top of page
Zdjęcie autoraKatarzyna Stachowicz

Siedem bretońskich specjalności

Gdyby porwali mnie kosmici, a następnie zniechęceni moim przykrym charakterem porzucili na chybił trafił w Bretanii, poznałabym ten region od razu.


Pusta plaża wieczorem
Plaża w miejscowości Perros-Guirec na północy Bretanii

Dlaczego? Bo Bretania jest jakaś inna. Po pierwsze, już nazwy miejscowości brzmią bardzo niefrancusko, egzotycznie i niezrozumiale. Celtyckie słowa nie budzą skojarzeń z żadnym znanym mi językiem - choć jeśli władacie walijskim, będzie Wam zapewne łatwiej. Po drugie, kolory. Bretania jest szaro-niebiesko-biała, raczej kamienna niż z ceglana. Różni się mocno od sąsiadującej z nią od wschodu Normandii, która jest cała w pastelowe paski: niebieskie, zielone, jasnoburaczkowe. Po trzecie, ogólny klimat - i nie mam na myśli wiatru, chmur i niepewnej pogody, ale raczej specyficzną bretońską atmosferę.

Więcej tu niż w jakimkolwiek innym znanym mi zakątku Francji czegoś, co z braku lepszego pomysłu nazwałabym duchowością.

Przy drogach stoją kamienne krzyże z Chrystusem naturalnej wielkości, w miasteczkach zachowały się średniowieczne kamienne kaplice i kościoły, z dzwonami bijącym na Angelus, a na trasach wiodących wzdłuż sztormowego wybrzeża można ćwiczyć radzenie sobie z samotnością i uczyć się szacunku do sił natury.


O tych pięknych drobiazgach, które sprawiają, że w Bretanii można zakochać się od pierwszego wejrzenia, napisałam w szczegółowym poście:

A poniżej znajdziecie krótki spis tego, co różni Bretanię od reszty Francji.

Niezwykle malownicza plaża w Perros-Guirec.

Plaże

Nie lubię plażować, ale uwielbiam plaże. W każdym wydaniu, o każdej porze roku. Z jednym zastrzeżeniem jednak: nie wiem jak dla Was, ale dla mnie plaża to wytwór natury, a nie nagromadzenie leżaków, parasoli, parawanów oraz innych zasieków. Po rozmaitych miejscach zastawionych tak szczelnie plastikowymi łóżkami, że przypominają lazaret, bretońskie plaże wydały mi się najpiękniejsze w Europie.

Nie da się ich bowiem w żaden sposób umeblować, bo wielkie przypływy sprawiają, że plaża znika pod wodą dwa razy na dobę.
Pusta kamienista plaża
Mało przyjazna plażowaniu plaża w okolicy Cap Fréhel

Część z bretońskich plaż jest tak kamienista, że da się po nich spacerować w dobrym obuwiu, ale wyłożyć się na nich - już raczej nie, chyba, że ćwiczycie do dyplomu fakira drugiego stopnia. W zamian za niewygody jest nagroda: najpiękniejsze krajobrazy w stylu księżycowym.

Plaża ludzie spacerują
Kojąco pusta i bardzo mokra plaża w Saint-Malo w czasie odpływu.

Jest jeszcze jedna świetna rzecz: bretońskie plaże są niesamowicie czyste. W czasie kilkutygodniowej podróży znalazłam na piasku tylko jeden kawałek plastiku. I nie chodzi tylko o to, że zalewana przez morze plaża sprząta się sama. Morze nie wyrzuca też na brzeg żadnych śmieci nie będących pochodzenia naturalnego (jak kawałki drewna, muszle, fragmenty alg). Kto był w Tajlandii, pojmie w lot różnicę. Wiele bretońskich miejscowości uczestniczy też latem w akcji zatytułowanej „Plages sans clopes”, czyli plaże bez petów – i rzeczywiście, brak śladów po przykrym nałogu jest uderzający.

Restauracja wieczorem
Naleśnikarnia wyglądająca jak Ostatni Przyjazny Dom w starej części Saint-Malo.

Jedzenie

Bretania to nie jest raj dla wielbicieli wina i serów. Takich regionalnych specjałów raczej tu nie uświadczycie, a jedyny wyjątek stanowią doskonałe lokalne sery kozie. Nie oznacza to jednak, że Bretania sponiewiera Was kulinarnie. Wprost przeciwnie! Znajdziecie tu doskonały cydr, świeżutkie ryby i owoce morza w wielkim wyborze oraz, przebój chyba największy, naleśniki.

Ostrygi w restauracji
Ostrygi w portowej restauracji, Concarneau.

Ostrygi, kalmary i większość skorupiaków raczej nie budzi we mnie entuzjazmu. Jeśli w Was budzi, Bretania Was nie zawiedzie. Dania na bazie rozmaitych złowionych w morzu stworzeń są dostępne wszędzie, świeżutkie i w doskonałym wyborze. Od tańszych muli, poprzez przyrządzane na wiele sposób ryby i skorupiaki, po najbardziej wyrafinowane coquilles Saint-Jacques oraz ostrygi (te bretońskie to często huîtres creuses, o charakterystycznie wgłębionych muszlach i równie charakterystycznym lekko orzechowym smaku).

Zupa rybna w restauracji
Zupa rybna z wszystkimi należnymi dodatkami.

Danie, na które warto się skusić w nadmorskiej knajpie, to zupa rybna. Często w wersji velouté, czyli gęstej i przecieranej, zawsze w towarzystwie rouille (majonezu zmieszanego z czosnkiem i szafranem), grzanek i tartego ementalera.

Neleśnikarnia we Francji
Naleśnikarnie są w Bretanii wszędzie, a jedzenie jest w nich pyszne i niedrogie . Dieta naleśnikowa to zatem sposób na nie rujnujące budżetu wyżywienie na wakacjach, o wiele lepszy niż fast food.

W crêperie, jak nazwa wskazuje, najlepiej zjeść galette. Czyli coś do złudzenia przypominającego naleśnika, ale zrobionego z mąki gryczanej (czasem z dodatkiem mąki żytniej lub pszennej), na słono. Klasyka to galette complète, z szynką, tartym żółtym serem i lekko ściętym sadzonym jajkiem. Ale wariacje na temat dodatków do galette są nieskończone. Ja najbardziej lubię opcję z kozim serem i słonym karmelem.

Naleśnik w restauracji
Cieniutki gryczany naleśnik przełożony jest delikatną warstwą koziego sera i polany karmelem.

Crêpes to zaś naleśniki na słodko, z pszennej mąki i rozmaitymi dodatkami: od zwykłego cukru (pyszne!) po całe kopce lodów, konfitur, kremu z kasztanów i/lub bitej śmietany.

Naleśnik w restauracji
Crêpes i galettes tradycyjnie popija się cydrem, serwowanym w glinianych lub fajansowych czarkach. Na zdjęciu: galette complète

Żeby spróbować wszystkich słynnych bretońskich słodkości trzeba się mocno postarać. Na liście jest między innymi słodki maślany chlebek kouign-amann, chrupiące ciasteczka galettes de Saint-Michel i nieco solidniejsze galettes de Pont-Aven oraz ciasto zwane far - coś w rodzaju zapiekanego budyniu, czasem z dodatkiem suszonych śliwek.

Hortensje w starym opactwie
Hortensje w trzynastowiecznym opactwie Abbeye de Beauport w okolicach miasta Paimpol, lato 2023.

Hortensje

Myślę, że bez nich kamienne miasteczka wyglądałyby dość ponuro. Podobnie jak kolorowe dodatki ożywiają ubraniowe stylizacje w eleganckich szarościach, tak hortensje przełamują firmową bretońską szarość. Kwitną od końca maja do jesieni, w ilościach hurtowych i we wszystkich możliwych dla hortensji kolorach. Uważam, że wyglądają pięknie nawet trochę podsuszone i przyszarzałe pod koniec sezonu.

Niebieskie hortensje w kamiennym miasteczku
Hortensje w miasteczku w Locronan

Latem w Bretanii zobaczycie ich zatrzęsienie: ozdabiają domy, placyki, a nawet kościelne chrzcielnice. Gdyby jednak było Wam nadal mało, możecie się wybrać na pieszą wycieczkę szlakiem hortensji w okolicach jeziora Lac au Duc przy miasteczku Ploërmel. Dane tutaj: https://www.brittanytourism.com/offers/circuit-des-hortensias-ploermel-en-2109014/

Trasa ma około trzech kilometrów, a hortensje kwitną najintensywniej od lipca do końca września.

Przydrożny krucyfiks, zdj. JackieLou/Pixabay

Kapliczki

Myślicie, że w Polsce jest pewien nadmiar pamiątek po JPII? To pomyślcie o tym, że w Bretanii jest ponad 20 000 przydrożnych kapliczek i krzyży. Ogromne krucyfiksy, kamienne lub drewniane zobaczycie na wielu rozstajach dróg. Inny stały element bretońskiego pejzażu to calvaires, kamienne kaplice-ołtarze, liczące sobie nierzadko 500 lat z okładem.

Część kamiennej kaplicy, zdj. Eveline de Bruin/Pixabay

Bretończycy nazywali te kapliczki Kroa ar vossen czyli „krzyże zarazy”. Wiele z nich pojawiło się bowiem po wielkiej epidemii dżumy w 1598 roku. Były trochę jak kamienna petycja do Pana Boga, z prośbą o ochronę przed morowym powietrzem. Wznosili je też w podziękowaniu szczęśliwcy, którym udało się przetrwać czas zarazy. Najpiękniejsze kaplice znajdziecie w miejscowościach Plougastel-Daoulas, Saint-Jean-Trolimon, Pleyben, Guimillau, Plougonven.

Kapliczka w miejscowości Confort-Meilars. XVI wiek.

Kapliczka na zdjęciu powyżej stoi w miejscowości Confort-Meilars, pomiędzy Douarnenez a Pont-Croix. Jest piękna i byłaby atrakcyjnym XVI-wiecznym zabytkiem, gdyby nie miała tak strasznego pecha. Stare figury apostołów zaginęły podczas rewolucji francuskiej. Potem zostały odnalezione, ale bez głów - utrącili je bowiem rozjuszeni rewolucjoniści. Po renowacji i uzupełnieniu brakujących części ciała figury wylądowały na zachodniej fasadzie pobliskiego kościoła. Apostołowie na kapliczce to zatem nowy zestaw, z końca XX wieku. Jakby było mało przygód, w Chrystusa na krzyżu w 1978 roku uderzył piorun. Mimo to całość trzyma się dziś całkiem nieźle.

Ścieżka na pagórkach
Pieszy szlak na La Pointe du Grouin w okolicach Saint-Malo

Ścieżka celników

Bretońskie wybrzeże jest niezwykle malownicze, więc gdyby Was kusiło, można je obejść na piechotę, trasą oznaczoną na mapach jako GR®34 . Byłoby to jednak zajęcie dla osób o bardzo długim zaległym urlopie.

Trasa zwana Ścieżką celników biegnie wzdłuż całego bretońskiego wybrzeża i liczy sobie 1772 kilometry.

Gdybyście pokonywali 20 km dziennie, przejście całości zajęłoby Wam trzy miesiące. Ale nawet mając plany znacznie mniej ambitne, podróżując po wybrzeżu Bretanii wejdziecie na Sentier des douaniers nie raz. To jedna z najsłynniejszych bretońskich atrakcji.

Kwiaty na urwisku nad morzem
Urwisko nad morzem w okolicy Cap Fréhel

Sentier des douaniers prowadzi wzdłuż wybrzeża, od klasztoru Mont-Saint-Michel na północy Bretanii po miasto Saint-Nazaire na południu. Nazwa szlaku wzięła się od celników, którzy patrolowali wybrzeża Francji. Zwyczaj ten wprowadzono po rewolucji francuskiej. Po co? Wysokie cła nałożone na produkty sprowadzane z Anglii sprawiały, że na bretońskim wybrzeżu kwitła kontrabanda. Małe statki przybijające dyskretnie do zacisznych plaż witano w biednych okolicach równie chętnie jak u nas dostawców papierosów bez banderoli: u przemytników można się było bowiem tanio zaopatrzyć w alkohol, cukier i tkaniny.

Domek strażnika w okolicach Perros-Guirec. Kamienne strażnice służyły podobno przede wszystkim do wypatrywania przemytników tytoniu.

Pod koniec XIX wieku cła nie dawały się już we znaki, a ścieżka celników zmieniła się w atrakcję turystyczną. Pomysły, by zrobić w jej miejscu drogę samochodową, na szczęście upadły. Dzięki temu dziewięć milionów turystów rocznie może podziwiać dzikie skaliste wybrzeża. I są to najwyraźniej turyści kulturalni, szlak nie przejawia bowiem oznak zadeptania.


Mapę całego szlaku znajdziecie tu:

Anna Bretońska, rzeźba autorstwa Jeana Fréoura, Nantes 2002

Anna Bretońska

Jej portrety i pomniki są wielu miejscach. Piękna królowa ucieleśnia bowiem niezależność Bretanii i jest przez lokalnych traktowana jak święta. Anna żyła w XVI wieku - nie była to raczej epoka, w której osoba płci żeńskiej miałaby dużo do powiedzenia w jakiejkolwiek kwestii. Anna jednak, jako najstarsza dziedziczka rodu książąt Bretanii, była wciągnięta w politykę politycznych aliansów. Można ją było bowiem strategicznie wydać za mąż.

Miniatura,. Anna Bretońska przyjmuje od Antoine’a Dufoure manuskrypt opiewający słynne kobiety, Musée Dobrée, Public domain, via Wikimedia Commons

Perypetie matrymonialne Liz Taylor to, w porównaniu z historią bretońskiej księżniczki, małe miki. Jeśli wierzyć Wikipedii, Anna była zaręczona z ośmioma europejskimi książętami (na szczęście po kolei, nie grupowo). Jako trzynastolatka poślubiła austriackiego księcia Maksymiliana Habsburskiego - było to jednak małżeństwo per procura, czyli w wersji zdalnej i na odległość. Najwyraźniej fakt ten ułatwił nieco zawarcie przez królewnę kolejnego małżeństwa. Mianowicie rok później Anna poślubiła króla Francji Karola VIII. I dobrze - dynastyczne małżeństwo było bardzo potrzebne do zakończenia serii krwawych wojen francusko-bretońskich. Nie obyło się jednak bez lekkiego kwasu, bo związek z Austriakiem teoretycznie nadal trwał (niedobrze), a świeżo upieczeni państwo młodzi związani byli pokrewieństwem czwartego stopnia (jeszcze gorzej). Papież miał więc sporo do przełknięcia unieważniając pierwsze małżeństwo Anny, co jednak w końcu uczynił. Królowym najwyraźniej wolno więcej.

Anna Bretońska, kobieta jak widać urodziwa. A przy tym niegłupia, nieźle wykształcona, wspierająca uczonych i artystów. Tutaj w towarzystwie świętej Anny i świętej Urszuli, Jean Bourdichon, Miniatura z modlitewnika Grandes Heures d’Anne de Bretagne, 1503-1508, Public domain via Wikimedia Commons.

Małżeństwo było nieszczęśliwe. Przez prawie cały czas jego trwania królowa była albo w ciąży, albo w połogu, ale żadne z jej dzieci nie dożyło wieku nastoletniego. Wszystko to zapewne nie polepszało jej humoru. Odetchnęła zapewne, kiedy Karol VIII zmarł w wyniku wypadku, a Anna została bezdzietną 21-letnią wdową. Nie cieszyła się jednak zbyt długo wolnością, bo poprzedni traktat małżeński nakazywał jej poślubić następcę Karola, gdyby ten umarł nie doczekawszy się syna. W niecały rok po śmierci pierwszego męża, Anna poślubiła więc Ludwika XII i znowu została królową Francji.

Anna Bretońska w wieku jedenastu lat została księżną, w wieku trzynastu lat - królową, w wieku szesnastu lat - matką, a w wieku dwudziestu jeden lat - wdową. Straciła siedmioro ze swoich dziewięciorga dzieci w bardzo młodym wieku. Królowa zmarła jako - zapewne dość zmęczona – trzydziestosiedmiolatka.
Gronostaj przedstawiony na herbie nad miejską bramą w Saint-Malo. W czymś w rodzaju rozwianego szalika - rzecz nie dziwi po zawarciu bliższej znajomości z wietrznym bretońskim klimatem.

Z Anną Bretońską związany jest symbol Bretanii: biały gronostaj. Anna, zapewne w przerwach między połogami, lubiła polować. I kiedyś ścigała białego gronostaja, który dał się w końcu złapać na brzegu bagna. Legenda mówi, że zwierzę wolało zginąć niż pobrudzić nieskazitelne futerko. Anna umiała się ponoć zachować i nie przerobiła gronostaja na kołnierz, lecz adoptowała go jako domowe zwierzątko.

Dwujęzyczna tabliczka pod pomnikiem Anny Bretońskiej w Nantes
Dwujęzyczna tabliczka pod pomnikiem Anny Bretońskiej w Nantes

Język bretoński

Na początek ciekawostka: ludzie w Bretanii mówią sobie „do widzenia” (po bretońsku: kenavo!), ale nie mówią „dzień dobry”. Wyrażenie takie nie funkcjonuje, bo Bretończycy jako naród konkretny i ogarnięty życiowo przechodzą od razu do pytania „co słychać?” (mont a ra?). We francuskiej wersji bonjour jednak obowiązuje.

Elin Danielson-Gambogi, Młoda Bretonkla, 1884, Muzeum Sztuk Pięknych w Pont-Aven

W Bretanii od końca średniowiecza elity mówiły po francusku, był to też język administracyjny. Ilość osób posługujących się bretońskim stale malała. Po drugiej wojnie światowej rdzenni Bretończycy znowu zaczęli tego języka używać, a w latach 70-tych XX wieku po na tablicach z francuskimi nazwami miejscowości pojawiły się ich bretońskie odpowiedniki. Bretoński to trzeci najpopularniejszy język celtycki na świecie, po walijskim i irlandzkim. Bretończycy są też jednym z sześciu narodów oficjalnie uznawanych za celtyckie przez Ligę Celtycką, obok Kornwalijczyków, Irlandczyków, Szkotów, Walijczyków i mieszkańców Wyspy Man.


0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page