jako miejsce spotkań artystów: malarzy, poetów, pisarzy. Nie boją się śmiałych pomysłów, bo w 1947 roku organizują wystawę surrealistów (była to druga międzynarodowa wystawa surrealistów na świecie). Nad całością czuwa ekscentryczny twórca ruchu André Breton, a jednym z wiodących artystów jest Marcel Duchamp. Wystawa jest wielkim sukcesem: przez kilka miesięcy przychodzi ją obejrzeć sto pięćdziesiąt tysięcy gości.


Joan Mirò, Ptak Słoneczny, 1968

Ale ani odwaga, ani pieniądze, ani też pewnie posadzenie przy kołysce dziecka dwunastu służących z kotami na kolanach nie ustrzegłoby rodziny przed nadejściem śmiertelnej choroby. W 1953 roku umiera na białaczkę Bernard, dwunastoletni synek państwa Maeght. Złamani nieszczęściem, nie mają głowy do handlu obrazami, ani zresztą do niczego innego. Mają za to dwóch bardzo znanych i oddanych przyjaciół, którzy przychodzą do nich z pewnym pomysłem.


Widok na dach głównego budynku, z instalacją-ławeczką Luigiego Mainolfiego Per quelli che volano, 1948

Sławny pisarz, znawca sztuki i ówczesny minister kultury André Malraux oraz malarz-kubista Georges Braque proponują, by Maeghtowie poświęcili się nowatorskiemu projektowi. Chodzi mianowicie o stworzenie niekomercyjnej galerii sztuki, w której artyści mogliby pracować i wystawiać swoje prace w „najlepszych warunkach, jeśli chodzi o światło i miejsce”, jak ujął to Braque. Tym bardziej, że miejsce już jest: państwo Maeght mają posiadłość w Prowansji, tuż obok rozsławionej przez artystów miejscowości Saint-Paul-de-Vence. Wizja galerii sztuki na wzgórzu pachnącym tymiankiem i rozmarynem okazuje się kusząca.


Wejście do głównej galerii Fundacji, z rzeźbą Alberto Giacomettiego

Oczywiście, w przypadku większości par dotkniętych tragedią wszystko skoczyłoby się na marzeniach. Państwo Maeght dysponują jednak i odpowiednimi finansami, i odpowiednimi koneksjami. Idą więc za ciosem i zaczynają szukać inspiracji. Nie, nie przeglądają roczników Przeglądu Architektonicznego. Wyruszają odwiedzić znajomych za morzem, którzy zaangażowali się w rozmaite artystyczne przedsięwzięcia - takie jak fundacja Barnesa w Filadelfii, The Phillips Collection w Waszyngtonie czy muzeum Salomona R. Guggenheima w Nowym Jorku.


Joan Mirò, Kobieta o Rozczochranych Włosach, 1968

Aimé i Margueritte Maeght nie tylko mają przyjaciół znających się na przestrzeniach wystawowych, ale również przyjaciół, którzy mogą te przestrzenie wypełnić treścią. Kto by nie chciał móc sadzać przy stole takich osób jak Joan Mirò, Alexander Calder, Marc Chagall, Alberto Giacometti, Georges Braque, Fernand Léger? Zebranie wróżek przy kołysce Śpiącej Królewny może się przy tych gościach schować do mysiej dziury. Najwyraźniej też wkurzona zła wróżka była nieobecna przy narodzinach nowej galerii, bo wszystko poszło mniej więcej zgodnie z planem. Po dziesięciu latach od pierwszego pomysłu Fundacja Maeght mogła otworzyć podwoje.


Marc Chagall, Życie, 1964, fragment obrazu, kolekcja Fundacji Maeght

Jej atutem była i jest niezależność. Została sfinansowana z prywatnej kieszeni państwa Maeght. Do dzisiaj Fundacja nie podlega zarządowi Muzeów Narodowych, nie pobiera państwowych dotacji, nie czerpie też z gminnej kasy miasteczka Saint-Paul-de-Vence. Dzięki temu wystawia kogo chce, kiedy chce i jak chce, nie bacząc na to, co tym myślą jakiekolwiek władze (i tu westchnęliśmy z goryczą i zazdrością).


Ogród Fundacji

A ma kogo wystawiać. Nawet gdyby z jakiegoś niepojętego powodu wszyscy współcześni artyści odmówili współpracy z Fundacją, i tak dzieł zgromadzonych w stałej kolekcji wystarczyłoby na obdzielenie jeszcze kilku muzeów. Na przykład Alberto Giacometti przekazał Fundacji po kilkadziesiąt sztuk rzeźb, rysunków, grawiur i litografii. Mirò dołączył osiem obrazów, 140 rzeźb i z setkę kolaży.

Joan Mirò, La Fourche, czyli Widły, symbol wzniesionej pięści zbuntowanego chłopa podczas wojny w Hiszpanii

Przyjaciele pomogli też Fundację zaprojektować i udekorować - trochę tak, jak przyjaciele pomagają zbudować i przyozdobić domek na działce, toutes proportions gardées, oczywiście.

Katalońskiego architekta Josepa Lluisa Serta przyprowadził Mirò. Znał go dobrze, bo Sert zaprojektował mu studio w La Palma na Majorce.


Sert zaprosił do współpracy artystów, którzy stworzyli całe części budynku. I znowu zachowali się jak wróżki z bajki: każdy z nich obdarował Fundację czymś wyjątkowym. Giacometti zaprojektował patio, Mirò wymyślił labirynt, Braque pozostawił po sobie basen i witraż, Chagall i Pierre Tal Coat mozaiki, Bury fontannę.


Ryby na posadzce basenu widocznego z okien Fundacji to projekt Georgesa Braque’a z 1963 roku i jedna z jego ostatnich prac. W tle praca Joana Mirò

Sertowi zależało, by stworzyć kompleks budynków utrzymany w lokalnej tradycji. Nie myślał o muzeum, lecz czymś na kształt prowansalskiego miasteczka. I tak też całość zaprojektował. Zabudowania Fundacji położone są na szczycie porośniętego piniowym lasem wzgórza. Otacza je kamienny mur, wzorowany na średniowiecznych murach obronnych. Za nim znajduje się wypełniony rzeźbami ogród.

Kaplica św. Bernarda

Punktem centralnym jest kaplica pod wezwaniem świętego Bernarda, z hiszpańską XII-wieczną figurą Chrystusa na krzyżu. Centralny plac otaczają rozmaite budynki, z których każdy ma swoje przeznaczenie: jest tu biblioteka, księgarnia, kawiarnia, biuro, sale wystawowe oraz pracownie artystów.

Średniowieczny krucyfiks wiszący w kaplicy podarował Margueritte Maeght projektant mody Cristòbal Balenciaga. Georges Braque zaprojektował witraż z białym ptakiem symbolizującym świętość.

Nie znajdziemy tu trawertynów, granitów czy nierdzewnej stali. Architekt użył bowiem wyłącznie lokalnych materiałów, takich jak jasna cegła, terrakota, polne kamienie, beton. Wszystkie cegły wypalono w okolicy, wszystkie kamienie wykopano na placu budowy. To powszechnie dostępne, proste, czasem „biedne” materiały, choć Josep Lluis Sert zrobił z nimi mniej więcej to samo, co Coco Chanel zrobiła z „ubogim” tweedem: wydobył z nich szlachetność i wyrafinowaną elegancję.


Joan Mirò, Jaszczurka, 1963

Budynek jest idealnie wtopiony w krajobraz. Wielkie okna zapraszają do podziwiania patio, basenu z rybami Braque’a, muru z mozaiką Chagalla czy rzeźby Mirò. Przyjemnie też popatrzeć na trawy i drzewa, które zaglądają przez okna Fundacji.


Alexander Calder, Les Renforts/Wzmocnienia, 1964

Sert zachował nierówności terenu, więc sale w głównym budynku położone są na różnych poziomach. Starał się dopasować kształt budowli do rosnących na terenie posiadłości drzew. Dążył też do tego, by budynki nie były wyższe niż najstarsze sosny, by zapewnić naturalny cień w pomieszczeniach.

Joan Mirò, Jeune fille s’évadant/Uciekająca dziewczyna, 1968

W latach 60-tych ubiegłego stulecia epoka węgla i ropy, rozbuchanej konsumpcji, wszechobecnego plastiku dopiero się rozkręcała. Nikomu nie śniły się domy pasywne, neutralność energetyczna czy zrównoważony rozwój (a jeśli się śniły, to budził się z krzykiem).

A jednak Sert zaprojektował miejsce wykorzystujące słoneczne światło, grawitacyjną wentylację, naturalną cyrkulację powietrza, lokalne źródła wody i cień rzucany przez rośliny.

Josep Lluis Sert chciał uniknąć, by światło padało bezpośrednio na wystawiane obiekty, bo jak wiadomo słońce niszczy dzieła sztuki. Zbudował model budynku, by przestudiować, jak porusza się w nim światło o różnych porach dnia.


Efekt? Udało mu się zaprojektować specjalne okna, umieszczone w beczkowatych lukarnach na dachu. „Pułapki na światło” wyłapują je o każdej porze dnie i delikatnie przesiewają do wnętrza.


Dach budynku z salami wystawowymi

Znak rozpoznawczy głównego budynku to niezwykły dach: dwa wielkie białe półwalce wyglądają jak dyski słoneczne lub rogi byka. W założeniu miały pełnić podwójną funkcję: po pierwsze, zbierać deszczówkę, wykorzystywaną potem do napełnienia basenów i fontann, oraz po drugie, zacieniać i schładzać znajdujące się pod nimi pomieszczenia.


Taras na dachu głównego budynku

O urządzenie ogrodu Fundacji Aimé Maeght poprosił Joana Mirò. Artysta co roku spędzał tu kilka miesięcy, zajmując się grawerowaniem i ceramiką. W ogrodzie Fundacji ustawił monumentalne rzeźby łączące architekturę i naturę. Użył przede wszystkim ceramiki: z tego materiału zrobiona jest jaszczurka, zegar słoneczny, 468 płytek na murze, posąg Bogini, a także Osoba o długaśnej szyi, przyklejona do ściany głównego budynku. Ja najbardziej lubię Ptaki z karraryjskiego marmuru (są dwa: Słoneczny i Księżycowy) oraz Kobietę o Rozczochranych Włosach. Widły i ptak na szczycie wieży wykute są z żelaza, Wielki Łuk odlany z betonu.

„Nić Ariadny” wymalowana na murze

Zaprojektowany przez Mirò Labirynt ma swoją nić Ariadny: wymalowaną na niższych murkach białą linię, która prowadzi zwiedzających.

Kolejna dobra wróżka (a raczej dwaj wróżowie) zajęła się urządzeniem domu. Wszystkie elementy wyposażenia wnętrza (ławki, drzwi, klamki, lampy) zostały zaprojektowane przez Alberto i Diego Giacomettich. Wchodząc i patrząc na klamkę u masywnych szklanych drzwi, wiedziałam, że jest w niej coś podejrzanie znajomego! Café Diego zaprojektował (niespodzianka!) Diego Giacometti. Spod jego ręki wyszły stoliki, lady, półki, krzesła i lampy. I taka właśnie jest cała Fundacja: nie można się obrócić, by nie spojrzeć na coś niezwykłego lub na tym nie usiąść.


Klamka projektu Diego Giacomettiego

Ponieważ bajkowe zakończenia zarezerwowane są dla baśni, formułę "a potem żyli długo i szczęśliwie" należałoby nieco zniuansować. Kilka lat po śmierci małego Bernarda okazało się bowiem, że Aimé Maeght prowadził przez wiele lat podwójne życie i miał poza związkiem z Marguerite córkę z inną kobietą. Trochę zakłóciło to rodzinną harmonię - starszy syn państwa Maeght na jakiś czas zerwał stosunki z ojcem. Potem wszystko mniej więcej wróciło do normy. Aż do śmierci schorowanej Marguerite w 1977 roku, kiedy rodzina zaczęła walczyć o prawa do spadku.


Joan Mirò, Bogini, 1963

Jak by nie było, jestem przekonana, że każdy znajdzie to coś, co go zachwyci. Niezależnie od tego, czy najbardziej lubicie dziwne rzeźby, malarstwo Chagalla, nowoczesną architekturę czy po prostu piękne widoki. Dodam też, że tutejsza kawiarnia serwuje bardzo smaczne tradycyjne kanapki pan bagnat. Warto więc zajrzeć do tego położonego nieco na uboczu miejsca. Tym bardziej, że otwarte jest siedem dni w tygodniu, przez cały rok, z bardzo nielicznymi wyjątkami.

Joan Mirò, Osoba-Totem, 1968, Gargulec, 1964

La Fondation Maeght

06570 Saint-Paul-de-Vence

623 chemin des Gardettes

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page