top of page
Zdjęcie autoraKatarzyna Stachowicz

Neapol. Pod wulkanem

Zaktualizowano: 3 mar

Miasto jest brudne, hałaśliwe, meczące, zatłoczone, chaotyczne, niezbyt bezpieczne i nie najlepiej pachnące. Jednym słowem: wspaniałe.


„Tylko dwa miejsca, w których było względnie cicho, to Muzeum Capodimonte i winda w Albergo Fiore.” Zbigniew Herbert napisał to wiele lat temu, ale w zeszłym roku miałam podobne wrażenie. Jak makiem zasiał było tylko w Capodimonte, w hotelu już nie za bardzo, chwilę wytchnienia mieliśmy za to w restauracji serwującej dania nowoczesnej kuchni neapolitańskiej. Tak wytwornie podane i w tak niewielkich porcjach, że było na nie niewielu chętnych.

Od hałasu w Neapolu trudno uciec. Do harmideru samochodów i motocykli dołączają w wielu miejscach uliczni muzykanci, jak na filmie Passione Johna Torturro. W klasztorze świętej Klary nikt nawet nie usiłuje zapanować nad zachowaniem szkolnych wycieczek. Głośno jest w kościołach, do tego stopnia, że od czasu do czasu zmęczony głos upomina przez megafon, ale bez większej nadziei: „Silenzio!”.


Na ulicy trafiliśmy na procesję. Z tłumem księży, wiernych i gapiów, pełnowymiarową orkiestrą dętą i kanonadą petard. Obiad w lokalnej kantynie to też wyzwanie: na placyku przed restauracją czeka tyle osób, że młody człowiek przyjmujący chętnych na stoliki wywrzaskuje ich imiona przez megafon. Dodam, że później w tej samej restauracji personel nagle zaczął tańczyć i śpiewać. Do dziś nie wiem czemu.

Neapol to wyzwanie dla wszystkich zmysłów. Uważam, że najlepiej udokumentował to urodzony w mieście pod Wezuwiuszem aktor i reżyser, John Torturro. Link do jego filmu Passione macie tutaj:


Uliczka w Neapolu
Dzień jak co dzień. Obok flag dowolnej maści suszą się gacie.

To dziwne miasto robi mi coś z głową. Z nie do końca jasnych dla mnie przyczyn wszystko, co drażni mnie w innych miejscach, w Neapolu budzi bezwarunkowy zachwyt. Wspomniałam o hałasie. Jest jeszcze brud, nawarstwiony, zawerniksowany przez lata nędzy. Pewno też to zauważyliście: pod błękitnym włoskim niebem nawet zaniedbane rudery wydają się perłami architektury. W Neapolu są na przykład najpiękniejsze na świecie odrapane podwórka. I niezwykłe klatki schodowe, przypominające mi postarzałe piękności z najlepszych lat włoskiego kina. Komunikujące światu bardzo jasno: wszystkich nadgryza czas, ale to nie powód by rezygnować z makijażu i złotych kolczyków.

Jedna z typowych klatek schodowych w Neapolu.
Nazwę miastu nadali Grecy. W VII wieku p.n.e. założyli nad morzem osadę Parthenope. Następnie przenieśli się do nowego miasta obok, Parthenope zaczęli zwać Paleopolis (czyli stare miasto), zaś nowe miejsce - Neapolis (nowe miasto).

Mieszkaliśmy w bed and breakfast koło stacji metra Toledo. W pięknej starej kamienicy, z pokojami wysokimi na cztery metry, freskami na sufitach, absolutnie potwornym podwórzem i maleńką windą z żelaznej kraty. Trzeba było w niej płacić 10 eurocentów za kurs, jeśli nie chciało nam się drapać na trzecie piętro. Za to w weekend i po 19-tej - za darmo!

Ekologicznie: za windę trzeba płacić. Na drugim zdjęciu dziedziniec eleganckiego (naprawdę!) bed and breakfast.

Nasze podwórko, jak bardzo wiele innych w mieście, zabezpieczone było pancerną bramą. W tygodniu otwartą szeroko, zamykaną wieczorami i w weekendy. Kamienicy w dni powszednie pilnował pan w stróżówce, w której wściekle hałasowały papużki (jasne, że nie mógł mieć cichutkiego chomiczka!).

Brama jak do średniowiecznego zamku, drzwi jak dla świeżo upieczonego absolwenta przedszkola.

Neapolitańskie dwuskrzydłowe bramy są z ciężkiego metalu i drewna lub z grubych krat. Jest w nich furtka, przez którą się wchodzi, kiedy cała brama jest zamknięta. I o ile brama ma kilka metrów wysokości i z 40 cm grubości, to furtka jest przewidziana mniej więcej na chudego dziesięciolatka. Żeby przez nią przejść, trzeba się zgiąć wpół, a do tego dysponować niezłą krzepą, by popchnąć ciężkie metalowe drzwi. Obecność obwarowań godnych średniowiecznego zamku na rubieży skłania do zadania sobie nieco niepokojącego pytania: czy w Neapolu jest bezpiecznie?

Uliczki w Neapolu
Miasto słynące z przemocy, czyli Neapol by night. Oraz by day.

Wydaje się, że odpowiedź znamy z góry, prawda? Większość książek fiction i non-fiction dotyczących Neapolu opisuje działalność camorry. Neapol ma we Włoszech zaszczytne czwarte miejsce (po m.in nieco przykrych miastach w Kalabrii i Apulii) pod względem natężenia przestępczości zorganizowanej. Z drugiej strony, raczej nie zadrzecie z camorrą odwiedzając muzea i bary. Obawiać się należy czego innego: drobnej ulicznej przestępczości. Każda chwila nieuwagi może skończyć się zerwaniem z szyi łańcuszka albo porwaniem noszonej na ramieniu torebki czy aparatu fotograficznego przez gościa przejeżdżającego na motorze.

Zachowanie czujności bywa w Neapolu trudne w warunkach ogólnego chaosu i przestymulowania nadmiarem wrażeń. Przydaje się jednak, zwłaszcza w zatłoczonych turystycznych miejscach, w komunikacji miejskiej, podczas wieczornych spacerów. Znam kilka osób, które wspomnienia z Neapolu mają takie sobie, bo zostały okradzione. Nam udało się tego uniknąć, nie miałam też w żadnym momencie dnia czy nocy poczucia zagrożenia, a wyobraźnię mam w tych sprawach bujną. Chodziliśmy gdzie chcieliśmy, po dzielnicach luksusowych i bardzo biednych. W granicach zdrowego rozsądku jednak, mając na względzie, że lista bezpiecznych i niebezpiecznych rejonów nie bierze się znikąd.

Tak wygląda dzielnica Posillipo. Jakby luksusowo i raczej nie ma się tu czego bać. Zdj. Baku, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Za najbezpieczniejsze uchodzą (cóż za zaskoczenie!) dzielnice najbogatsze: Chiaia, Vomero, Posillipo, Mergellina. Lokalni przewodnicy odradzają natomiast spacery na przykład po dzielnicy Scampia, położonej na północ od Capodimonte. Wątpliwe, żebyście tam mieli czego szukać, ewentualnie poza plenerami filmu Gomorra. Camorra kontroluje też ponoć dzielnicę Forcella, bardzo centralną, tuż obok historycznego centrum miasta. Cieszące się raczej kiepską opinią kwartały San Giovanni a Teduccio, w okolicach dworca i Piazza Garibaldi rzeczywiście wyglądają obskurnie. W dzień było tam jednak całkiem normalnie (nikt nikogo nie zarzynał, wszyscy trzeźwi). Podobno nie zaleca się nocnych spacerów w Quartieri Spagnoli. Nie zauważyliśmy jednak niczego niepokojącego podczas powrotów do naszego lokum, choć muszę przyznać, że nie zapuszczaliśmy się labirynty wąskich uliczek. Przewodniki odradzają też noclegi w Barra, choć być może traficie tam, by obejrzeć fantastyczne murale.

W Neapolu, jak w każdym wielkim mieście, działa ta sama zasada: okolice dworca nie należą do najprzyjemniejszych.
Miasto poważnie ucierpiało podczas drugiej wojny światowej. Najbardziej zbombardowany był Mediolan, Neapol uplasował się tuż za nim: było tu 200 alianckich nalotów.

Obsmarowany graffiti i popadający w ruinę Neapol wygląda tak sobie, nie jest jednak wcale najniebezpieczniejszym miejscem we Włoszech. W życiu bym nie zgadła, gdzie statystycznie jest najgorzej (Mediolan!). Neapol nie wypada też źle na tle Europy: zeszłoroczną listę najniebezpieczniejszych miast otwiera brytyjskie Bradford.

Neapolitański domofon. Żeby go zniszczyć, trzeba się mocno postarać.

Neapol zajmuje dość nędzną dziewiątą pozycję, a wyprzedza go moja ukochana Nicea. Z polskich miast najgorzej wypada Łódź (nr 65), Kraków jest na miejscu 124, a Warszawa 135 (absolutnie fascynujące dane zebrane przez portal Numbeo, badający jakość życia w różnych miejscach świata znajdziecie na www.numbeo.com ). Jeśli ktoś z niewiadomego powodu chciałby demonstrować koniecznie symbole statusu - typu drogie zegarki czy torebki, muszę uprzedzić, że Neapol nie jest do tego najlepszym miejscem. No chyba, że nie wychylicie nosa z pięciogwiazdkowego hotelu…

Tonąca w ciemnościach Piazza Dante, ponoć dobre miejsce na drinka. Nie podobało mi się.

W Neapolu rządzą trzej królowie: hałas, brud i chaos. Z tym trzecim spotkacie się przy próbie przejścia przez którąś z ruchliwych ulic. Niby wszystko jest na miejscu: są działające światła, są też pasy dla pieszych (choć zwykle wyblakłe i ledwo widoczne). Nikt się tym jednak nie przejmuje: samochody jadą, piesi się przepychają. Czerwone światło dla samochodów traktowane jest jako delikatna sugestia, a nie jako kategoryczny nakaz zatrzymania się. Po kilku próbach odkryliśmy jednak sposób: trzeba sobie przejście wymusić. Kierowcy są dość uważni, przy pozorach pełnego szaleństwa. Ale raczej nie zmienię zdania w tej sprawie: przechodzenie na drugą stronę ulicy to w Neapolu sport ekstremalny.

Włoskie amulety
Pepperoncino na szczęście, czyli uliczne stoisko z amuletami. Może pomagają pokonać codzienne trudy życia w Neapolu?

Jeszcze inne mocne przeżycie to jazda taksówką. Za każdy z piętnastu numerów, jakie wykonał nasz kierowca w dość krótkiej drodze z lotniska do hotelu, w Polsce zarobiłabym po kilka punktów karnych i megamandat. Tymczasem w Neapolu - luzik. I ani zadrapanka, choć wydawało mi się, że zderzenie przy wymuszaniu pierwszeństwa na rondzie będzie raczej nieuniknione.

Zadaszone galerie w Neapolu
Czasy dawnej świetności przypominają zadaszone galerie. Ale są jak blaknące wspomnienia: część sklepów i restauracji jest zamknięta, a ze ścian odpadają tynki. Galleria Vittorio Emmanuele oraz Galleria Umberto I.
 

Neapol jest chaotyczny. Postanowiłam się jednak tendencji do chaosu nie poddawać - postaram się zatem zawrzeć w 10 punktach to, co wydało mi się w tym mieście fascynujące.


Murale

W mieście nie ma chyba ani jednej czystej ściany. I nawet nie chodzi mi o to, że wszystkie są zniszczone, odrapane czy pomazane. To też, a jakże. Ale mam na myśli to, że Neapol jest jak wielka galeria sztuki współczesnej i zaangażowanej. Murale, plakaty, stemple, graffiti - co tylko sobie zamarzycie.

Mural w Neapolu
Współczesny święty. Jorit Agoch, San Gennaro, via Duomo w dzielnicy Forcella.

Potężne wrażenie robi San Gennaro Jorita na bocznej ścianie kamienicy. Modelem był 35-letni robotnik z Neapolu, przyjaciel Jorita. Cała seria murali poświęcona jest Diego Maradonie - o tym w sekcji „Maradona”. Popularną bohaterką przedstawianą na muralach jest też Sophia Loren, która urodziła się w Rzymie, ale dorastała w Neapolu.

Mural w Neapolu
Mural z Budem Spencerem i Sophią Loren, autorstwa Marino Castì Farina, Quartieri Spagnoli

Ogrom sztuki ulicznej znajdziecie w Quartieri Spagnoli. Warto się tam przespacerować choćby po to, by pogapić się na mury.

Banksy, street art w Neapolu
Drogocenna praca Banksy’ego za pancernym szkłem, Piazza Gerolamini 106

Jedną z największych atrakcji historycznego centrum jest mural Banksy’ego, Madonna z pistoletem zamiast aureoli przy Piazza dei Girolamini. Słabo widoczna, bo chroniona grubym szkłem, jak większość najcenniejszych dzieł sztuki.


Tu znajdziecie świetną interaktywną mapę z muralami:

Pulcinella

Na pewno nieraz spotkacie w mieście chudego pajaca w czarnej maseczce z wielkim nosem. Pulcinella, czyli Poliszynel, postać z commedia dell’arte, to skomplikowana osobowość. Złodziejaszek, plotkarz, głodomór, karierowicz. A jednocześnie osoba o wielkim sercu, dobrze maskujący się spryciarz udający głupka.

Pulcinella . Autor: Lelio Esposito

Ludzie z Neapolu go kochają, bo uosabia to, czym jest ich miasto, rozdarte między głodem a chwałą, przygnębiającą biedą i olśniewającym bogactwem. Dlatego Pulcinella jest czarny i biały, trochę dobry, trochę zły. Ale naprawdę zafascynowało mnie to, że postać ta ma wymiar metafizyczny. Czarna maska pajaca to symbol śmierci, a biel jego stroju - odrodzenia i nowego początku. Pulcinella jest bowiem łącznikiem pomiędzy światem żywych i światem umarłych.


Wszędzie śmierć

Jest na każdym rogu. Dosłownie. Uderzyło mnie, jak wiele wisi tu klepsydr na murach. Nie da się przejść kilkuset metrów bez natknięcia się na informację, kto akurat ostatnio miał pecha. Wszędzie zobaczycie też kapliczki z figurami świętych, zdjęciami osób, wotami, fragmentami modlitw, bukietami bardzo kolorowych sztucznych kwiatów.

W Neapolu jest 500 kościołów i około dwóch tysięcy ulicznych kapliczek. Te ostatnie pełniły też ponoć rolę źródeł światła w mrocznych zaułkach.

Skąd to się wzięło? W sensie - fascynacja śmiercią? Może cień Wezuwiusza robi swoje. Od miasta dzieli go niewiele więcej niż 20 km, a wulkan wciąż jest czynny. W 79 roku zniszczył Herkulanum i Pompeje, w 1631 roku zabił 600 osób, ostatni raz wybuchł w 1944 roku. W pobliżu leży też zatoka Pozzuoli, a nad nią miejsce zwane Campi Flegrei, czyli płonące pola, uważane przez Rzymian za wejście do piekieł oraz za komin do kuźni Hefajstosa (czyli rzymskiego Wulkana). To 24 kratery (wygasłe!), przy których Wezuwiusz to podobno pikuś.

Wezuwiusz i panorama Neapolu
Panorama miasta z wulkanem, widok z zamku Sant'Elmo

Wezuwiusz w całej krasie widoczny jest z dzielnicy Vomero. Pięknie go widać z Castel Sant'Elmo - warto się wdrapać na wzgórze zamkowe (lub jeszcze lepiej, przejechać kolejką linową), żeby zobaczyć zatokę i wulkan.


Wieża z zegarem, Castel Sant Elmo, Neapol
Zamek Sant'Elmo, wieża z zegarem. I jakże optymistyczne wskazówki w kształcie noży

Gomorrę Roberto Saviano czytałam dawno temu, ale do dziś pamiętam opisy miasta rządzonego przez przestępcze klany. Pisał, że Neapol to takie miejsce, gdzie śmierć przychodzi nagle, bo częste są nie tylko mafijne porachunki na ulicach, ale także przypadkowe rany od rykoszetów. Wracało to do mnie podczas spacerów.

Ekscentryczna ozdoba przed wejściem do kościoła.

Kiedy w 1656 roku przez miasto przeszła dżuma i zabiła prawie co drugiego mieszkańca, podmiejskie groty zamieniono w zbiorowe mogiły i kostnice, a na pamiątkę zarazy postawiono kolumnę przy placu San Domenico Maggiore. Powstały też podziemne cmentarze, takie jak Cimitero delle Fontanelle. Grzebano w nim ofiary epidemii, a potem wszystkich tych, którzy byli zbyt biedni, by pozwolić sobie na wieczny spoczynek w bardziej prestiżowym miejscu.

Budki na czaszki, jak domki dla ptaków. Nazwa "kolumbarium" zobowiązuje. Zdj. Dominik Matus, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons.

Ostatnie groby pochodzą z roku 1836, kiedy w mieście szalała epidemia cholery. Pod koniec XIX stulecia rozwinął się kult śmierci. Najpierw dbający o bliźnich katolicy zainteresowali się losem bezimiennych grobów. Potem jednak zrobiło się nieco dziwnie. Okazało się bowiem, że wiele osób przemawia do osamotnionych czasek, nadaje im imiona (dziś odpowiadałoby to #adoptujczaszke) i zostawia wota w zamian za wstawiennictwo u Wyższej Instancji. W 1969 roku Kościół zakazał tych praktyk, ale do dziś liściki i drobne prezenty znajdują jakoś drogę do czaszek w Fontanelle.

Czaszki i wota. Zdj. Dominik Matus, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons.

W mieście są też katakumby zdecydowanie bardziej prestiżowe niż te w Fontanelle: podziemny cmentarz San Gennaro. Ponoć jako pierwszy dał się tu pogrzebać pewien pogański arystokrata, a w II wieku naszej ery miejsce zostało podarowane chrześcijańskiej wspólnocie. Sława przyszła wraz ze złożeniem tu doczesnych szczątków patrona miasta, świętego Gennaro. Potem już poszło – kto by nie chciał akurat w tym miejscu oczekiwać na Dzień Sądu! Grzebali się tu zatem na potęgę biskupi Neapolu, aż do XI wieku.

Muzea

Linia metra nr 1 oferuje coś, co nazwane jest Strada dei Musei: na każdym przystanku warto wysiąść i coś zwiedzić. Ja mogę polecić dwa miejsca, które obejrzeliśmy dość gruntownie.

Muzeum Capodimonte Neapol
Muzeum Capodimonte. Cieniste wnętrza, tropikalny ogród, dobre na całodzienną wycieczkę.

Museo e Real Bosco di Capodimonte

Dwa zdziwienia. Po pierwsze, brak tłumów. Chyba więcej osób przyszło na spacer z psem do ogromnego parku otaczającego muzeum, niż znalazło się chętnych do oglądania kolekcji wewnątrz pałacu. Po drugie, dość skromne zbiory. Spodziewałam się dziesiątek Caravaggiów, kilku Artemisii, całych sal wypełnionych arcydziełami. A tu tymczasem po jednej sztuce. Bo Artemisia akurat w podróży w Atlancie, a Caravaggia chyba nie ma zbyt dużo na stanie. Dużo jest natomiast artystów lokalnych: można prześledzić wpływ stylu Caravaggia na miejscową twórczość, jeśli ktoś lubi. W chłodnych, przestronnych i cichych salach Capodimonte znajdziecie też piękne szkice Michała Anioła, a także pojedyncze obrazy Botticellego, Tycjana, Goyi, El Greca.

Caravaggio, Biczowanie Chrystusa, 1607. Choćby dla tego jednego obrazu warto się tu wybrać.

Od samego początku, czyli od połowy XVIII wieku, muzeum było projektowane jako pałac mający pomieścić wielką kolekcję sztuki. Jest przyjemne w zwiedzaniu, duże, ale nie przytłaczające. Główna część stałej wystawy to malarstwo włoskie i europejskie od XV do XVIII wieku.

Francesco Mazzola/Parmigianino, Antea, ok. 1535-37. Bardzo młoda dama z łasiczką.

Muzeum otoczone jest przepięknym parkiem. Jego założyciel, Karol Burbon, był bowiem nie tylko miłośnikiem sztuki, ale też polowań.

Guido Reni, Atalanta i Ipomene, ok. 1620. Piękni długonodzy są na większości materiałów reklamowych muzeum.

Museo e Real Bosco di Capodimonte, Via Miano 2, otwarte 8.30-19.30, nieczynne w środy. Bilety po 15 euro, młodzież do 18 roku życia wchodzi za darmo. Bilet jest ważny przez cały dzień, można więc z muzeum wyjść na obiad i wrócić na popołudniowe zwiedzanie.


Neapol jest częścią Włoch od 1861 roku. Wcześniej, od 1137 roku, należał do Królestwa Sycylii.
Hol w muzeum sztuki współczesnej MADRE

MADRE

Museo d’Arte Contemporanea Donna Regina Napoli - czyli MADRE - wygląda dokładnie tak, jak powinno wyglądać muzeum sztuki współczesnej w tak odjechanym miejscu jak Neapol. Wejście zaprojektował francuski artysta Daniel Buren. Możecie kojarzyć go z Paryża - to on firmuje las czarno-białych pasiastych kolumn na dziedzińcu Palais-Royal. W Neapolu poszalał z kolorami.


W stałej ekspozycji MADRE znajdziecie najgorętsze nazwiska: Koons, Hirst, Kapoor. Ale nie tylko, bo muzeum organizuje też fantastyczne wystawy czasowe.

Mimmo Paladino, Senza titolo/Bez tytułu, 2005

Prowadzący niesamowity dialog między rzeźbą a malarstwem Mimmo Paladino to moje neapolitańskie odkrycie.


Rebecca Horn, Spirits /Duchy, 2005

Rebecca Horn jest z Niemiec, ale jej praca - bardzo neapolitańska w duchu. Punktem wyjścia była jedna z czaszek z cmentarza Fontanelle. Horn zrobiła jej gipsowe odlewy, które umieściła naprzeciwko niewielkich łazienkowych lusterek . Barokowe vanitas w najbardziej próżnej epoce świata. Naszej znaczy.

Francesco Clemente, Ave Ovo, fragment instalacji, 2005

Neapolitański artysta Francesco Clemente stworzył wzór na majolikowej podłodze i namalował freski na dwóch piętrach muzeum. Będziecie mieli zabawę odnajdując na ścianach odniesienia do konkretnych miejsc w Neapolu i do rozmaitych symboli miasta.


Museo d’Arte Contemporanea Donna Regina, via Settembrini 79, otwarte od 10 do 19.30 w poniedziałki, środy, czwartki, piątki i soboty, w niedziele do 20. Nieczynne we wtorki. Bilety po 8 euro. www.madrenapoli.it


Cristo velato, fragment rzeźby. Zdj. David Sivyer, CC BY-SA 2.0 Creative commons, via Wikimedia Commons.

Kaplica Sansevero

Jeśli miałabym spędzić w Neapolu tylko kilka godzin, do zwiedzania wybrałabym to miejsce. Bo jest niesamowite, choć z zewnątrz wygląda niepozornie. Nawet poza sezonem kłębi się przed nim spora kolejka. Od 1 stycznia 2023 bilety trzeba rezerwować z wyprzedzeniem (kupicie je najwcześniej miesiąc przed wizytą). Lepiej też stawić się punktualnie, bo to jedyne muzeum w Neapolu, w którym musiałam błagać, by nas wpuścili, kiedy się nieco spóźniliśmy.

Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753. Zdj. David Sivyer from United Kingdom, CC BY-SA 2.0 Creative commons, via Wikimedia Commons.

Kaplicę zbudował niezwykły człowiek. Raimondo di Sangro, potomek bogatej arystokratycznej rodziny, alchemik i naukowiec był na tyle pewien swoich wpływów, że w czasach szalejącej inkwizycji wystawił sobie w centrum miasta kaplicę pełną masońskich symboli. Bo, jak każdy szanujący się zamożny i inteligentny dżentelmen, był również masonem. Byłby też niewątpliwie człowiekiem renesansu, gdyby renesans w jego epoce jeszcze trwał. Interesowało go wszystko: anatomia i technika wojenna, pisanie ksiąg i hydrostatyka, sztuka i typografia. Mam podejrzenia, że sam z lubością podsycał plotki na swój temat.


Jedną z nich była legenda związana z figurą Cristo Velato, czyli Chrystusa w całunie. Ludzie oglądający tę rzeźbę w XVIII wieku byli niemal pewni, że tak doskonałe odtworzenie w kamieniu faktury cieniutkiego płótna było możliwe tylko dzięki czarnej magii. Opowiadano zatem, że książę di Sangro nauczył rzeźbiarza Giuseppe Sanmartino, jak dzięki alchemii sprawić, by delikatna tkanina zamieniła się w marmur.

Kaplica Sansevero. Zdj. David Sivyer, CC BY-SA 2.0 Creative commons, via Wikimedia Commons.

Stojąc przed dziełem Antonia Corradiniego (który zaprojektował gipsowy odlew rzeźby, a potem przedwcześnie umarł) oraz Giuseppe Sanmartina (który projekt zrealizował), byłam gotowa w spiskowe teorie neapolitańskiego ludu uwierzyć. Dlatego będąc Neapolu, koniecznie obejrzyjcie to na własne oczy. W kaplicy nie można robić zdjęć, jest ich więc jak na lekarstwo - co zobaczycie, to Wasze.


Figura zmarłego Chrystusa nie jest jedyną rzeczą wartą uwagi w kaplicy Sansevero. W tym samym pomieszczeniu znajdziecie kilka niesamowitych barokowych rzeźb, a w pomieszczeniach obok - niezwykłe „anatomiczne maszyny”, szkielety kobiety i mężczyzny ze znakomicie zakonserwowanym układem krwionośnym (do dziś trwa dyskusja, w jaki sposób się to udało księciu oraz doktorowi Salerno, którzy te modele preparowali). Jest też oczywiście miejska legenda mówiąca o tym, że diaboliczny książę zamienił w modele anatomiczne dwoje swoich służących. Miejsce jest napchane ciekawymi rzeczami, które samemu trudno dostrzec, dobrym pomysłem jest więc wypożyczenie audioprzewodnika.

Balkony w Neapolu nocą
Balkony z widmowymi sukniami ślubnymi znalazłam kilka ulic dalej. Bardzo pasuje do klimatu dziwnej kaplicy.

Cappella Sansevero, via Francesco de Sanctis 19, otwarta od 9 do 18.30, nieczynna we wtorki, bilety po 10 euro, www.museosansevero.it


Dziedzinic klasztoru Santa Chiara . Miejsce zapewniające odpoczynek od skwaru, ale nie od hałasu - bo dużo tu szkolnych wycieczek.

Kościół i klasztor Santa Chiara

Sam kościół, zbudowany w średniowieczu, przerabiany na styl barokowy w XVIII wieku i zniszczony przez bombardowanie w 1943 roku jest dzisiaj skromnym miejscem. Dużo ciekawsze wydały mi się zabudowania klasztoru, a zwłaszcza niesamowite patio, z majolikowymi kolumnami i ławeczkami oraz wyjątkowo bujną roślinnością.

Stare miasto, wpisane na Listę Światowego dziedzictwa UNESCO, jest największe w Europie: zajmuje powierzchnię ponad 10 kilometrów kwadratowych.
Klasztor Santa Chiara w Neapolu
Ogród klasztoru Santa Chiara z majolikowymi ławeczkami.

Ogród, w którym rosną drzewka cytrusowe i lawenda, mieści 72 kolumny wyłożone majolikowymi kafelkami. Są one dla mnie dość zagadkowym przykładem sztuki dla sztuki - niczego bowiem nie podpierają. Pomiędzy nimi ustawiono bogato dekorowane ławeczki.

Święty z pancernikiem (?), dwugłowy brontozaur (?) i zerogłowy Holofernes.

Otaczające ogród krużganki mają ściany pokryte intrygującymi freskami z XVII wieku. Znalazłam na nich dwugłowego smoka wyglądającego jak brontozaur, coś w rodzaju pancernika oraz powtarzającą się w różnych miejscach miasta radosną scenę urzynania głowy Holofernesowi.


Majolikowe kolomny na dziedzińcu klasztoru

Complesso Monumentale di Santa Chiara, Via Santa Chiara 49c, otwarte od poniedziałku do soboty od 9.30 do 17.30, w niedziele 10.00-14.30, Bilety po 6 euro, www.monasterodisantachiara.it


Święty Maradona. Quartieri Spagnoli.

Maradona

Jest wszechobecny. Koszulki, napisy na murach, zdjęcia, nazwane na jego cześć pizzerie, do tego własny ołtarzyk na poświęconym mu podwórku w Quartieri Spagnoli i wielki mural autorstwa Jorita w San Giovanni a Teduccio. Maradona jest z pewnością najbardziej kochanym mieszkańcem miasta.

Diego Maradona w Neapolu
Ołtarzyk Diego Maradony w Quartieri Spagnoli.

I wcale nie szkodzi, że urodził się w Ameryce Południowej. Neapolitańczycy pokochali go z kilku powodów. Złoty chłopiec z dzielnic gorszych niż najciemniejsze rejony Neapolu jeszcze w Argentynie zawsze brał stronę biednych i uciśnionych - w swoim klubie znajdował zajęcie dzieciakom z najuboższych rodzin. Cierpiący na wieczny niedostatek Neapolitańczycy zobaczyli w nim brata, któremu się udało. Kiedy zaprezentowano go jako gracza Napoli, w lipcu 1984, w mieście zapanowała zrozumiała histeria. Dzięki Maradonie Neapol mógł się odwinąć bogatej Północy: opuszczone przez polityków miasto, pogardzane, zapuszczone i niedofinansowane miało swoją złotą epokę, bo grał dla niego najlepszy piłkarz świata. Nie znam się kompletnie na piłce, wymienię więc za Internetem, że klub za czasów Maradony wygrał m.in. Serie A, Coppa Italia, Puchar UEFA i Supercoppa Italiana.

Graffiti z Maradoną w Neapolu

Maradona w 1991 roku nie przeszedł pomyślnie testu na obecność narkotyków - i więcej dla Neapolu nie zagrał. Mało tego, podejrzewany o niejasne kontakty z camorrą, musiał w trybie pilnym opuścić Włochy. Miłość do Argentyńczyka w mieście pozostała. W grudniu 2020, dziewięć dni po śmierci piłkarza, stadion w Neapolu zyskał imię Diego Armanda Maradony.

Pamiątki w Neapolu, Diego Maradona
Po ucieczce Maradony z Włoch ktoś napisał na murze w Forcella „Diego facci ancora sognare”. Diego, spraw, byśmy znowu zaczęli marzyć.

Metro

Czego spodziewalibyście się po metrze w mieście, które jest tak zaniedbane jak Neapol? Ja wyobraziłam sobie pandemonium w stylu postapokalipsa i zombi. Pewnie dlatego na stacji Toledo opadła mi szczęka.

Neapol, stacja metra Toledo
Ruchome schody na stacji Toledo

O ile bowiem miasto składa się w wielu miejscach z odrapanych ruder, jego podziemna część jest jak ilustracja wyrafinowanej utopii science-fiction. Starannie zaprojektowane oświetlenie, niesamowite schody ruchome jak z Metropolis Fritza Langa, a do tego wielka galeria sztuki: w korytarzach linii nr 1 i linii 6 znaleźć można 200 dzieł stu współczesnych artystów.

W 2012 roku angielski The Daily Telegraph uznał stację Toledo za najpiękniejszą na świecie.
Świetlik nad schodami, stacja Toledo.

Pierwszy kontakt ze stacją Toledo był piorunujący. Zaliczyłam kilka rundek góra-dół po ruchomych schodach. I nie byłam osamotniona: wiele osób robi zdjęcia błękitnego sufitu balansując na ruchomych stopniach. Na ścianach blisko wejścia do stacji umieszczono mozaiki południowoafrykańskiego artysty Williama Kentridge’a, przedstawiające sceny z codziennego życia mieszkańców Neapolu.

Neapol, stacja metra Toledo, mozaika William Kentridge
Mozaika Williama Kentridge’a w wejściu do stacji Toledo.

Prawie równie piękna jest najnowsza, otwarta w 2021 roku stacja Duomo, cała w bursztynowych blaskach, złocista, nowoczesna. Na górze buzuje miasto pokryte graffiti, na dole panuje natomiast spokój, bo nawet reklamy w metrze widziałam tylko małoformatowe i bardzo dyskretne.

Neapol, stacja Duomo, schody ruchome
Stacja Duomo, schody ruchome

Elena Ferrante

Nie da się przeczytać słynnej neapolitańskiej sagi i nie szukać potem w mieście śladów jej bohaterek, Lili i Lenù. Turystyczne zainteresowanie jest więc spore, choć od wydania pierwszego tomu powieści upłynęło ponad dziesięć lat. Wielu przewodników oferuje wycieczki śladami Genialnej przyjaciółki. My urządziliśmy sobie Ferrante Tour na własną rękę i dzięki temu obejrzeliśmy ekstrema: najbiedniejsze i najbogatsze rejony miasta.

Książki Eleny Ferrante, Neapol
Księgarnia Feltrinelli przy Stazione Garibaldi

Jak pamiętacie, akcja czterotomowej powieści dzieje się najpierw w dzielnicy Rione Luzati, na wschód od piazza Garibaldi. To dziś rejon dość paskudnych blokowisk, z których część jest ewidentnie młodsza niż lata 50, w których zaczyna się saga.

Mało turystyczne dzielnice Neapolu, opisane przez Elenę Ferrante.

Poza najnowszymi budynkami, dzielnica wygląda jak żywcem wyjęta z opisu Ferrante: ciemne podwórka z gęstymi sznurami suszącej się bielizny, odrapane bramy, rachityczne balkoniki, dość obskurne restauracje, sklepiki oferujące artykuły pierwszej potrzeby, a do tego, jakby na pociechę, stosy tanich słodyczy i napojów gazowanych we wszystkich kolorach świata.

Pizzeria Fortuna. Stoisko loterii.

Spacer zaczęliśmy w okolicy Porta Capuana i stamtąd ruszyliśmy na uliczne targowisko O’Buvero. Czego tu nie ma! Malownicze stoiska z owocami i warzywami, ale także stosy przemycanych papierosów i podróbek luksusowych towarów.

Chodząc po Neapolu można zrobić konkurs na najpiękniejszą wystawę suszącej się bielizny. Choć motyw gaci na sznurach bywa też podstępnie wykorzystywany marketingowo przez niektóre restauracje.

Neapol jest trzecim pod względem wielkości miastem we Włoszech (po Rzymie i Mediolanie). Ma pierwsze miejsce pod względem gęstości zaludnienia: na jednym kilometrze kwadratowym mieszka ponad dwa tysiące sześćset osób, podczas gdy w Rzymie – niewiele ponad osiemset.
Neapol, Porta Capuana
Porta Capuana. Monumentalna brama do gorszego świata.

W biednych rejonach miasta natkniecie się na liczne, łamiące serce miejsca, z których wyziera próżna zwykle nadzieja na lepsze życie. Jak sklepy z bardzo ozdobną odzieżą do uroczystości kościelnych, stoiska loterii, w której można wygrać miliony, podejrzane przybytki o kojących nazwach takich jak Paradiso czy Fortuna. Oraz niezliczone stoiska z kolorowymi okładkami do smartfonów.

Menu w Pizzeria Carmnella, Neapol
Menu w Pizzeria Carmnella.

Przy via Cristoforo Marino 22 warto zajrzeć do Pizzeria Carmnella, której szef zadedykował Elenie Ferrante autorską pizzę. Jej składniki nawiązują do tradycyjnych dań jadanych na niedzielny obiad: to ragù gotowane na wolnym ogniu przez całą dobę, ricotta, delikatna mozzarella z pobliskiej miejscowości Agerola i świeża bazylia.

Neapol Piazza del Plebiscito
Klasycystczny i bardzo pusty plac Plebiscito. Za nim rozciąga się bogata część miasta.

Druga część naszej wycieczki śladami powieści Ferrante obejmowała rejony znajdujące się w górnym mieście i zdecydowanie górnopółkowe. Okolice Piazza dei Martiri, gdzie w powieści znajdował się sklep sprzedający buty zaprojektowane przez Lilę, wydały mi się dosyć nudne. Czy aby wszystkie pięciogwiazdkowe miejsca nie są do siebie bardzo podobne? Sytuację uratował znajdujący się na placu pomnik z zadziwiającymi kamiennymi lwami. Jeden z nich pilnuje na przykład wiązki dynamitu.

Niesamowite lwy z Neapolu. Każdy z czterech zwierzaków symbolizuje inne neapolitańskie powstanie. A kolumna pośrodku ma uwieczniać ideę pokoju.

Część miasta, którą Ferrante opisuje jako miejsce, gdzie jest więcej światła i powietrza, a zdecydowanie mniej brutalnego zmagania się z życiem, obejmuje dwie zamożne dzielnice: Vomero na szczycie wzgórza i nadmorską Chiaia. W Vomero pewnie przyjemnie jest mieszkać, bo nie dociera tu chaos typowy dla dolnego miasta. W Chiaia są butiki najdroższych marek i eleganckie restauracje. Znajduje się tu też miejsce mityczne: Gran Caffé Gambrinus, gdzie siadywali Ernest Hemingway i Pablo Neruda (choć raczej nie razem przy tym samym stoliku). Niezwykle miło jest tu zwłaszcza wieczorem.

Lada w Gran Caffé Gambrinus, Neapol
Pełna grzesznych przyjemności witryna w Gran Caffé Gambrinus

Jedzenie

Od razu się przyznam. Mogłabym przyjechać do Neapolu wyłącznie po to, by się utuczyć. Wszystko, czego tu spróbowaliśmy, było pyszne: od przypadkowych posiłków w trakcie zwiedzania miasta, po wyszukaną kolację w michelinowskiej restauracji.


Rano kawa

Wydaje mi się, że nie przez przypadek właśnie w Neapolu narodził się przepiękny zwyczaj caffé sospeso, czyli „zawieszonej kawy”. Polega on na tym, że zamawiając sobie espresso, płacicie też za drugą kawę, której nie wypijecie - natomiast z Waszego gestu skorzysta osoba, która przyjdzie po Was i nie będzie akurat przy gotówce. Dzisiaj zwyczaj ten praktykowany jest głównie w okolicach świąt Bożego Narodzenia.

Espresso i sfogliatella
Lokalny specjał: sfogliatella. Nigdzie nie smakuje tak świetnie, choć można te ciastka kupić w wielu miejscach na świecie.

W Neapolu jednak nie samą kawą człowiek żyje. Chyba nigdzie na świecie nie widziałam takiego nagromadzenia cukierni: na prawie każdym rogu jest przybytek kuszący słodkościami. Najsłynniejsze są chyba lokalne specjały o nazwie sfogliatella: niewielkie ciasteczko-łamiząbek, uformowane jak rogalik z kilkunastu warstw twardego i cieniutkiego jak kartka papieru ciasta, wypełnione nadzieniem z ricotty, kremu waniliowego, czekolady, pistacji i czym tam jeszcze dusza zapragnie. Bardzo słodkie, ale na szczęście małe - idealny dodatek do espresso.

Ciastka
Ostateczny dowód na to, że w Neapolu jest fajnie.

W ciastkarniach zobaczycie też marynujące się w słojach babà al rum. Nie odważyłam się ich spróbować. Pewna moja znajoma twierdzi, że to błąd - naprawię go zatem następnym razem.

Piekarnia w Neapolu
Piekarnia w Neapolu

Coś na obiad

Wiecie z pewnością, że w Neapolu zrobiono pierwszą pizzę margheritę. Pizzaiolo Raffaele Esposito z Pizzeria Brandi w 1889 roku chciał uhonorować królową Małgorzatę Sabaudzką i przy okazji uczcić niedawne zjednoczenie Włoch. Pizza dostała więc imię po królowej, a składniki po kolorach włoskiej flagi.

Pizza margherita

Niby wszystko pięknie. Ale już ciśnie się na usta tradycyjne pytanie: czy to jeszcze są Włochy?? Bo jeśli przyjrzeć się składnikom tego najbardziej włoskiego dania, to ich narodowe pochodzenie jest dyskusyjne.

Po pierwsze, sama nazwa włoskiego placka pochodzi ponoć od arabskiej pity. Okrągłe chlebki z mąki i wody, wypiekane w piecu, przywieźli do Neapolu cudzoziemcy zza morza. Włosi dołożyli wymóg wypiekania spodów do pizzy z najdelikatniejszej mąki doppio zero.


Mozarella buffala wcale nie ma lepszego pochodzenia od arabskich placków. Robi się ją bowiem z mleka specjalnej rasy bawolic importowanych z Indii, przeznaczanych do ciężkiej pracy. Pomidory - wiadomo - to element rdzennie amerykański. Choć przynajmniej podobno to właśnie w Neapolu pierwszy raz zjedzono pomidora. Pomidorowe krzaki importowano z Ameryki jako ozdobną nowinkę, a ich owoce przez lata uznawane były za trujące. Podobno w czasie którejś z kolejnych klęsk głodu w Neapolu ktoś się na nie skusił, nie umarł i pomidory weszły do kulinarnego repertuaru. Czysto włoskie dodatki w marghericie to zatem tylko bazylia i oliwa.

W Neapolu otwarto pierwszą na świecie pizzerię. Antica Pizzeria Port’Alba zaczęła wypiekać ukochane przez wszystkich placki w 1830 roku i działa do dzisiaj.

Włoska czy kosmopolityczna, pizza w Neapolu jest pyszna. Zarówno w najsławniejszych pizzeriach, jaki i ta sprzedawana w kiosku na metry bieżące.

Owoce morza w restauracji
Porcja niewielka, ale wyszukana. Michelinowski odpowiednik ryby z grilla.

Kolacja

Zamawiając do picia cokolwiek zawierającego choć odrobinę alkoholu w wielu miejscach dostaniecie mini kolację. Nawet najzwyklejszej szklance piwa towarzyszy cały koszyczek słonych przekąsek. Było tak i w droższych, i w tańszych barach na naszej trasie.

We Włoszech najwięcej michelinowskich restauracji znajdziecie w Neapolu: jest ich aż 24.
Drink w barze, Neapol
To, co wjeżdża z drinkami. A zamawiałam tylko margaritę.

Zamówienie drinka w Caffé Gambrinus oznacza, że wraz z margaritą czy negroni na stół wjedzie sześć kanapek, orzeszki, chipsy, oliwki. I jest to absolutnie oczywiste oraz, co warto nadmienić, bezpłatne. Problem tylko taki, że jeśli to wszystko wchłoniecie, kolacja już raczej się nie zmieści.

Spaghetti, restauracja w Neapolu.

Jedzenie w Neapolu jest boskie. Niezależnie od tego, czy jecie coś wyszukanego czy całkiem prostego - jak w niezwykle popularnej trattorii Da Nennella, gdzie kłębi się tłum, trzeba czekać na stolik, a menu ogranicza się do dwóch opcji.

Trattoria w Neapolu
Trattoria de Nennella. Radosny chaos i proste pyszne jedzenie.

Przez przypadek trafiliśmy do przedziwnego miejsca serwującego makarony. Makaron we włoskiej restauracji jest dość mało szokujący, ale czy jedliście go kiedyś w przybytku przypominającym sushi bar? W restauracji La Devozione można zamawiać malutkie porcje rozmaitych dań na bazie pasty. Wrażenie dziwne, ale dania pyszne - warto spróbować.

Restauracja w Neapolu
Makaronowy bar La Devozione. Włoskie jedzenie w japońskich porcjach.

Jak to dobrze, że jeszcze tylu rzeczy nie udało się nam w Neapolu obejrzeć! Nie widzieliśmy aż sześciu z siedmiu miejskich zamków, pałacu królewskiego, muzeum archeologicznego, nie poszliśmy też na wycieczkę po podziemnym mieście. Będzie po co wracać i zrobię to z wielką przyjemnością. Bo mogłabym się podpisać obiema rękami pod tym, co mawiają Neapolitańczycy: Rzym jest być może sercem Włoch, ale Neapol - ich duszą.

Neapol, pracownia lutnika o północy. Lubię zaglądać przez okna wystawowe zamkniętych zakładów i sklepów.
 

Garść podróżniczych porad


Kiedy jechać? Jeśli macie taką możliwość, zaplanujcie podróż na wiosnę lub jesień. Jest ciepło i słonecznie, a dużo mniej tłoczno. Upał dobijający do 40°C w środku lata to stanowczo rzecz dla amatorów. W sierpniu część sklepów i restauracji jest też zamknięta na głucho.


Gdzie mieszkać? Pewnie warto omijać dzielnice, które wymieniłam na początku tekstu jako niezbyt bezpieczne. Jeśli nastawiacie się głównie na zwiedzanie miasta, wybierzcie coś w centrum. Jeśli chcecie dołożyć sobie część odpoczynkową, warto poszukać lokum nad morzem, w Mergellina lub Posillipo.


Najlepszy poradnik dotyczący bezpieczeństwa w Neapolu znalazłam tu:


• Nie radziłabym nikomu, kto nie musi tego robić, poruszania się po Neapolu samochodem. Miasto bywa zakorkowane, a przestrzeganie zasad kodeksu drogowego jest, oględnie mówiąc, symboliczne. W centrum trudno o parking, a ruch samochodów niezarejestrowanych w Neapolu jest mocno ograniczony.


Metro jest czyste i punktualne, przyjemnie jeździ się też autobusem.


System biletów w Neapolu jest równie chaotyczny, jak całe miasto. Za różne linie metra i autobusów odpowiada więc kilka firm. Ale wszystko działa. Bilety do sieci miejskiego transportu kupicie w maszynach na stacjach metra i kolejki funiculare, a także w tabacchi i niektórych kioskach z gazetami. Do wyboru: bilet 90-minutowy (1,60 euro), dzienny (za 4,50 euro), tygodniowy (za 15,80 euro). Wsiądziecie z nimi do metra, autobusu, kolejki linowej oraz do linii podmiejskich Circumvesuviana i Circumfegrea.


Z lotniska do centrum miasta możecie się dostać autobusem z linii Alibus. Bilet można kupić w maszynach na lotnisku lub u kierowcy, za 4 euro. Na ten sam bilet możecie wsiąść do miejskiego autobusu lub metra, byle tylko nie przekroczyć 90 minut.


W Neapolu nie funkcjonuje Uber. Licencjonowane taksówki są białe z pomarańczowym napisem Taxi na dachu. Postoje są w wielu punktach miasta. Kierowcy mają tendencję do zaokrąglania należnych kwot: upewnijcie się więc co do stawki i co do tego, czy licznik został włączony.


Koniecznie skorzystajcie z typowo neapolitańskiej atrakcji, jaką jest funiculare. Trzy linie kolejki łączą centrum miasta ze wzgórzem Vomero, czwarta biegnie z Mergellina do Posillipo. Działają od 7 rano do północy.


Neapol Pass to bilet 1,3, 5 lub 7 dniowy. Wsiądziecie z nim do transportu publicznego, wejdziecie też do niektórych muzeów (Pałac Królewski, Muzeum Archeologiczne, Zamek Sant Elmo, muzeum Capodimonte). W nieco droższej wersji w cenę biletu są włączone np. wejścia do Parku Archeologicznego w Pompejach, do muzeum w Herkulanum i pałacu w Casercie. Ponieważ biletów jest kilkanaście rodzajów, warto poświęcić trochę czasu na rozgryzienie, który Wam najbardziej pasuje. Wszystkie informacje wraz z cenami znajdziecie tu: www.naplespass.eu


Nie zwlekajcie z obiadem: w najlepszych miejscach okienko na zjedzenie czegoś w ciągu dnia jest między 12.30 a 14.30. Potem zamyka się kuchnia i będziecie skazani na różne przypadkowe rzeczy dostępne przez cały dzień dla zapominalskich turystów.


Neapolitańska kranówka nadaje się do picia.


Przy okazji pobytu w Neapolu warto zainteresować się zwiedzaniem Herkulanum i Pompejów, a także rozważyć wynajęcie samochodu i przejażdżkę po spektakularnym wybrzeżu Amalfi. Niedaleko też stąd do wysp Ischia, Procida i Capri, z których każda jest inna, a wszystkie bardzo malownicze.

Ulica w Neapolu

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments