Wracając co jakiś czas do książki Lewisa Carrolla, mam zawsze podobną myśl - autor przygód Alicji musiał dodawać coś dziwnego do herbaty.
W Wielkiej Brytanii przy umywalkach nadal bywają instalowane osobne krany do ciepłej i zimnej wody, zielone światło na przejściu zapala się dla wszystkich pieszych równocześnie, królowa nosi oficjalny tytuł „Władczyni łabędzi”, a jedną z lokalnych atrakcji jest spuszczanie trzykilogramowych gomół sera w dół pewnego wzgórza w Gloucestershire. Czy można się więc dziwić, że napisana w tym kraju najpopularniejsza książka dla dzieci jest przede wszystkim książką dla dorosłych?
Jako dziecko zaledwie przeczuwałam, jak dziwna jest ta opowieść. A towarzyszyła mi niemal codziennie, bo uwielbiałam jej słuchać z winylowej płyty. Wyjątek robiłam tylko czasem dla Przygód Piotrusia Pana oraz wybitnie ponurej opowieści o Czarnym Młynie (byłam zapewne nieco dziwnym dzieckiem, ale zawsze irytowały mnie głodne kawałki o królewnach). Alicja na początku była dla mnie tylko głosem (Magdaleny Zawadzkiej). Dopiero potem, kiedy przeczytałam sfatygowaną książeczkę w zielonej okładce, z ilustracjami Johna Tenniela, Alicja stała się dla mnie postacią z krwi i kości: dziewczynką w pasiastych rajstopach, sukience z bufkami i czarnej opasce na głowie.
Dzisiaj jakieś wydanie Alicji w Krainie Czarów mam zawsze w domu, niezależnie od tego, gdzie akurat mieszkam. Jest na mojej liście „książek pierwszej potrzeby”, obok Mistrza i Małgorzaty, Opowieści o kronopiach i famach, Dziennika Bridget Jones i jeszcze kilku innych tytułów.
Dlatego na wieść o tym, że londyńskie muzeum Victoria and Albert po raz kolejny zorganizowało wystawę poświęconą książce Lewisa Carrolla, nie zastanawiałam się specjalnie, co nowego można jeszcze na ten temat powiedzieć.
A co można? Część wystawy poświęcona jest okolicznościom powstania książki, z niezwykle ciekawą sekcją dotyczącą pracy Johna Tenniela.
To, co wydało mi się jednak najbardziej intrygujące, to opowieść o tym, jak Alicja w Krainie Czarów do dziś wpływa na (pop)kulturę. Wystawa trwa do końca grudnia, więc jeślibyście mieli okazję ją zobaczyć, na pewno warto.
- O wiele milej było w domu - pomyślała biedna Alicja - kiedy nie rosłam i nie malałam bez przerwy, i nie pomiatały mną myszy i króliki.
(Wszystkie cytaty pochodzą z książki Lewisa Carrolla Przygody Alicji w Krainie Czarów. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra, w przekładzie Macieja Słomczyńskiego).
Jeślibym miała zgadywać, o czym marzą pisarze, powiedziałabym, że pewnie o tym, żeby ich dzieła nigdy nie schodziły z pras drukarskich. Tak właśnie jest w przypadku Alicji w Krainie Czarów. Powieść przetłumaczona została na 176 języków. A napisany kilka lat po pierwszej części „sequel”: O tym, co Alicja zobaczyła po drugiej stronie lustra, wyprzedał swój cały nakład w zaledwie siedem tygodni.
Skąd aż taki sukces, porównywalny pewnie z tym, który był udziałem J.K. Rowling? Myślę, że czytelnicy pokochali Alicję i (przeszło sto lat później) Harry’ego Pottera dla tej samej przyczyny: obie książki przypominają, jak przyjemną czynnością jest czytanie.
Przed epoką Charlesa Lutwidge Dodgesona, który przyjął pseudonim literacki Lewis Carroll, życie młodych czytelników nie było usłane różami. Kto by chciał czytać, mając do wyboru szkolne podręczniki lub umoralniające historyjki, gdzie dzieci przedstawiane były jak mali dorośli? Celem wiktoriańskiej literatury dla dzieci było wychowywanie i ulepszanie tychże dzieci. Lektura była więc raczej rozrywką dla masochistów.
Książka Carrolla stanowiła przełom: pojawiła się w niej prawdziwa dziecięca bohaterka, a zamiast łopatologicznie wyłożonego morału autor proponował zabawę. Młodym czytelnikom podobał im się fakt, że główną bohaterką było podobne do nich dziecko. Rodziców bawiły czytelne aluzje do współczesnego społeczeństwa.
W czasach Lewisa Carrolla dzieciaki nie miały równego dostępu do edukacji. Tylko chłopcy, o ile ich rodziny mogły sobie na to pozwolić, byli wysyłani do szkół z internatem, natomiast dziewczynki z dobrych domów były uczone przez guwernantki. W 1870 roku Parlament przegłosował Forster’s Education Act, pierwszy krok do zapewnienia edukacji dzieciom obu płci. Za przyznaniem kobietom praw do nauki opowiadał się także Lewis Carroll. Warto też dodać, że sukcesowi Alicji sprzyjało rosnące w tamtej epoce zainteresowanie tematami związanymi z dzieciństwem. Pojawił się na przykład zwyczaj czytania dzieciom na głos - jak widać na obrazie powyżej. Całe szczęście więc, że było co czytać! Po literackim debiucie Carrolla wysypał się worek ze świetną prozą dla młodych czytelników. Żeby podać tylko kilka przykładów: Tajemnicza Wyspa, Wyspa skarbów, Mary Poppins, Przygody Piotrusia Pana, seria o Doktorze Dolittle.
- Chcę przez to powiedzieć - powiedziała Alicja - że jedno jest nie do uniknięcia: to, że się rośnie.
- Jedno jest nie do uniknięcia, ale dwoje może tego uniknąć - powiedział Humty Dumpty. - Przy odpowiedniej współpracy z kimś, mogłabyś poprzestać na siódmym roku życia.
Co to w ogóle jest? Wyjątkowo dziwny dialog jak na książkę dla dzieci. I w dodatku, choć przeczytałam Alicję wielokrotnie i chyba we wszystkich polskich tłumaczeniach, jakoś nigdy nie zwróciłam na niego uwagi. Dopiero, kiedy znalazłam wzmiankę o nim w zbiorze opowiadań Neila Gaimana, musiałam sprawdzić, czy ta wymiana zdań naprawdę jest w Przygodach Alicji i czy Gaimana aby nie poniosła nie najzdrowsza wyobraźnia.
Z drugiej strony, warto przypomnieć sobie inne publikowane w XVIII i XIX stuleciu bajki: uroczy pokoik pełen zamordowanych żon Sinobrodego (bracia Grimm), dziewczynkę rozmawiającą z uciętą głową konia (Charles Perrault), drzewa obwieszone szkieletami pechowych kandydatów na męża złej królewny (Hans Christian Andersen). Jakby się wszyscy uparli, żeby faszerować czytelników horrorem.
„Jest to zapewne jedyny wypadek w dziejach piśmiennictwa, gdzie jeden tekst zawiera dwie zupełnie różne książki: jedną dla dzieci i drugą dla bardzo dorosłych.” Tak napisał autor mojego ulubionego przekładu książek Lewisa Carrolla, Maciej Słomczyński, w rozdziale Od tłumacza poprzedzającym Przygody Alicji w Krainie Czarów.
O czym jest ta książka? Naukowe publikacje na ten temat zajęłyby pewnie sporą półkę w bibliotece. Najmłodsi czytelnicy uważają, że rzecz jest o siedmioletniej dziewczynce, której śnią się dziwne rzeczy. Starsi szukają głębiej. Czy Alicja jest o dorastaniu? O chorobie psychicznej? Zgubnym wpływie narkotyków? O emancypacji kobiet i początkach feminizmu? A może o wojnie dynastii Lancasterów (czerwone róże) z rodem Jorków (białe róże)? Są tacy, którzy twierdzą, że to freudowska opowieść o schodzeniu do mroków podświadomości. Jeszcze inni widzą w książce Carrolla zawoalowaną krytykę brytyjskiego kolonializmu. A może każdy czytelnik ma po prostu swoją Alicję?
Trójko okrutna! Pragnąć bajek
Wśród sennej tak pogody,
Od tchu słabego tak, że piórka
Nie zdmuchnąłby bez szkody!
Lecz jakże przeciw trzem jezykom
Jednemu iść w zawody?
Podróż zaczęła się przy Folly Bridge w Oksfordzie, zakończyła osiem mil dalej w miasteczku Godstow. Była to jedna z wielu wycieczek, na jakie Lewis Carroll zabierał dzieci przyjaciół. Na łodzi było pięć osób: Lewis Carroll (który się tak jeszcze wtedy nie nazywał), wielebny Robinson Duckworth oraz trzy siostry Liddell: Lorina Charlotte, Alice Pleasance i Edith Mary. Wspomniane są w wierszu otwierającym Przygody Alicji w Krainie Czarów, jako Prima, Secunda i Tertia.
Opowieść o narodzinach książki o Alicji podczas sielskiego popołudnia na łodzi to być może tylko chwyt marketingowy. Udało się bowiem ustalić, że tamtego dnia było pochmurno i chłodno. Być może więc popołudnie wcale nie było „złote”, podobnie jak Alicja nie byłą blondynką, lecz brunetką. Ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
Zabawne natomiast jest to, że większość występujących w książce postaci to sportretowani znajomi Dodgesona. Opowieść powstała dla sióstr Liddell, oczywiste było więc, że muszą one się w niej odnaleźć. Występują w książce parę razy (trzy siostry to w ogóle dość nośny temat). W rozdziale trzecim, w którym mowa o zwierzętach skąpanych w kałuży łez, sportretowana jest oczywiście Alicja, a także wielebny Duckworth (jako kaczka), siostry Alicji jako papuga (Lory – Lorina) i Orlątko (Eaglet-Edith). Samego autora możemy się doszukać w postaci Dodo - ponieważ miał kłopoty z jąkaniem się , czasami przestawiał się jako Do-Do-Dodgeson.
Siostry Liddell mogły się też rozpoznać w opowiadaniu Susła: Elsie to Lorina Charlotte (LC) , Lacie to anagram od Alice, Tillie to zdrobienie od Matilda (tak nazywały Edith jej siostry).
Charles Lutwidge Dodgeson był przez całe życie związany z Christ Church College w Oksfordzie, gdzie wykładał matematykę. Po sukcesie wydawniczym Alicji pozostał na stanowisku, mimo, że zaczął zarabiać spore pieniądze i niezbyt lubił swoją pracę. Nie chciał natomiast wstąpić do stanu duchownego - poprosił dziekana college’u o zwolnienie od tej procedury, która obowiązywała większość wykładowców college’u. Został w college’u do śmierci; zmarł na zapalenie płuc w 1898 roku.
Dodgeson, którego dzisiaj określilibyśmy jako gadżeciarza, interesował się nowinkami technicznymi. Zafascynowała go nowa podówczas sztuka fotografii. Miał nawet pomysł, żeby zarabiać zdjęciami na życie. Portret Alice Liddell, który zamieszczam poniżej (nie ma go na wystawie w V&A), jest jednym z powodów kontrowersji etycznych, jakie budzi osoba autora Alicji (o nich też kuratorzy wystawy nie wspominają).
W 1998 roku jedna z brytyjskich gazet napisała, że większość rodziców chciałaby, by ich dzieci słuchały historii Alicji w Krainie Czarów, ale prawdopodobnie woleliby, by nie czytał im jej Lewis Carroll osobiście. Pod koniec XX wieku fakt, że trzydziestoletni Dodgeson przyjaźnił się z siedmiolatkami i posiadał bogatą kolekcję zdjęć dzieci (z których część była ubrana skąpo lub wcale) zaczął wyglądać bardzo podejrzanie. Inne okoliczności też wydają się nie przemawiać na korzyść Dodgesona: jego przyjaźń z Alicją i rodziną Liddellów skończyła się gwałtownie i w niejasnych okolicznościach, rodzina pisarza usunęła kilka stron z jego pamiętnika, zniknęły też całe dwa tomy opisujące lata 1858-62.
Z drugiej strony, Dodgson zajmował się gromadą dzieci swoich braci i sióstr, i nie było to odbierane jako cos niezwykłego. Zdjęcia nagich dzieci stylizowanych na elfy lub wróżki w epoce wiktoriańskiej uważano za „słodkie” i wysyłano na przykład jako kartki świąteczne. Było też dość powszechne, że starsi mężczyźni żenili się z bardzo młodymi kobietami, ledwo wyrosłymi z wieku dziewczęcego.
Czy da się to wszystko ocenić, przykładając do XIX wiecznych realiów dzisiejszą perspektywę? Zgłębiając temat, przeczytałam chyba tyle samo tekstów obciążających Carrolla, co biorących go w obronę. I doprawdy nie umiałabym stwierdzić, czy Carroll lubił dzieci, kropka, czy też lubił dzieci za bardzo. Natomiast rozbawiło mnie, jak czasem reputację pisarza (pośmiertnie!) może obciążać także osoba tłumacza. Gdybyście mieli wybrać, który z pisarzy byłby NAJMNIEJ ODPOWIEDNI, by przetłumaczyć Alicję w Krainie Czarów na rosyjski, mając na względzie wątpliwości dotyczące upodobań Carrolla, kogo byście wskazali? Odpowiedź narzuca się chyba sama: Vladimir Nabokow. I tak właśnie było.
W ciągu całego tego czasu Konduktor przyglądał się jej, najpierw przez teleskop, później przez mikroskop, wreszcie przez lornetkę operową. W końcu powiedział: - Jedziesz w złym kierunku.
Wspomniałam już, że Charles Lutwidge Dodgeson był gadżeciarzem. Nie mógł żyć w lepszej epoce, oczywiście poza początkiem XXI wieku. W czasach królowej Wiktorii pojawiło się bowiem wiele fascynujących wynalazków. Rozwijała się kolej, upowszechniała się fotografia, rodziła się psychoanaliza.
W 1851 roku Wielka Wystawa Światowa w Crystal Palace w Hyde Parku była pierwszą międzynarodową ekspozycją produktów rzemiosła i technologii. Miałą ogromny wpływ na społeczeństwo, bo obejrzał ją co trzeci obywatel Wielkiej Brytanii. Nie muszę chyba dodawać, że zachwyciła też Dodgsona.
W 1816 szkocki wynalazca David Brewster skonstruował kalejdoskop, jedną z tych optycznych zabawek, które pozwalają doświadczyć różnicy miedzy percepcją a rzeczywistością.
W 1862 roku pierwsza linia metra na świecie była gotowa. Jej budowa zajęła lata. A tajemniczy świat podziemi fascynował ówczesnych Brytyjczyków - stąd tyle „podziemnych” motywów w kulturze popularnej.
W XIX wieku zaczęto mówić o wprowadzeniu standardowego czasu, bo np. Londyn i Bristol leżały w różnych strefach czasowych. Uporządkowanie tego bałaganu zostało wymuszone przez rozwój kolejnictwa: jak bowiem opracowywać rozkłady jazdy, jeśli w nie tak dużym znowu kraju są różne strefy czasowe?
W 1847 roku Great Western Railway Company wprowadziła „czas kolejowy” w swoich liniach w całym kraju. Standaryzowany czas Greenwich wprowadzono jednak dopiero w 1880 roku.
Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy się tym przejęli: do dzisiaj zegar w Christ Church College spóźnia się o 5 minut i dwie sekundy, bo akademicy nie wyregulowali zegara, kiedy standaryzowano czas.
- Gdy ja używam jakiegoś słowa – powiedział Humpty Dumpty z przekąsem – oznacza ono dokładnie to, co mu każę oznaczać… ni mniej, ni więcej.
Alicja to książka o słowach, grach, szaradach. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra w wydaniu z 1897 roku zawiera nawet zadanie szachowe do rozwiązania przez czytelników. Na początku książki jest lista postaci, z których każda odpowiada szachowej figurze, a Alicja porusza się w gruncie rzeczy po szachownicy.
Szaradą jest pseudonim autora. Charles Lutwidge Dodgson najpierw zmienił Lutwidge na Ludovicus, a następnie zanglicyzował to nazwisko na Lewis. Charles zmienił się w łacińskiego Carolusa, potem w irlandzkie imię Carroll. No i żeby nie było zbyt łatwo, Dodgeson zamienił miejscami imię i nazwisko.
Tytuł książki o Alicji zmieniany był kilka razy. Pierwsza wersja, którą Carroll sprezentował Alice Liddell pod choinkę nosiła tytuł „Przygody Alicji pod ziemią”. Potem autor przemianowywał tytuł powieści kilkakrotnie: na „Alicję w Krainie Elfów”, „Alicję wśród wróżek”, „Złotą godzinę Alicji”.
Wszyscy tu jesteśmy obłąkani.
Carroll cierpiał na migreny oraz zaburzenia neurologiczne, które mogły objawiać się zaburzoną percepcją wielkości różnych przedmiotów. Zespół tych zaburzeń nazwano „Syndromem Alicji w krainie czarów”, kiedy w 1955 roku odkrył go angielski psychiatra John Todd.
Może dlatego Kraina Czarów pełna jest istot zmieniających kształt? Alicja rośnie i maleje na przemian, a postaci, które napotyka biorą ją za pokojówkę, wulkan, węża, potwora, kwiat. Po drugiej stronie lustra jak w kalejdoskopie zmieniają się natomiast dekoracje: ogród przeistacza się w pociąg, pociąg w łąkę, strumyk w sklep.
Stworzenia, jakie spotyka Alicja, nie przypominają dobrodusznych, puchatych dziecięcych przytulanek. Są co najmniej nie w humorze - lub wręcz potężnie zaburzone. Kilka przykładów spod dużego palca? Paląca nargile gąsienica, siedząca na grzybie, od którego zjedzenia można zmieniać wielkość. Psychopatyczna królowa kier. Nawiedzona jasnowidząca Biała Królowa. Zdemenciała czarna królowa. Biały królik z nerwicą natręctw. Maniakalno-depresyjny Szalony Kapelusznik. Suseł z narkolepsją. O Marcowym Zającu wiadomo niewiele, poza tym, że na pewno jest obłąkany.
Moja ulubiona postać - Szalony Kapelusznik - być może zrodziła się z powiedzenia „mad as a hatter” (czyli „szalony jak kapelusznik”). Kapelusznicy używali bowiem azotanu rtęci do przygotowywania filcu na kapelusze, a od wdychania jego toksycznych oparów cierpieli na objawy zatrucia rtęcią, takie jak drgawki czy halucynacje. Dodam też, że w wiktoriańskiej Anglii mawiało się również „mad as a March hare” - godnym kompanem Kapelusznika został więc Marcowy Zając.
Z wystawy w V&A dowiedziałam się też, że w czasach wiktoriańskich domy dla chorych umysłowo były traktowane jako miejsce rozrywki i zwiedzane, mniej więcej jak ogrody zoologiczne czy gabinety osobliwości. Dodgson odwiedzał Surrey County Asylum, gdzie pracował jego wuj. Ale czy czerpał stamtąd literacką inspirację - nie wiadomo .
Kraina Czarów to nie miejsce, ale stan umysłu, na granicy pięknego snu i koszmaru. Można w niej widzieć powrót do dzieciństwa, krainę podświadomości, sztuczny raj osiągnięty chemicznymi środkami.
Dziwny świat Alicji pokochali najpierw surrealiści, odrzucający racjonalizm i realizm, buntujący się przeciwko temu, co klasyczne, logiczne i uporządkowane. W 1924 roku założyciel ruchu André Breton stwierdził, że „każdy potrafi towarzyszyć nawet piękniejszej Alicji w podróży do Krainy Czarów”. Książka Carrolla inspirowała Franza Kafkę i Jamesa Joyce’a.
Potem Alicja stała się ikoną kontrkultury lat 60-tych XX wieku. Powieść czytali na nowo i całkiem po swojemu radykalni pisarze badający koncepcje percepcji i szaleństwa. W Drzwiach percepcji Aldous Huxley zabrał czytelników podróż, gdzie czas i przestrzeń tracą znaczenie. W latach 60-tych amerykański artysta Joseph McHugh założył nowatorską firmę produkującą plakaty: East Totem West. Utrzymane w estetyce kalejdoskopu prace wyniosły plakat do rangi sztuki … i bardzo podobały się hipisom.
Historia Alicji w zasadzie nigdy nie została zapomniana. W 2000 roku American James McGee stworzył grę komputerową, której bohaterka o imieniu Alicja znajduje się w klinice psychiatrycznej po tragicznej śmierci rodziców. Dystopijne, mroczne obrazy Krainy Czarów odzwierciedlają stan jej straumatyzowanej psychiki, a opowieść o Alicji jest punktem wyjścia do zagłębienia się w tematy związane z poczuciem winy i przepracowywaniem żałoby.
Alicja w Krainie Czarów dostarcza jednak nie tylko mrocznych tematów. Tzw. Alice Look to od wielu lat kopalnia pomysłów dla projektantów mody - kilka przykładów poniżej.
Bardzo ujęła mnie anegdota o Alicji w krainie czarów i królowej Wiktorii. Książka spodobała się ponoć brytyjskiej władczyni tak bardzo, że wyraziła ona życzenie, by Carroll zadedykował jej swoje kolejne dzieło. Podobno to nawet zrobił: dedykując królowej Podstawowy traktat o determinantach, z ich zastosowaniem w równaniach i układach równań.
Zawsze jest czas picia herbaty, a nigdy nie ma czasu, żeby zmyć naczynia.
Tradycję popołudniowej herbatki zapoczątkowała księżna Bedford w latach 30-tych XIX wieku. Arystokratyczny zwyczaj szybko przejęła reszta społeczeństwa. Absurdalne zasady etykiety Lewis Carroll obśmiewa w scenie herbatki u Kapelusznika.
Kulinarnych odniesień w Alicji nie brakuje. Niektóre są dość makabryczne. Niby-żółw, A La Żółw, czy też, jak u Słomczyńskiego, Żółwiciel, „jest tym, z czego robi się Zupę Żółwicielęcą”, jak tłumaczy Królowa. Pięknie to zresztą oddaje ilustracja Johna Tenniela. Mock turtle soup była popularna w czasach wiktoriańskich, jako tańszy odpowiednik zupy żółwiowej. Gotowano ją na bazie móżdżku cielęcego, głowizny i podrobów. Smacznego!
Czy zastanawialiście się kiedyś, jaki kucharz mógłby przygotować dania na szaloną herbatkę u Kapelusznika? W Anglii takich dań można było skosztować już we wczesnych latach 2000. Książką Carrolla zainspirował się bowiem Heston Blumenthal, ekscentryczny szef serwującej kuchnię molekularną restauracji The Fat Duck.
To logiczne. Blumenthal używa motta „Question everything”, zaś Alicja uczy kwestionować wszystko: w książkach wszystko jest możliwe, a cała wpajana wiedza idzie w proch. „Różne sytuacje wydają nam się surrealistyczne, bo wyrabiamy sobie o nich zdanie na postawie tego, co nam kiedyś powiedziano”, powiedział Blumenthal w wywiadzie dla Harpers Bazaar.
Kto więc lepiej niż specjalista od smakowej iluzji czuje klimat snu Alicji? Blumenthal sięgnął między innymi do przepisu na udawaną zupę żółwiową. Zredukował rosół, a potem zamknął go w złotych płatkach uformowanych w kształt zegarka. Wrzucony do gorącej wody, zegarek powoli się rozpuszcza i tworzy bulion. Przygotowanie tego cacka zabiera ponad sześćdziesiąt godzin. A konsumpcja? No cóż…
Uśmiechnięty kot pochodzi z hrabstwa Cheshire, podobnie jak Cheshire cheese. I według niektórych badaczy, na przykład Roberta Allena Palmatiera (autora słownika Food: A Dictionary of Literal and Nonliteral Terms), kot i ser są spokrewnieni. Ser z Cheshire bywał bowiem sprzedawany w okrągłych gomółkach z wizerunkiem uśmiechniętego kota. Jeśli zjadało się go od zewnątrz, uśmiech był ostatnią rzeczą, jaka zostawała po kocie. Nie mam pojęcia czy to prawda, ale ładne, prawda? Z kolei Jolanta Kozak, doskonała tłumaczka Przygód Alicji, dodaje, że Kot „śmieje się jak głupi do sera”.
„A jaki może być pożytek z książki – pomyślała Alicja – w której nie ma ani ilustracji, ani konwersacji?”
Zanim w połowie XVIII wieku rozwinęło się drukarstwo, książki były zbyt drogie, by zamieszczać w nich ilustracje, no i tylko szaleniec dawałby tak ekskluzywne przedmioty do użytku dzieciom.
Pierwsze ilustracje do książki o przygodach Alicji zrobił sam autor. Potem zdał się jednak na jednego z najsłynniejszych rysowników epoki, Johna Tenniela, którego satyryczne rysunki umieszczane były w Punchu. Może dlatego w Po drugiej stronie lustra, w rozdziale Lew i Jednorożec odnaleźć można karykatury ówczesnego premiera Benjamina Disraeliego.
Tenniel najpierw rysował na papierze, potem grawerzy przenosili szkice na bloki drewna, a następnie pokrywano je cieniutką warstwą miedzi pozwalającą na wielokrotne wykorzystanie drukarskich tablic. Nad stroną techniczną przedsięwzięcia pracowali bracia Dalziel, znani utalentowani grawerzy z epoki wiktoriańskiej.
Kiedy jednak Tenniel zobaczył pierwsze wydanie książki ze swoimi ilustracjami, wpadł w szał, bo tak źle były zreprodukowane. Zmusił Carrolla do przeznaczenia prawie połowy jego rocznych zarobków na ponowne wydanie książki. Odrzucone egzemplarze sprzedano potem w Stanach Zjednoczonych.
Jedno z wydań Alicji ilustrował też - a jakże! - czołowy surrealista Salvador Dalí . Przygotował dwanaście rysunków. Żeby przedstawić Alicję, jedyną postać, która pojawia się we wszystkich rozdziałach, użył obrazka, który narysował ponad trzydzieści lat wcześniej: dziewczynkę skaczącą na skakance. Jest na każdej jego ilustracji w książce Carrolla. Z zachwytem odnalazłam też cieknący zegar.
W 2020 roku, w nowej edycji powieści z ilustracjami Chrisa Riddela, postać Alicji wzorowana jest na prawdziwej Alicji, ma więc po raz pierwszy w historii ciemne włosy. Dla porządku odnotuję też, że fantastyczne ilustracje do Przygód Alicji zrobili Tove Jansson i John Vernon Lord.
- Jakie dziwne uczucie! – powiedziała Alicja. – Na pewno wsuwam się w siebie jak luneta!
Carroll uwielbiał gadżety, sam wymyślał też rozmaite gry i przydatne przedmioty. Na przykład nyktograf miał służyć do robienia notatek po ciemku, jeśliby ktoś miał taką potrzebę. Carroll zaprojektował w tym celu kratkę z szesnastoma otworami i systemem symboli odpowiadających literom alfabetu. Wymyślił też grę podobną do Scrabble, opracował zasadę pozwalającą ustalić dzień tygodnia dla dowolnej daty, zaprojektował też miarkę zapewniającą, że we wspólnym pokoju w college’u do kieliszka nalewano ilość trunku idealnie odpowiadającą zapłaconej za niego sumie. Carroll sporządził dwustronny lepki pasek pomagający zaklejać koperty na listy, zajmował się też szyframi i ulepszeniem systemu głosowania w parlamencie.
Lewis Carroll był jednym z pierwszych pisarzy, którzy rozumieli jak przydatne są gadżety towarzyszące wersji książkowej. Złośliwi twierdzą, że właśnie z tego powodu Alicja jest tak znana nawet wśród osób, które nigdy nie zajrzały do powieści. A Alicjo-gadżetów było mnóstwo. Część zaprojektował sam Carroll: na przykład pudełko na znaczki pocztowe ozdobione motywami z książki. Pozwolił też na używanie ilustracji do ozdabiania puszek na herbatniki i innych rzeczy.
Na Alicji chciało się obłowić wiele osób. Carroll był zasypywany prośbami o możliwość wykorzystania motywów z książki do ozdabiania przedmiotów codziennego użytku, takich jak karty do gry, zabawki, klocki.
Nie umiałabym też zliczyć adaptacji filmowych, teatralnych, operowych, parków tematycznych, gier wideo. Odnotujmy tylko, że w 1903 roku powstał pierwszy film o Alicji. Trwał około dziesięciu minut i był najdłuższym filmem nakręconym w Wielkiej Brytanii w tamtych czasach. Druga wersja była amerykańska, z 1915 roku, i trwała już całe pięćdziesiąt minut.
- A kimże ty jesteś? – powiedział Gąsienica. Nie był to zachęcający początek rozmowy. Alicja odparła z pewnym onieśmieleniem:
- Ja… ja prawie nie wiem, proszę pana, kim jestem w tej chwili… oczywiście wiem, kim byłam wstając dzisiaj rano, ale wydaje mi się, że od tego czasu musiałam się przemienić parę razy.
Alice Liddell ze ślicznej dziewczynki wyrosła na ciekawą świata utalentowaną kobietę. Jako dziewiętnastolatka wyruszyła w Grand Tour po Europie, wraz z siostrami. Podczas podróży szkicowała pejzaże dla swojego nauczyciela Johna Ruskina. Wyszła za mąż za zamożnego gracza w krykieta Reginalda Hargreavesa. Z autorem Alicji pozostawała w kontakcie do jego śmierci.
W 1828 roku sprzedała oryginalny manuskrypt książki na aukcji w Stanach Zjednoczonych. Uratowało to jej dom przed finansowym upadkiem. Rękopis kupił amerykański kolekcjoner, za sumę 15,4 tysięcy funtów, która pozwoliła mu przebić ofertę m. in. British Museum. Rękopis zmienił znowu właściciela, gdy oferowano za niego podwójną stawkę. W końcu w 1948 grupa zamożnych dobroczyńców zwróciła go Wielkiej Brytanii w podzięce za dzielną postawę brytyjskich obywateli podczas drugiej wojnie światowej.
Dzisiaj oryginalny manuskrypt należy do British Library i rzadko opuszcza Londyn. Jeśli tak się dzieje, traktowany jest z podobnymi środkami ostrożności, jak opuszczająca Luwr Mona Liza czy przewożone w nowe miejsce klejnoty brytyjskiej korony.
Kiedy pani Alice Hargreaves umarła po dłuższej chorobie, w wieku 82 lat, The Evening Standard obwieścił: „Alicja z Krainy Czarów nie żyje”. Została pochowana obok męża, w rodzinnym grobie w Lyndhust. Wkrótce na jej grobie pojawiła się tablica:
„Tu leży pani Reginaldowa Hargreaves, Alicja z Alicji w Krainie Czarów”
Wystawa Alice: Curiouser and Curiouser, V&A Museum, Londyn, otwarta do 31 grudnia 2021.
Prawie wszystkie wykorzystane w tym tekście zdjęcia zrobiłam podczas wyżej wspomnianej wystawy.
Comments