Zamków położonych nad Loarą oraz rzekami Loir, Cher i Indre jest ponad trzysta, więc konia z rzędem temu, kto obejrzałby je wszystkie. Dlatego polecam Wam te, które są naprawdę wyjątkowe.
Wszędzie jest ta sama baza: herby, arrasy, ozdobne kominki, zbrojownie, portrety przodków i kolekcje myśliwskich trofeów. Czy zatem jeśli widziało się jeden, widziało się wszystkie? Niezupełnie. Zamki różnią się - i to bardzo - charakterem. Poniżej opisałam siedem miejsc, które wydały mi się fascynujące.
Gdzie w Europie jest najwięcej starych twierdz? Wcale nie we Francji! Listę otwierają Włochy (45 tysięcy zamków). Francja jest druga na podium (30 tysięcy). Najwięcej zamków na kilometr kwadratowy jest w Walii, natomiast w stosunku do liczby mieszkańców - w Słowacji.
Źródło: portal worldpopulationreview.com
Chambord. Zamek najpiękniejszy.
Gdybyście mieli czas na zwiedzenie tylko jednego zamku w dolinie Loary, wybierzcie ten. Chambord jest jak zamek z piasku w makroskali, nierealnie piękny, ogromny, zachwycający.
To nie jest wcale taka rzadka sytuacja: (za)można osoba stawia sobie kolejną rezydencję, rozdymając projekt jak tylko się da (rzecz wszakże ma robić wrażenie na gościach), angażując najlepszych architektów i zmieniając plany na coraz bardziej rozbuchane. Ekscentryczny jest jednak dopiero ciąg dalszy. Okazuje się bowiem, że w zbudowanej wielkim nakładem sił i środków budowli jej właściciel prawie nie mieszka. Po części dlatego, że ma inne zajęcia i inne rezydencje, po części zaś - bo na zbyt wielkiej przestrzeni nie daje się wygodnie żyć. Na przykład nie można jej porządnie ogrzać. Tak właśnie było w przypadku Chambord. Ani król Franciszek I, który budowę zamku rozpoczął, ani jego syn Henryk II, który budowę zakończył, wcale w pięknym zamku nie mieszkali.
Zaczęło się od prostego pomysłu: król Franciszek I zapragnął mieć pałac myśliwski w pełnych zwierzyny lasach w okolicach Chambord. Miejsce miało przypominać zamek obronny, więc zaczęto budowę od donżonu wzorowanego na średniowiecznych twierdzach. A potem już poszło: donżon został obudowany wielokrotnie większą strukturą, mieszczącą kolejne królewskie apartamenty. Najlepiej widać to na planie architektonicznym, o tu ↓↓↓
Trzech monarchów przyjeżdżało tu na polowania : Franciszek I, Henryk II i Ludwik XIV. W XVIII wieku zamek pełnił rolę hotelu dla osób bliskich francuskim władcom. Mieszkał w nim na przykład przez dziesięć lat nasz król Stanisław Leszczyński, teść francuskiego króla Ludwika XV. I to on jest jedną z osób, które spędziły w zamku najwięcej czasu.
W XIX wieku zamek został prywatną rezydencją hrabiego Chambord, ostatniego przedstawiciela burbońskiej dynastii. Było trochę tak, jakby hrabia Henri de Bourbon dostał zamek od dobrej wróżki, i to z gatunku tych, co robią dziwne prezenty niemowlętom w kołyskach. A mianowicie, kiedy się urodził, część arystokracji zobaczyła w nim nadzieję na odnowienie monarchii. Żeby wyposażyć pretendenta do tronu w godną siedzibę, ogłoszono narodową zbiórkę. W ten sposób za pomocą czegoś, co dziś nazwaliśmy crowdfundingiem, zebrano fundusze na zakup zamku i otaczających go włości.
Myślicie, że kiedy hrabia dorósł, ucieszył się z prezentu od losu, a potem zaczął wydawać bale maskowe i garden party? Nic z tych rzeczy. Nawet w zamku nie mieszkał, większość życia spędził bowiem na wygnaniu. Henri de Bourbon był w Chambord raz, w 1871 roku. Ale ponieważ czuł się zobowiązany do dbania o zamek, wydawał fortunę na jego konserwację i upiększanie.
Dawna prywatna rezydencja hrabiego Chambord liczy sobie 400 pokojów, 77 klatek schodowych, 282 kominki. W sumie dobrze, że hrabia tam nie mieszkał, bo żeby się zamku nie gubić, musiałby pewnie używać Google maps.
Sercem zamku jest niezwykła klatka schodowa. Nie przypomina jednak serca, lecz model DNA. Główne schody w Chambord przywodzą bowiem na myśl osławioną podwójną helisę. Chcąc przemieścić się między kondygnacjami, macie zatem do wyboru dwie nici DNA - tę z lewej i tę z prawej. Pomyślane są tak zmyślnie, że osoby wchodzące po dwóch różnych nitkach schodów mogą się zobaczyć, ale nie się nie spotkają. Do dziś nie udało się potwierdzić, czy w projektowaniu tego cudeńka maczał palce sam Leonardo da Vinci. Nie mógł on nadzorować ewentualnej realizacji projektu, bo zmarł w tym samym roku, w którym rozpoczęła się budowa zamku. Na pewno jednak budowniczowie inspirowali się pomysłami genialnego Włocha.
Jedną z najprzyjemniejszych części zamku są tarasy na dachu. Można z nich podziwiać symetrię strzyżonych ogrodów i odkryć jak wielkie są lasy dookoła.
Od 1821 roku zamek jest otwarty dla zwiedzających. W 1930 roku od rodziny Burbonów odkupił go francuski rząd.
W 1939 roku zamek stał się największym we Francji magazynem wielkiej sztuki. Na wieść o zbliżaniu się Niemców podjęto bowiem decyzję o przeniesieniu zbiorów z muzeów narodowych w głąb Francji. W Chambord wylądowała spora część kolekcji Luwru i Wersalu oraz liczne dzieła z prywatnych kolekcji.
Domaine national de Chambord, 41250 Chambord.
Zamek i ogrody otwarte codziennie przez cały rok, z kilkoma wyjątkami. Od 30 marca do 27 października od 9 do 18, od 28 października do 31 grudnia od 9 do 17. Poza sezonem godziny otwarcia są bardzo różne – sprawdzajcie w Internecie. Bilet kosztuje 16 euro (dorośli), młodzież poniżej 25 lat wchodzi za darmo (o ile posiada przy sobie ważny dowód osobisty lub paszport wydany w UE). www.chambord.org
Skąd nad Loarą tyle zamków? Najpierw były tam strategicznie położone średniowieczne twierdze. W XV i XVI wieku kolejni królowie chronili się w nich przed niepokojami w stolicy, wojną domową lub zarazą. Zamki pełniły też rolę pałacyków myśliwskich i letnich rezydencji. W ślad za monarchami podążyli dworzanie, urządzając się w licznych pomniejszych posiadłościach w dolinie Loary.
Amboise. Zamek złowieszczy
Położona na skale budowla najpiękniej wygląda od strony rzeki. Niestety, od kiedy poznałam historię zamku, nie umiem oddzielić tego malowniczego budynku od ponurych losów jego mieszkańców. W Amboise rezydowali bowiem głównie władcy, którzy strasznie się czegoś bali.
Panujący w XV wieku Karol VII, przekonany, że władca Amboise knuł przeciwko niemu, zabrał mu zamek i przyłączył go do królewskich włości. Król miał prawo być przewrażliwiony, bo spiski na jego życie były na porządku dziennym, a sam monarcha sporo czasu spędził na wygnaniu. Po odzyskaniu władzy i triumfalnym powrocie do Paryża w 1437 roku nie miał więc ochoty czekać w stolicy na kolejne spiski. Dobrze czuł się tylko w strzeżonych zamkach, a jednym z nich był ten Amboise.
Syn Karola VII, Ludwik XI nie zaznał wcale więcej spokoju niż ojciec. Miał tylko jednego męskiego potomka - przyszłego Karola VIII – robił więc wszystko, by go ustrzec od niebezpieczeństwa. A niebezpieczeństwo było dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, spiski. Doświadczony życiowo władca musiał postrzegać paryski dwór jako gniazdo dybiących na królewskie życie żmij. Po drugie, choroby. Pamiętano jeszcze wielką epidemię dżumy, która w poprzednim stuleciu zabiła w Europie 25 milionów ludzi. Mało tego, delfin był delikatnego zdrowia, a w czasach jego dzieciństwa znowu pojawiły się ogniska choroby. Położony na odludziu zamek w Amboise był zatem idealny. W niewielkiej wiosce u podnóży zamku nie było oberży, więc w okolicy nie mógł się zatrzymać żaden podróżny. Nikt obcy nie mógł też zostać przyjęty do lokalnej parafii.
Ludwik XI przeniósł się na starość do niewielkiego zameczku Plessis-lès-Tours i tam oddał rozmaitym praktykom, które miały uśmierzyć prześladujący go lęk przed śmiercią. Stał się obsesyjnie religijny, sprowadził z Włoch świętego pustelnika, kolekcjonował też medaliki, które przypinał do kapelusza. Bardziej by mu pewnie pomogło, gdyby się trochę zrelaksował. Król umarł bowiem na wylew w 1483 roku, w wieku 60 lat.
No i jak tu się dziwić, że jego syn, spędziwszy młode lata w atmosferze ponurej kwarantanny, z radością porzucił zamek w Plessis i przeniósł się do Amboise. Karol VIII miał ambicję zrobić z zamku miejsce piękne i radosne, w którym żyłby długo i szczęśliwie u boku małżonki, Anny Bretońskiej. Z podróży do Neapolu król Karol wrócił oczarowany włoskimi ogrodami, klimatem i zwyczajami. Przywiózł też włoskich artystów i rzemieślników, żeby upiększali Amboise. W zamku było wtedy jak w ulu, a robotnicy pracowali nawet w nocy przy świecach. Król mógł sobie pozwolić na wydatki. Za panowania jego ojca bardzo wzmocniła się gospodarka kraju: powstały pierwsze fabryki jedwabiu, pierwsza Francji drukarnia, kwitł też handel.
Marzenia Karola VIII o spokojnym życiu nie spełniły się. W przeddzień niedzieli palmowej w 1498 roku 28-letni król zginął w sposób przedwczesny i idiotyczny. Uderzył czołem w belkę nad wyjątkowo niskimi drzwiami, po czym zmarł tego samego wieczora. Karol VIII był jedynym francuskim królem, który urodził się i umarł w zamku nad Loarą.
Kariera zamku w Amboise jako siedziby rodziny królewskiej skończyła się w sposób nader nieprzyjemny. W 1560 roku król Franciszek II, syn Henryka II i Katarzyny Medycejskiej, został porwany w Amboise przez grupę spiskowców. Dodam, że król miał wtedy 15 lat i od roku był mężem Marii Stuart. Przykry epizod porwania zakończył się szybko, spiskowcy zostali bowiem błyskawicznie złapani, osądzeni i poddani publicznej kaźni. Mało tego, ponieważ spiskowcami byli hugenoci, postanowiono rozprawić się z innymi hugenotami z okolicy. W efekcie zamordowano 1200 mężczyzn. Niektórych powieszono na blankach i na balustradzie zamkowego balkonu, a wiele poćwiartowanych ciał wrzucono w workach do Loary. Zapach w mieście był ponoć tak koszmarny, że rodzina królewska musiała wyjechać z zamku. Potem nikt z rodziny nie kwapił się specjalnie, by w nim znowu zamieszkać, co doprawdy dziwne nie jest.
Kolejni królowie woleli posiadłości bliżej Paryża. Zamek w Amboise przechodził z rąk do rąk, popadając coraz bardziej w ruinę. W końcu w czasach Napoleona jeden z kolejnych właścicieli wyburzył dwie trzecie zamku, bo nie był w stanie go utrzymać.
W połowie XIX wieku renesansowy zamek zmienił się w muzułmański pałac. Zamieszkał w nim bowiem więzień wysokiej rangi - emir Abd El Kader, wzięty w niewolę podczas wojny w Algierii. W więzieniu towarzyszyła mu rodzina i świta.
Przy zamku znajduje się gotycka kaplica świętego Huberta, patrona myśliwych – to wyjaśnia, dlaczego iglica udekorowana jest jelenimi rogami. W środku znajduje się domniemany grób Leonarda da Vinci, który umarł w Amboise w 1519 roku. Czy szczątki mistrza znajdują się tam rzeczywiście, wcale jednak nie jest pewne. Da Vinci był pochowany w kaplicy, którą rozebrano na początku XIX wieku. Nikt przy tym nie pomyślał, by jakoś oznaczyć grób genialnego Włocha. Dopiero pół wieku później, obok kamienia nagrobnego z nazwiskiem artysty i emblematami świętego Łukasza (patrona malarzy) odkryto czyjś szkielet. Żadne badania nie potwierdziły jednak, że są to szlachetne resztki Leonarda.
Château d’Amboise, Montée de l’Emir Abd El Kader, 37400 Amboise.
Otwarty przez cały rok, codziennie. W maju i czerwcu od 9 do 18.30, w lipcu i sierpniu od 9 do 19, we wrześniu i październiku od 9 do 18. Poza sezonem godziny otwarcia są bardzo różne. Bilet kosztuje 16,40 euro (dorośli), 10,50 euro (młodzież od 7 do 18 roku życia), młodsze dzieci wchodzą bezpłatnie. www.chateau-amboise.com
Chenonceau. Kobiety rządzą.
Zamek stał w tym miejscu już we wczesnym średniowieczu. Nie ma po nim śladu, bo podczas anglo-francuskiej wojny stuletniej jeden z jego właścicieli miał fatalny w skutkach pomysł poparcia Anglików. Kiedy zwyciężyli Francuzi, zamek został zburzony do gołej ziemi. Miejsce było jednak zbyt atrakcyjne, by pozostało puste. Kolejny właściciel ziemi w Chenonceau odbudował zamek i postawił na rzece warowny młyn.
Historia budynku, jaki będziecie oglądać w Chenonceau, zaczyna się wraz z kolejnym właścicielem posiadłości. Był nim bogaty mieszczanin z Tours, Thomas Bohier. Wyburzył on stare budynki i zaczął wznosić nowy zamek. Bardzo oryginalny: pomysł był bowiem taki, by budować nie nad rzeką, lecz na rzece.
I tak się stało. Nową budowlę postawiono na rzece Cher na fundamentach dawnego młyna. Właściciel zamku był człowiekiem bardzo zajętym przez interesy i podróże. Dzięki temu mogła pojawić się pierwsza dama na zamku: żona Thomasa Bohiera, Katherine Briçonnet.
Katherine pochodziła z rodziny bogatych finansistów. Była wykształcona, bogata i stanowcza. Przebudową zamku trwającą od 1513 do 1522 roku zarządzała więc jak twardy inwestor. Gust miała doskonały, interesowała się bowiem ówczesną „sztuką nowoczesną” - czyli włoskim renesansem.
W Chenonceau pojawiła się nowinka rodem z włoskich pałaców: schody na planie prostokąta. Tradycyjne francuskie klatki schodowe były spiralne.
Kolejną epokę w rozbudowie zamku otwiera skandal finansowy. Thomas Bohier okazał się malwersantem, a jego długi spadły na synów. Ponieważ cała rodzina Bohierów nie zdołała uzbierać wymaganych sum, król zaproponował, że w ramach spłaty długu przejmie Chenonceau. Zamek włączono do dóbr korony, a posiadłość stała się jedną z ulubionych króla Franciszka I. Jego następca, Henryk II, podarował zamek swojej faworycie, Dianie de Poitiers.
Kto by nie chciał dostać w prezencie zamku? Diana w każdym razie chciała. Kiedy król ją poznał, był wdową po wielkim seneszalu Normandii. W związkach nie przeszkadzały jej różnice wieku - małżonek był od Diany starszy o lat czterdzieści. Z kolei Diana była o dwadzieścia lat starsza od swojego królewskiego kochanka. Kiedy zaczęła romansować z królem miała prawie czterdziestkę.
Znana z dbałości o urodę Diana narzuciła sobie reżim godny modelki Victoria’s Secret: codzienne kąpiele w lodowatych wodach rzeki Cher, do tego specjalne pomady oraz eliksir na bazie złota.
Król miał żonę, Katarzyną Medycejską, ale nie mógł się obejść również bez Diany. Prawowita królowa obdarzona była silnym charakterem, mądrością i wyczuciem politycznym, nie grzeszyła natomiast urodą. Doszukiwano się na przykład podobieństwa między Katarzyną a jej przodkiem papieżem Leonem X, co doprawdy było dość okrutne. Przez dziesięć lat królewska para pozostawała bezdzietna i to ponoć Diana de Poitiers podzieliła się z królową tajemniczą wiedzą, która pozwoliła władczyni wreszcie zajść w ciążę. Królowa wydała w sumie na świat dziesięcioro dzieci. Diana miała w tym swój interes. Małżeństwo z bezpłodną królową mogło zostać rozwiązane, a wtedy być może król znalazłby sobie nową piękną żonę i Diana poszłaby w odstawkę.
Diana pokochała zamek Chenonceau i okazała się utalentowaną zarządczynią. Posadziła na przykład plantację drzewek morwowych, niezbędną do hodowania robali zasilających lokalną fabrykę bardzo modnego w epoce jedwabiu.
Założyła też przy zamku piękny ogród, odgrodzony od wylewającej czasem rzeki wysokim murem, zwiększyła dochody z posiadłości i nadała zamkowi Chenonceau jego dzisiejszy kształt.
Rycerski turniej w 1559 roku skończył się dla króla Henryka II fatalnie. Walczący z królem rycerz wbił mu przez przypadek lancę w oko. Władca zmarł kilkanaście dni potem.
Katarzyna Medycejska została regentką, a jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiła było usunięcie Diany z Chenonceau.
Diana dostała w zamian zamek większy i bardziej dochodowy - czyli Chaumont (o którym nieco dalej). Nie miała jednak do niego serca. Umarła siedem lat później. Gwoździem do trumny królewskiej faworyty była podobno mikstura na bazie złota, którą pijała by zachować wieczną młodość.
Katarzyna Medycejska dodała zamkowi dwupiętrową galerię zbudowaną na moście wzniesionym przez Dianę. Sala na pierwszym piętrze robi wielkie wrażenie: zmieściłby się w niej spokojnie na długość na przykład basen olimpijski (sala ma 60 metrów długości). Światło z osiemnastu wielkich okien pada na kamienną podłogę we wzór szachownicy. Na ścianach zauważycie medaliony z portretami historycznych postaci – zdobienia te dodano na początku XIX wieku.
Chcąc przyćmić ogród Diany, Katarzyna założyła swój własny, na zachód od zamku. Był to najmodniejszy w epoce „ogród osobliwości”, z rzadkimi gatunkami egzotycznych roślin. W ogrodzie była też woliera i mini menażeria.
Za Katarzyny Medycejskiej zamek Chenonceau zasłynął z przyjęć wydawanych na cześć jej synów. Przypominały one zdecydowanie bardziej bunga-bunga w stylu włoskim niż raut dla statecznych prenumeratorów New Yorkera. Katarzyna nie byłaby jednak sobą, gdyby nie instruowała dam dworu, że wchodzenie w bliskie relacje z panami odwiedzającymi bale miało służyć wyciąganiu od nich użytecznych informacji natury politycznej i wojskowej. W sumie królowa miała więc do dyspozycji cały szwadron ślicznotek w typie Maty Hari i nie wahała się go użyć.
Następna królowa weszła do Chenonceau cała na biało. Dosłownie. Było mianowicie tak: w 1589 roku zmarła Katarzyna Medycejska, a król Henryk III został zasztyletowany przez mnicha-fanatyka. Niepocieszona wdowa po królu, Ludwika Lotaryńska, postanowiła resztę swoich dni spędzić w odosobnieniu w Chenonceau.
Nazywano ja Białą Królową, bo do końca życia nosiła królewski kolor żałoby. Wraz z wdową żałobę przywdział cały zamek - królowa kazała pomalować okna i meble na czarno. Urządziła też sobie wesolutką sypialnię: łoże z baldachimem wyłożone było czarnym aksamitem, zasłony zrobiono z czarnego adamaszku haftowanego w srebrne łzy, na czarnym suficie wymalowano białe cierniowe korony i kordeliery - żałobne wdowie sznury.
Kolejna epoka należała nie do koronowanych głów, lecz do biznesmenów. W XVIII wieku właścicielami zamku zostali członkowie rodziny Dupin, potomkowie bankierów Ludwika XIV i XV.
W zamku swój salon prowadziła madame Dupin, kobieta piękna, wykształcona i z ambicjami. Gośćmi jej bywali oświeceniowi luminarze z Wolterem, Monteskiuszem i d’Alembertem na czele. Madame miała też upiornego synalka, którego nauczycielem był Jean-Jacques Rousseau. Ponoć właśnie krnąbrny podopieczny natchnął go do napisania słynnego traktatu o wychowaniu młodzieży pt. Emil. Rousseau nie krzywdował sobie jednak. Zachowała się między innymi jego notatka, że podczas pobytu w Chenonceau tak sobie podjadał, że „spasł się jak mnich”.
Madame Dupin zamku nie rozbudowała, ale uratowała go przed zniszczeniem. Jako nie-arystokratka była w miarę bezpieczna podczas wielkiej rewolucji. Udało jej się przekonać ogarnięty destrukcyjnym szałem komitet rewolucyjny, że zamek w Chenonceau powinien zostać oszczędzony. Pełnił bowiem rolę jedynego mostu w okolicy, zburzenie go byłoby więc wbrew interesom ludu. Madame ocaliła też zamkową kaplicę, zmieniając ją na jakiś czas w całkiem świecki skład drewna. Jej potomkinią w XIX wieku była niejaka Aurore Dupin, bardziej znana pod literackim pseudonimem George Sand, a najbardziej znana z burzliwego związku z Chopinem.
W 1913 roku zamek kupił producent czekolady Henri Menier. Jego syn podczas pierwszej wojny światowej udostępnił piękną galerię Katarzyna Medycejskiej na szpital wojskowy. Leczono w nim ponad dwa tysiące rannych, aż do 1919 roku.
W latach 1940 - 42 roku zamek znalazł się równiutko na środku linii demarkacyjnej oddzielającej francuską strefę okupowaną od strefy wolnej, ustanowionej na rzece Cher. I jeszcze raz działy się w nim rzeczy zadziwiające: wielka galeria pełniła bowiem rolę portalu, przez który szmuglowano ludzi z ruchu oporu do wolnej strefy.
Le Château et les Jardins de Chenonceau, 37150 Chenonceaux.
Otwarte codziennie przez cały rok. Od 8 lipca do 26 sierpnia od 9 do 19, od 26 sierpnia do 29 września od 9 do 18, od 30 września do 3 listopada od 9 do 17.30. Poza sezonem godziny otwarcia są bardzo różne – sprawdzajcie zatem na bieżąco w Internecie. Bilet kosztuje 17 euro (dorośli), 14 euro (młodzież 7 - 18), młodsze dzieci wchodzą bezpłatnie. www.chenonceau.com
Chaumont. Zamek artystyczny
Intrygujące artystyczne instalacje? A może piękne ogrody? Zamek Chaumont gości co roku dwa ważne wydarzenia: międzynarodowy festiwal ogrodnictwa oraz wielką wystawę prac współczesnych artystów.
Najpierw, w X wieku, była forteca nad Loarą. Nie ma po niej śladu. W połowie XV wieku zamek został bowiem spalony na rozkaz króla Ludwika XI. Króla wyprowadził z równowagi hrabia Pierre z Amboise, który miał czelność spiskować. Monarcha był krewki, ale urazy nie trzymał długo, więc hrabia Pierre mógł rozpocząć odbudowę zamku. Jego potomkowie kontynuowali prace przez kolejne dziesięciolecia.
W połowie XVI wieku zamek kupiła Katarzyna Medycejska. Po pierwsze, na inwestycję. Właściciele posiadłości pobierali bowiem cło od statków transportujących towary Loarą oraz podatki od wiejskich gospodarstw przynależących do zamku. Przy okazji siedziba w Chaumont pełniła rolę domku myśliwskiego oraz przydatnego miejsca do zatrzymania się w podróży pomiędzy Amboise i Blois.
Katarzyna Medycejska, poza tym, że najprawdopodobniej była złą kobietą, była też fanką astrologii. Na swój dwór sprowadziła zatem dwóch światowej sławy astrologów. Po pierwsze, Nostradamusa, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Po drugie, gościem królowej był włoski alchemik, astrolog i wróżbita Cosimo Ruggieri. Jeśli wierzyć legendzie, to właśnie w Chaumont miał on przepowiedzieć królowej koniec dynastii Walezjuszy i nastanie Burbonów. Ruggieri sprawił ponoć, że twarze synów królowej ukazywały się z zwierciadle. Zwierciadło mogło się obracać, a liczba obrotów miała wróżyć, ile lat każdy z młodych królów (Franciszek II, Karol IX, Henryk III) będzie przy władzy.
Kiedy Katarzyna Medycejska wysiudała Dianę do Poitiers z zamku Chenonceau, Diana nie była specjalnie stratna, bo w zamian dostała zamek w Chaumont. Nie miała do niego takiego serca, jak do Chenonceau, bywała więc w zamku rzadko. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że dbała o posiadłość i sukcesywnie ją rozbudowywała. Po Dianie zostały inicjały i emblematy ze splecionymi literami D, oraz motywami przypisywanymi bogini polowań Dianie: łukami, strzałami, kołczanami i półksiężycami.
Moim zdaniem, nawet tak silne osobowości jak Katarzyna Medycejska czy Diana de Poitiers bledną przy kolejnej mieszkance pałacu, Marie-Charlotte-Constance Say. Jej rodowe nazwisko zobaczycie w każdym sklepie spożywczym. Jeden z przodków księżniczki zajął się bowiem produkcją cukru, a cukier z logo firmy Béghin-Say jest w sprzedaży do dzisiaj.
Marie-Constance była jedną z najbarwniejszych postaci Belle-Epoque. Została księżniczką dzięki małżeństwu z Henrykiem-Amadeuszem de Broglie. I mogłaby dawać korepetycje z tego, jak zostać milionerką (jeśli wcześniej było się miliarderką).
Wydawała bowiem bez umiaru, ale za to z fantazją. W 1875 roku siedemnastoletnia Marie-Constance podjęła dwie decyzje: wyszła za mąż za księcia de Broglie i kupiła sobie posiadłość w Chaumont. W zamku trzymała między innymi słonicę, którą podarował jej pewien maharadża. W 1905 roku niekorzystne inwestycje, jakie poczynił dyrektor rafinerii cukru, zmniejszyły majątek księżniczki o jedną trzecią. Księżniczka specjalnie się tym chyba nie przejęła. W 1917 roku została wdową. W 1929 roku jej fortunę nadgryzł krach amerykański.
W 1930 roku Marie-Constance znowu wyszła za mąż, za księcia z dynastii Burbońskiej Ludwika-Ferdynanda, infanta Hiszpanii. W atmosferze skandalu, a jakże. Oblubieniec miał 42 lata, a księżniczka - 73. Był też utracjuszem, który pomógł wykończyć fortunę księżniczki. W efekcie włości w Chaumont skurczyły się z dwóch i pół tysiąca hektarów do dwudziestu jeden hektarów. Księżniczka musiała też różne rzeczy posprzedawać: na przykład kamienicę w Paryżu, trochę zagranicznych posiadłości, liczne dzieła sztuki. W 1937 roku rząd francuski uruchomił procedurę wywłaszczenia, by uratować to, co zostało z Chaumont. Od tego czasu zamek jest własnością państwa. Księżniczka nie krzywdowała sobie zbytnio. Resztę życia z spędziła w luksusowych paryskich hotelach Ritz i Georges V, a zgasła w roku 1943, przebalowawszy dzielnie 86 lat.
Rodzinie de Broglie zamek zawdzięcza piękne ogrody. Przed rokiem 1880 jego otoczenie wyglądało bowiem zupełnie inaczej. Przy zamku były dwie wioski z 113 domami, kościołem i cmentarzem. By otworzyć piękne widoki, książę de Broglie wykupił wszystkie budynki położone przed zamkiem i nakazał je zburzyć (zapłacił też za zbudowanie nowej wioski nad brzegiem Loary). Przeniesiono nawet cmentarz.
Dzisiaj zamek otacza wielki park. Mieści się w nim plenerowa kolekcja dzieł sztuki nowoczesnej. Warto się po niej trochę rozejrzeć, bo znajdziecie tu sporo perełek. Takich jak drabiniaste drzewo na zdjęciu poniżej.
Co roku zamkowe Centre d’Arts et Nature zaprasza artystów i fotografów z całego świata do stworzenia na miejscu prac odwołujących się do natury i do historii zamku. Rezultat ich pracy bywa fascynujący. Jedną z najpiękniejszych instalacji, jakie oglądałam w życiu, znalazłam właśnie w Chaumont. Możecie obejrzeć ją tutaj ↓↓↓
Zamek w Chaumont ma dla mnie bardzo miłą cechę: zwiedzający nie jest w nim skazany na tradycyjny zestaw starych mebli, portretów i trofeów łowieckich.
Chodząc po zamku obejrzycie natomiast fascynujące dzieła sztuki nowoczesnej. Umieszczone w zabytkowych wnętrzach wchodzą z nimi w niezwykły dialog.
Oczarowały mnie zamkowe stajnie. Kazał je zbudować książę de Broglie: większą na potrzeby stałych mieszkańców i mniejszą na potrzeby gości. Część budynków została zmieniona w przestrzeń ekspozycyjną. Zajrzyjcie tam koniecznie, bo znajdziecie rzeczy, które Was zadziwią.
Wozownia pozostała niezmieniona od 1877 roku. Można w niej podziwiać pięknie wykończone wnętrze, z kartuszami z imionami koni, wyszukanymi lampami i zdobieniami z brązu. XIX wieczna siodlarnia jest ponoć jedną z najpiękniejszych we Francji.
32 hektary posiadłości, 55 instalacji, 30 ogrodów, stała wystawa sztuki nowoczesnej, a do tego wnętrza zamkowe, stajnie i park. Na zwiedzanie zamku w Chaumont dobrze przeznaczyć cały dzień, a jeszcze lepiej dwa dni.
Skusi też Was zapewne festiwal ogrodniczy. Warto go obejrzeć: co roku kilkudziesięciu najlepszych ogrodników świata urządza swoje ogrody na zadany temat. W zeszłym roku hasłem było „Resilient Garden”, w tym roku - „The Life-Source Garden” .
Château de Chaumont-sur-Loire, 41150 Chaumont-sur-Loire.
Otwarty dla zwiedzających w sezonie wiosenno-letnim (koniec kwietnia-koniec sierpnia) codziennie od 10 do 20 (wnętrza pałacu do 19), w sezonie jesiennym (początek września – koniec października) od 10 do 19. Jednodniowy bilet wstępu do całej posiadłości, w zależności od sezonu kosztuje od 15 do 20 euro, dzieci w wieku 6-11 lat płacą od 4-6 euro. Bilet dwudniowy kosztuje 35 euro (dorośli) i 10 euro (dzieci). Przy zamku jest duży bezpłatny parking. www.domaine-chaumont.fr
Clos-Lucé. Dom geniusza.
Siedziba nazwana Clos-Lucé, w porównaniu z zamkami, o których już opowiedziałam, wygląda prawie jak kurnik. Namawiam Was jednak gorąco, byście do niej zajrzeli. Nie pożałujecie, bo i w niewielkim zamku, i w otaczającym go ogrodzie znajdują się rzeczy fascynujące. Wszystko to z powodu jednego jedynego lokatora tego domostwa. Leonarda da Vinci.
Zbudowany w połowie XV wieku przez pewnego krzyżowca zamek był siedzibą członków rodziny królewskiej: Karola VIII i jego żony Anny Bretońskiej. Potem mieszkali w nim przyszły król Franciszek I i jego siostra Małgorzata z Nawarry. I to właśnie oni zaprosili do Amboise Leonarda.
Czas był odpowiedni. Mistrz, już po sześćdziesiątce, czuł się stary i znużony. Zaczynał mieć po dziury w nosie ambitnej Florencji, hałaśliwego Rzymu, a także nieustannej rywalizacji z Rafaelem i Michałem Aniołem. Prawa ręka odmawiała mu posłuszeństwa (pół biedy, bo mistrz był leworęczny). Zmarł też Juliusz dei Medici, ostatni mecenas artysty. Decyzja o przeprowadzce na emeryturę we Francji nie była więc trudna do podjęcia. Podróż trwała trzy miesiące. Leonardo przebył Alpy na mule, a towarzyszyło mu kilka osób (m.in. ulubiony uczeń Francesco Melzi) oraz trzy ważne obrazy: Mona Liza, Święta Anna Samotrzeć oraz Święty Jan (wszystkie trzy wiszą dziś w Luwrze).
Król Franciszek oddał mistrzowi do dyspozycji posiadłość w Clos-Lucé oraz olbrzymią jak na tamtą epokę roczną pensję w wysokości tysiąca écus. Leonardo na pracownię wybrał najlepiej doświetloną salę na parterze.
Pracował jeszcze trzy lata. Wymyślał przede wszystkim rzeczy służące rozrywce: maszyny, mechanizmy, a nawet stroje na wystawne bale wydawane przez króla. Robił też projekty idealnego miasta, które miało stać się stolicą królestwa, rysował schody (jego pomysły zainspirują architektów), obmyślał sieć kanałów łączących dolinę Loary z regionem Lyonu.
Leonardo nie przestał też zapełniać swoich słynnych notatników z pomysłami. Robił rysunki nowych maszyn. Na przykład spadochronu inspirowanego budową skrzydeł nietoperza, maszyny drukarskiej, a także czegoś przypominającego pierwowzór karabinu maszynowego. Część tych wynalazków można obejrzeć w realu. W podziemiach Clos-Lucé znajdziecie bowiem wystawę maszyn zbudowanych przez firmę IBM na podstawie rysunków Leonarda.
Zamek otacza niesamowity park. Wiszą w nim wielkoformatowe reprodukcje obrazów i szkiców Leonarda, wtapiając się w zielone otoczenie.
Przechadzając się parkowymi alejami odkryjecie machiny latające, modele turbin, wozów oblężniczych.
Leonardo projektował mosty, a kilka z jego projektów zrealizowano w Clos-Lucé. Można więc na własne oczy przekonać się, że przemyślne konstrukcje naprawdę działają.
Le Château du Clos-Lucé – Parc Leonardo da Vinci, 2 rue du Clos-Lucé, 37400 Amboise. Otwarte codziennie, od 9 do 19 (luty-czerwiec, wrzesień - październik), od 9 do 20 (lipiec-sierpień), od 10 do 18 (listopad-styczeń). Wejście do zamku i ogrodu kosztuje 19 euro (dorośli) i 13,50 euro (dzieci i młodzież od 7 do 18 r. ż), dzieci do 7 lat wchodzą za darmo. Wstęp za wystawy czasowe za dopłatą 3-5 euro. www.vinci-closluce.com
Chanteloup. Zamek nieistniejący
To jest doskonałe miejsce do ćwiczenia wyobraźni. Z całego, imponującego ponoć zamku została bowiem tylko jedna jedyna malutka część, czyli chińska pagoda. Namawiam Was jednak to wygospodarowania odrobiny czasu na zwiedzanie Chanteloup. Posiadłość leży niedaleko Amboise, ma porządny parking, obejrzenie wszystkiego wartego uwagi zajmie Wam nie więcej niż godzinę. A miejsce jest niezwykłe.
W XVI wieku było tu zwykłe gospodarstwo wiejskie. Zamek zbudował w XVIII wieku Jean d’Aubigny, sekretarz księżniczki Marie-Anne de Ursinis, wpływowej postaci na hiszpańskim dworze królewskim. Pałac w Chanteloup miał prawdopodobnie służyć księżniczce za siedzibę, nie dożyła ona jednak zakończenia robót.
Potem posiadłość kupił diuk de Choiseul, pierwszy minister Ludwika XV. Miała ona wówczas powierzchnię 4600 hektarów. Dla porównania, Wersal dysponował „zaledwie” 2500 hektarami. Diuk zlecił utworzenie sztucznego jeziora, wodospadu oraz serii kanałów. W 1770 roku de Choiseul podpadł królowi i został skazany na banicję. Miał się trzymać z dala od królewskiego dworu, więc zaszył się w Chanteloup. Nie próżnował - kazał założyć ogród w stylu anglo-chińskim i zbudować w nim najsłynniejszą część zamku, czyli pagodę.
Pagoda przetrwała do dzisiaj. Ma siedem kondygnacji i 44 metry wysokości. Każde piętro zamyka się kopułą. Na szczyt prowadzą niezwykle malownicze, kręte i zwężające się wraz z wysokością schody. Warto się po nich wdrapać, by popatrzeć z góry na okolicę,
Jeśli uważnie przyjrzycie się balustradzie schodów wiodących na pierwsze piętro, dostrzeżecie splecione litery C - to nie na pamiątkę Coco Chanel, lecz właścicieli posiadłości: diuka de Choiseul i jego małżonki, z domu Crozat.
W czasie wielkiej rewolucji zamek zaczął się chylić ku ruinie. W 1802 kupił go chemik przemysłowiec, minister spraw wewnętrznych za Napoleona, Jean-Antoine Chaptal. Wydał sporo pieniędzy, by przywrócić starej siedzibie blask. Poza tym hodował owce, dystylował brandy i zajmował się eksperymentami z uprawą buraka cukrowego i produkcją cukru. Musiał jednak posiadłość sprzedać, by spłacić długi syna. Był to początek końca posiadłości w Chanteloup. Zamek wpadł bowiem w ręce niesławnego konsorcjum zwanego bande noire, którego członkowie rozparcelowali i wyprzedali wszystko, co się tylko dało. Do dzisiejszych czasów udało się przetrwać tylko pagodzie i stawowi w kształcie półksiężyca.
La Pagode du Chanteloup, Route de Bléré, 37403 Amboise.
Otwarta od 15 marca do 11 listopada. W sezonie czerwiec-sierpień od 10 do 19. We wrześniu od 10 do 18, w październiku od 14 do 18. Poza sezonem godziny otwarcia są jeszcze krótsze. Wejście kosztuje 12 euro (dorośli), 9 euro (dzieci 7-18), dzieci młodsze wchodzą bezpłatnie. Za 6 euro od osoby dodatkowo można wykupić przejażdżkę łodzią (maksymalnie 4 osoby naraz). Przy posiadłości jest wygodny parking.
Blois. Cztery zamki w jednym
Blois był ostatnim, bodajże ósmym zamkiem na naszej trasie. Oglądałam go pobieżnie, mając już powyżej uszu kilimów, baldachimów i emblematów z jeżozwierzem. Teraz myślę, że szkoda, bo zamek jest dość wyjątkowy.
Budowało go kilku władców w różnych epokach, więc oglądając Blois można się nauczyć rozróżniać style w architekturze.
Z części gotyckiej, budowanej w XIII wieku, pozostało niewiele. A konkretnie tak wąski kawałek mało ekscytującej ściany od wewnątrz dziedzińca, że trudno go zauważyć. Najstarsza część zamkowego wnętrza to sala sądowa, zbudowana przez hrabiego Tybalda w 1214 roku. To największa we Francji wielka sala w stylu gotyckim używana do celów świeckich.
Skrzydło Ludwika XII, w stylu płomienistego gotyku poznacie od razu, chociażby po kolorze - jest to mianowicie jedyny fragment zamku zrobiony z czerwonej cegły. Część tę zbudowano w latach 1498-1508. Elementy gotyku płomienistego pomieszane z elementami nordyckimi i włoskimi.
Najbardziej spektakularnym elementem skrzydła renesansowego jest spiralna klatka schodowa. Wzniesiona została niespełna piętnaście lat po zakończeniu prac nad skrzydłem Ludwika XII, między 1515 a 1519.
Część zamku zbudowana przez Gastona Orleańskiego w latach 1635-38 ilustruje znany i z naszej epoki schemat. Rozpoczynamy wielkie przedsięwzięcie, licząc, że życie nas popieści przynosząc stanowiska i pieniądze, po czym wszystko bierze w łeb. Tak było i tym razem. Gaston Orleański był bratem Ludwika XIII, miał zatem podstawy przypuszczać, że pewnego dnia zostanie królem Francji. Niestety, plany pokrzyżował mu Ludwik XIV, samym faktem, że się urodził i wyprzedził w kolejce do tronu (i jak tu lubić małe dzieci?) Projekt rozbudowy zamku, prowadzony przez François Mansarta (tego od mansardowych okien i poddaszy) musiał więc zostać zakończony w trakcie robót, z braku pieniędzy i perspektyw na lepsze jutro.
Na co warto zwrócić uwagę zwiedzając zamek? Poza baldachimami, arrasami i emblematami z jeżozwierzem, rzecz jasna? Zaintrygował mnie na przykład królewski gabinet, nazwany Studiolo, z czasów Franciszka I, wyłożony drewnianymi panelami. Są w nim tajne skrytki, zamykane na sekretny mechanizm.
4 style architektoniczne, 30 sal, 35 tysięcy eksponatów, do tego muzeum sztuk pięknych z obrazami Rubensa, Ingresa i Bouchera. W Blois nie będziecie się nudzić.
Na parterze skrzydła Franciszka I jest fantastyczne muzeum, w którym zgromadzono architektoniczne detale z różnych epok. Miałam wiec wreszcie możliwość przyjrzenia się z bliska gargulcom. Muzeum mieści też kolekcję gipsowych odlewów, które przydały się bardzo do odbudowy zamku po zniszczeniach podczas wielkiej rewolucji francuskiej.
Château Royal de Blois, 6 Place du Château, 41000 Blois.
Otwarty codziennie przez cały rok. Od lipca do końca sierpnia od 9 do 19, od 1 września do 3 listopada od 9 do 18.30. Poza sezonem godziny otwarcia sprawdzajcie w Internecie. Bilet kosztuje 14 euro (dorośli), 7 euro (dzieci od 6 do 17 roku życia), młodsze dzieci wchodzą bezpłatnie. www.chateaudeblois.com
A teraz krótka ściągawka z najpopularniejszych emblematów, jakie zobaczycie w zamkach w dolinie Loary:
• Kwiat lilii. Emblemat królów Francji od czasów Filipa Augusta (XII wiek). Od czasów antycznych lilia była symbolem władzy, w symbolice chrześcijańskiej oznaczała też religijność.
• Jeżozwierz. Emblemat króla Ludwika XII (przełom XV i XVI wieku). Często towarzyszy mu dewiza Cominus et eminus (czyli z daleka i bliska). Wierzono bowiem, że jeżozwierz potrafi wyrzucać igły w stronę swoich wrogów. Zwierzę miało zatem symbolizować nietykalność władzy królewskiej.
• Gronostaj, w raz z dewizą Potius mori quam foedari (czyli raczej śmierć niż skalanie). Emblemat księstwa Bretanii. Jako pierwsza przyjęła go Anna Bretońska (więcej o tym w poście o Bretanii, tutaj https://www.grandtourblog.info/post/siedem-breto%C5%84skich-specjalno%C5%9Bci).
• Salamandra, z dewizą Nutrisco et extinguo (żywię się ogniem i go gaszę). Emblemat Franciszka I (XVI wiek). Wierzono, że salamandra rodzi się w ogniu i ma nad nim władzę.
Na koniec kilka turystycznych porad
• Zamki najlepiej jest zwiedzać poza sezonem. I poza godzinami szczytu, które przypadają na sam środek dnia. Wybierajcie zetem albo porę tuż po otwarciu, albo przed zamknięciem – trzeba wtedy dobrze się zastanowić, ile czasu pozostawić na zwiedzanie
• Obliczając czas wizyty, bierzcie pod uwagę nie tylko zwiedzanie zamku, ale też otaczających go ogrodów, bo zwykle są przepiękne.
• Najlepiej sprawdza się zamieszkanie na jakiś czas w rejonie Loary i robienie wypadów do zamków. Wszystkie są w zasięgu krótkiej (ok 1 godziny) przejażdżki samochodem. My mieliśmy lokum pod Amboise, co okazało się to doskonale. Amboise jest też samo w sobie bardzo przyjemnym miejscem.
• Jeśli podróżujecie z psem, ta wiadomość Was ucieszy. Do większości zamków można zabrać czworonożnego przyjaciela. Ogrody z psem zwiedza się całkiem swobodnie (pies musi być na smyczy), w niektórych zamkach można też wejść z psem do wnętrz, ale musi on być noszony przez opiekuna (więc większe rasy nie wchodzą w grę).
Commentaires