top of page

Do Ho Suh. Architektura pamięci.

  • Zdjęcie autora: Katarzyna Stachowicz
    Katarzyna Stachowicz
  • 21 lip
  • 11 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 22 lip

Jego sztuka jest jednocześnie łatwa w odbiorze i poruszająca. Z prostego powodu. Koreański artysta opowiada o jednej z najważniejszych rzeczy: o domu.

 

Ile razy w życiu się przeprowadzaliście? Kiedy policzyłam, wyszło mi trzynaście przeprowadzek. Koszmarny blok przy Hucie Warszawa. Mieszkanie z balkonem z żelazną balustradą w nieistniejącym dziś bałkańskim kraju. Studencki pokój we Francji. Duszne trzecie piętro w Perugii. Kawalerka w Warszawie. Drewniany domek pod Kozienicami. Segment o wąskiej fasadzie pod Londynem. Chambre de bonne w Paryżu. Kilka miejsc w Warszawie. Nie wszystkie chciałabym nazywać domem, ale wszystkie chciałabym zachować w pamięci.

Rysunek przedstawiający domki i ludziki
 My Homes/Moje domy, 2010. Czyli Do Ho Suh i wszystkie jego przeprowadzki.

Do Ho Suh miał na pewno gorzej ode mnie, bo przeprowadzał się z kontynentu na kontynent: z Korei do Stanów Zjednoczonych, potem do Wielkiej Brytanii. Ale umiał się urządzić tak, że wszystkie swoje mieszkania może skopiować, a następnie ładnie poskładać i zapakować do jednej (dość dużej) walizki.

Staircase/s / Klatka/i  schodowa/e, 2019.  Nic bym nie wiedziała o tych niesamowitych haftowanych obrazach, gdyby nie przypadek. W 2024 roku w Edynburgu mieliśmy tylko zajrzeć na wystawę nieznanego nam wcześniej koreańskiego artysty.  Zostaliśmy aż pory do zamknięcia galerii.
Staircase/s / Klatka/i  schodowa/e, 2019.  Nic bym nie wiedziała o tych niesamowitych haftowanych obrazach, gdyby nie przypadek. W 2024 roku w Edynburgu mieliśmy tylko zajrzeć na wystawę nieznanego nam wcześniej koreańskiego artysty.  Zostaliśmy aż pory do zamknięcia galerii.

W tym roku Do Ho Suh ma swoją wystawę w londyńskim Tate Modern. Warto tam zajrzeć przy okazji urlopu w Londynie, chociażby dlatego, że to jeden z tych artystów, którzy sprawiają, że świat staje się przyjaźniejszy i bardziej ogarnialny.

Przedsmak tego, co Was czeka w Tate Modern macie tutaj ↓↓↓

Rysunek przestawiający mężczyznę z domem w miejscu serca
Autoportret, 2015. Litografia. W zasadzie wystarczy za lapidarne podsumowanie twórczości Suh.

Do Ho Suh urodził się w 1962 roku w Seulu. Nie musiał walczyć z przeznaczeniem, bo od bardzo wczesnych lat jego życia było jasne, że zostanie artystą. Nie musiał też walczyć w tej sprawie z rodzicami: ojciec Suh jest znanym malarzem, mama była jedną z założycielek pozarządowej organizacji wspierającej tradycyjną koreańską kulturę. Do Ho Suh studia artystyczne skończył najpierw w Korei Południowej, potem w Stanach Zjednoczonych. Pod koniec lat 90-tych założył niewielkie studio w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku. Dzisiaj mieszka i pracuje w Londynie.

W jego sztuce powraca kilka tematów: pamięć, buddyjskie pojęcie karmy, relacje międzyludzkie. Wiele z tych motywów pojawia się w dziełach Suh poświęconych pojęciu domu. 
szkicownik z rysunkiem ludzików
Każdą pracę Suh zaczyna od szkicu.

"Znajdę dom i wtedy nadam kotu imię", mówiła Holly Golightly (ta sama, która miała na skrzynce na listy napis „w podróży”). Przeczuwała, że nie posiadając stałego miejsca zamieszkania nie ma co przywiązywać się do kota. Uważam, że działa to również w drugą stronę: bez kota nie ma co przywiązywać się domu (albo, jak w naszym przypadku, bez psa). Śniadanie u Tiffany’ego przypomniało mi się samo, kiedy zdałam sobie sprawę, ile tęsknoty jest w pracach Suh. Może dlatego, że opisana przez Capote’a nowojorska historia jest dla mnie przede wszystkim opowieścią o samotności i braku zakorzenienia. I na pewno dlatego, że na wielu dziełach Suh widnieją nowojorskie kamienice jak wyjęte z mojej ukochanej książki.

 "Serce na dłoni"? A może "tam skarb twój, gdzie serce twoje?"
"Serce na dłoni"? A może "tam skarb twój, gdzie serce twoje?"

Posiadanie własnego miejsca jest podstawową ludzką potrzebą. Dom nas kształtuje, kiedy jesteśmy dziećmi. Potem to raczej my kształtujemy nasze domy. Wyobrażamy sobie dom idealny, próbujemy znaleźć dla siebie miejsce. Pokaż mi jak mieszkasz, a powiem Ci, kim jesteś. I chodzi o coś głębszego niż poziom zamożności, zły czy dobry gust lub inne głupstwa. Mieszkanie, tak jak ubranie, jest częścią ludzkiej osobowości. Nawet skrajnie zaniedbane lub - z drugiej strony - wyczyszczone z wszelkich osobistych elementów lokum nadal bardzo dużo mówi o swoim użytkowniku.  Zauważyliście, jak wiele fascynujących domów jest w filmach i książkach? Mnie niepokoją zwłaszcza te, które są tak ascetyczne, jakby były niezamieszkałe. Są jak palce pozbawione linii papilarnych. Dlatego na przykład w trylogii Millennium największe wrażenie zrobił na mnie opis ogromnego pustego mieszkania, w którym schronienie znalazła Lisbeth Salander.

Blueprint/Kopia, 2014. W takim budynku artysta mieszkał w Nowym Jorku przez wiele lat. No, prawie w takim: z eleganckiej klasycznej fasady wystają nici, a ich kłębowisko przypomina mi glebę, stertę jesiennych liści lub głęboki cień. Dom zapewnia nam fizyczne ramy, resztę tkamy już sami.
Blueprint/Kopia, 2014. W takim budynku artysta mieszkał w Nowym Jorku przez wiele lat. No, prawie w takim: z eleganckiej klasycznej fasady wystają nici, a ich kłębowisko przypomina mi glebę, stertę jesiennych liści lub głęboki cień. Dom zapewnia nam fizyczne ramy, resztę tkamy już sami.
„Dom nie jest statycznym miejscem, lecz konceptem, który zmienia się w czasie; jest relacją jaką nawiązujemy wciąż na nowo z miejscami, w których przychodzi nam mieszkać. Nasze pojęcie o domu kształtują też otaczający nas ludzi i społeczeństwo, w którym funkcjonujemy. Możemy czuć się u siebie. Możemy też otrzymać komunikat, że nie przynależymy do jakiegoś miejsca.”

Do Ho Suh

Prace Do Ho Suh wydają się jasne i proste. Ale gdy przyjrzeć im się wnikliwiej, okazują się często słodko-gorzką opowieścią o utracie poczucia przynależności, niezrozumieniu nowego miejsca, codziennych małych kłopotach wynikających z konieczności zmiany przyzwyczajeń, z których przed wyjazdem nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy. Bywa też, że tęsknota za dawnym domem skrywa inną tęsknotę - za samym sobą, w innym czasie, w innym miejscu.

Rysunek: człowiek uciekający przed domem
Haunting Home/Nawiedzający dom, 2019. Tradycyjny koreański dom typu hanok. Do Ho Suh się w takim wychował. Większość jego kolegów mieszkała w nowoczesnych blokach, bo kraj akurat modernizował się na potęgę..

Gdybym miała takie dzieciństwo jak mały Suh, rodzinny dom śniłby mi się pewnie co drugą noc. Wszystko zaczęło się od tego, że ojciec Suh, awangardowy malarz, zapragnął żyć jak w dawnych czasach. Był to dla niego sposób, by zachować tradycyjne koreańskie wartości w epoce, kiedy kraj zmieniał się w błyskawicznym tempie. Suh senior zaczął od domu: zbierał stare drewno z demontowanych budowli. Namierzył rzemieślników stawiających domy według tradycyjnej sztuki. Jeden z nich, którego ojciec Suh zdecydował się zatrudnić, budował wcześniej domy w kompleksach pałacowych. Suh senior mierzył wysoko: na wzór przyszłego rodzinnego domu wybrał domek wzniesiony w 1878 roku dla króla Sunjo, stojący w ogrodach królewskich. Budowa rodzinnego domu zabrała sześć lat z okładem, a mały Do Ho Suh prawie codziennie chodził patrzeć na postępy robót.

Instalacja Rubbing/Loving. Seoul Home, 2013-22. Do Ho Suh zaczął zajmować się tematem domu po wyprowadzce z Korei w 1991 roku. Od tego czasu tradycyjny hanok wraca regularnie w jego pracach.
Instalacja Rubbing/Loving. Seoul Home, 2013-22. Do Ho Suh zaczął zajmować się tematem domu po wyprowadzce z Korei w 1991 roku. Od tego czasu tradycyjny hanok wraca regularnie w jego pracach.

Na londyńskiej wystawie można zobaczyć, jak wyglądał rodzinny dom artysty. Jego papierowy odcisk (?) ustawiono w jednej z klinicznie białych sal w Tate Modern. To jedna z nielicznych budowli, które Do Ho Suh okleił od zewnątrz. Artysta robi bowiem przede wszystkim papierowe odciski wewnątrz pomieszczeń. Rodzinny hanok został oklejony papierem, potem Suh użył grafitu, by podkreślić strukturę desek i wydobyć treść inskrypcji na drewnianych panelach. Jeśli kopiowaliście kiedykolwiek wzór monety za pomocą papieru i ołówka, z łatwością wyobrazicie sobie technikę stosowaną przez Suh.

Zanim udało się okleić cały dom, a potem delikatnie zdjąć z niego papierową skorupkę, budynek był wystawiony na działanie pogody. Na papierowym domku widać zatem na przykład zacieki zrobione przez deszcz.
Zanim udało się okleić cały dom, a potem delikatnie zdjąć z niego papierową skorupkę, budynek był wystawiony na działanie pogody. Na papierowym domku widać zatem na przykład zacieki zrobione przez deszcz.

„Wyprowadzać dom”, mówi się ponoć w Korei. Czyli: przenosić swój dom z miejsca na miejsce. Tradycyjne koreańskie domy budowane są bez użycia gwoździ czy śrub. Przypominają więc raczej skomplikowaną drewnianą układankę, którą można rozłożyć na części, przetransportować i odbudować w nowej lokalizacji.

Otwarty szkicownik z rysunkami domków
Przy okazji przeprowadzki dom zabieramy ze sobą. Łatwizna.

Mam tak od zawsze: żeby oswoić nowe miejsce, muszę je porządnie posprzątać. Dlatego nie zdziwiłam się, że koreański artysta uczy się swoich mieszkań przez dotyk. Żeby zapamiętać swoją przestrzeń, Do Ho Suh musi ją bowiem pogłaskać. Dosłownie. Artysta zajmuje się czymś w rodzaju kalkowania wnętrz. Okleja pomieszczenia papierem, po czym pracowicie odrysowuje kształty i faktury na papierze za pomocą kolorowych pasteli. Kiedy wnętrze jest odrysowane, papier można zdjąć i ostrożnie przenieść w nowe miejsce, gdzie na stelażu powstanie delikatna struktura z papieru lub przezroczystej tkaniny. Efekt jest niesamowity. Wygląda trochę jak wylinka węża, zachowująca dawny kształt, ale nienadająca się do powtórnego użytku. Zobaczcie zresztą tutaj ↓↓↓

Rubbing/Loving Project: Unit 2, 348 West 22nd Street, New York, NY 10011, 2014-23. Suh twierdz, że kolorowanie oklejonych papierem wnętrz jest jak pisanie pamiętnika.
Rubbing/Loving Project: Unit 2, 348 West 22nd Street, New York, NY 10011, 2014-23. Suh twierdz, że kolorowanie oklejonych papierem wnętrz jest jak pisanie pamiętnika.

Projekty z tej serii Do Ho Suh nazywa Rubbing/Loving. Ponieważ Koreańczycy nie słyszą wyraźnej różnicy między głoskami „l” i „r” oraz „b” i „w”, oba wyrazy brzmią dla nich bardzo podobnie. Rubbing, czyli nasze polskie „wcieranie” lub „nacieranie” jest zatem prawie tożsame z „kochaniem”.

Do Ho Suh zdejmuje papierowy odcisk z całego mieszkania. Tutaj macie na przykład poliestrową replikę zestawu kąpielowego.
Do Ho Suh zdejmuje papierowy odcisk z całego mieszkania. Tutaj macie na przykład poliestrową replikę zestawu kąpielowego.

Przekalkowywane przez artystę wnętrza są opróżnione z mebli. Zostają w nich natomiast elementy przytwierdzone do ścian: klamki, wyłączniki, kable itp. One także są odwzorowane i często potem uporządkowane tematycznie. Na jego wystawach można obejrzeć gabloty z przyszpilonymi papierowymi wyłącznikami, kranami, klamkami etc. Wydają mi się zachwycające, bo przypominają dawne kolekcje motyli.

Papierowe kopie robią dziwne wrażenie. Są jak duchy przedmiotów, jak trójwymiarowe notatki z architektury wnętrz lub jak objaw manii szalonego intendenta.
Papierowe kopie robią dziwne wrażenie. Są jak duchy przedmiotów, jak trójwymiarowe notatki z architektury wnętrz lub jak objaw manii szalonego intendenta.
W niezwykle interesującej rozmowie z Janice Kerbel, którą można przeczytać na stronie internetowej Tate Modern, Do Ho Suh mówi, że oklejanie wnętrz pomaga mu odzyskać wspomnienia. 

Pokryte białym papierem wnętrza, pozbawione koloru i detali, wprawiają artystę w stan przypominający demencję. Zna pomieszczenie, ale nie pamięta, co się gdzie znajduje. „Wiem, co jest pod papierem, ale nie mam dostępu do własnej pamięci” mówi Suh.

Za widmowymi ścianami pomieszczeń, które gdzieś tam istnieją, ale w galerii sztuki występują na prawach duchów, widać równie nierzeczywiste cienie zwiedzających.
Za widmowymi ścianami pomieszczeń, które gdzieś tam istnieją, ale w galerii sztuki występują na prawach duchów, widać równie nierzeczywiste cienie zwiedzających.

Dopiero kiedy zaczyna wydobywać strukturę wnętrza za pomocą pastelowych kredek, pamięć wraca. I dzieją się dziwne rzeczy. Artysta przypomina sobie na przykład, gdzie w ścianie była dziura po haczyku na ubrania, który kiedyś wbił w ścianę. Wraca też wtedy do niego wspomnienie całego dnia, w którym wieszał haczyk. Odkrywanie na nowo struktury własnego mieszkania może najwyraźniej działać jak proustowska magdalenka.

Transitional Spaces/Miejsca przechodnie. Corridor-4, Wielandstr.18, 12159, Berlin, 2015; Hub, 3rd Floor, Union Wharf, 23, Wenlock Road, London N1 7ST, 2016. Corridor -3, Wielnadstr.18, 12159 Berlin, 2016. Częścią tytułu wielu dzieł Do Ho Suh są dokładne adresy sportretowanych miejsc.
Transitional Spaces/Miejsca przechodnie. Corridor-4, Wielandstr.18, 12159, Berlin, 2015; Hub, 3rd Floor, Union Wharf, 23, Wenlock Road, London N1 7ST, 2016. Corridor -3, Wielnadstr.18, 12159 Berlin, 2016. Częścią tytułu wielu dzieł Do Ho Suh są dokładne adresy sportretowanych miejsc.

Ta instalacja jest dla mnie jak podróż w czasie, możliwa dzięki podróży w przestrzeni. Wchodzimy przez drzwi domu w Londynie z roku 2016. Po lewej przechodzimy do zielonego korytarza z berlińskiego bloku w roku 2015. Po prawej - do korytarza w roku 2016. To jedna z całej serii prac Suh, w których różne miejsca układają się w przestrzenny ciąg.

My Homes - 3 /Moje domy, 2012. Szkice do instalacji.
My Homes - 3 /Moje domy, 2012. Szkice do instalacji.

Do struktury uszytej z przezroczystego poliestru można wejść. To dziwne uczucie: jesteście jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz, bo przez ściany widać innych zwiedzających. Do Ho Suh mówi, że domy w Korei są bardziej „porowate” niż na Zachodzie - przepuszczają więcej dźwięków i światła, lepiej wtapiają się w otoczenie. Zaiste. Europejskie i północnoamerykańskie domy przypominają twierdze. Te tworzone przez Suh - delikatne namioty. Patrząc na prace Suh nie mogę się niestety oprzeć jednej natrętnej myśli: nawet najsolidniejszy dom daje tylko iluzoryczne schronienie.

Co wynosimy z domu? Do Ho Suh wynosi cały dom.
Model kamienicy z zielonego tworzywa
Home Within Home/Dom w domu, 2025.  W amerykańskiej czynszówce mieszka koreański hanok.

Nasze domy zawsze w nas pozostają, wydaje się mówić Suh. Trochę jak w tym powiedzonku: da się wyrwać dziewczynę z Kielc, ale Kielce z dziewczyny - bardzo trudno. (Dla jasności, nie mam nic do Kielc, więc możecie w to miejsce wsadzić Paryż, Rabkę albo co Wam w duszy gra). Ilustrację tej ludowej mądrości macie powyżej: model amerykańskiej kamienicy zawiera w sobie mniejszy dom z Korei – hanok, w którym Do Ho Suh się wychował. Oba budynki istnieją w rzeczywistości. Artysta wymierzył je za pomocą skanera 3D i zrobił modele w skali 1:9. Jeśli dobrze się przyjrzeć, koreański domek wygląda jakby został przeszczepiony do samego serca amerykańskiej czynszówki. Zimny techniczny model z żywicy nabiera dzięki temu cech czegoś organicznego.

Prace Koreańczyka są zaproszeniem do przemyślenia kilku spraw. Gdzie jest mój dom? Co z niego wyniosłam? Czy to jest coś, co mi ciąży? A może coś, co zapewnia miękkie lądowanie w różnych miejscach, jak spadochron?
Prace Koreańczyka są zaproszeniem do przemyślenia kilku spraw. Gdzie jest mój dom? Co z niego wyniosłam? Czy to jest coś, co mi ciąży? A może coś, co zapewnia miękkie lądowanie w różnych miejscach, jak spadochron?

Moja przyjaciółka Basia wyjaśniła mi kiedyś fenomen jetlagu. W dużym uproszczeniu polega to na tym, że nasza dusza nie nadąża za zbyt szybką zmianą miejsca. Potrzebuje zatem czasu, by się przystosować. Oczarowało mnie to. Uznałam też, że w jednej z instalacji Do Ho Suh pokazuje coś w rodzaju jetlagu związanego z codziennym funkcjonowaniem w nowym wnętrzu.

Perfect Home: London, Horsham, New York, Berlin, Providence, Seoul, 2024.  Do Ho Suh w jednym wnętrzu umieścił elementy wyposażenia z rożnych krajów.
Perfect Home: London, Horsham, New York, Berlin, Providence, Seoul, 2024.  Do Ho Suh w jednym wnętrzu umieścił elementy wyposażenia z rożnych krajów.

Głupia rzecz, na którą zwykle nie zwracamy uwagi: w różnych krajach wyłączniki, gniazdka elektryczne i klamki umieszczane są na różnych wysokościach. Zmiana miejsca zamieszkania zaburza więc nasze codzienne rytuały, takie jak naciskanie klamki, przekręcanie klucza w zamku czy włączanie światła. Czujemy się obco, bo wykonywane rutynowo gesty trafiają w próżnię: rozmaite przedmioty są nie tam, gdzie się ich spodziewamy.

Na zdjęciu: duch włącznika alarmu przeciwpożarowego. Oraz przypadkowy pan.
Na zdjęciu: duch włącznika alarmu przeciwpożarowego. Oraz przypadkowy pan.

Papierowe odciski przestrzeni, w której kiedyś żyliśmy i której nadawaliśmy charakter przypomniały mi niezwykłe instalacje Japonki Chiharu Shioty.  Podobnie jak Do Ho Suh zajmuje się ona duchowym wymiarem otaczających nas wnętrz i przedmiotów. Napisałam o niej tutaj  ↓↓↓

Uderzyło mnie jednak, że Shiota poświęca uwagę przedmiotom meblującym nasze życie, podczas gdy Suh zdejmuje odcisk z zewnętrznej skorupy.

Exit Series: Certificate of Inspection Visits/Seria Wyjścia: Certyfikat wizyty kontrolnej, 348 West 22nd Street, New York 10011, 2019. Wyhaftowana stalową nicią na poliestrze kopia zaświadczenia o kontroli stanu mieszkania w Nowym Jorku. Dobrze, że Suh nie musi haftować moich niezwykle zagmatwanych rachunków za prąd.
Exit Series: Certificate of Inspection Visits/Seria Wyjścia: Certyfikat wizyty kontrolnej, 348 West 22nd Street, New York 10011, 2019. Wyhaftowana stalową nicią na poliestrze kopia zaświadczenia o kontroli stanu mieszkania w Nowym Jorku. Dobrze, że Suh nie musi haftować moich niezwykle zagmatwanych rachunków za prąd.
 „Zabieramy nasze wspomnienia ze sobą, kiedy się przeprowadzamy. Moje wspomnienia zamieszkują moje architektoniczne projekty, które jednocześnie są czymś fizycznym, psychologicznym i metaforycznym.”  

Do Ho Suh, w wywiadzie dla Guardiana przeprowadzonym z okazji wystawy w Londynie.


Do Ho Suh nie pracuje sam. Przy projektach polegających na uszyciu repliki wnętrza z przezroczystego materiału pomaga mu zespół szwaczek. Wykonanie prac na papierze jest jeszcze bardziej skomplikowane. Artysta potrzebuje do tego pomocy nawet kilkunastu asystentów.

Self-Portrait, 2017. Fragment dzieła. Jak widzicie, wielce pracochłonnego.
Self-Portrait, 2017. Fragment dzieła. Jak widzicie, wielce pracochłonnego.

Haftowane obrazy Do Ho Suh nie mają zbyt wiele wspólnego z makatkami, jakie wyszywała moja ciocia Ziuta (choć tamte też były piękne). Technika Suh jest dużo bardziej skomplikowana. A więc po kolei: najpierw artysta robi szkic na papierze, potem wzór zostaje wyhaftowany na żelatynowym papierze, który rozpuszcza się w wodzie. To dopiero jednak połowa pracy. Każdy haft ma bowiem drugą stronę, tę z plątaniną nici.

Do Ho Suh pozostawia wiele nici nieprzyciętych - z nich bowiem układa drugą część dzieła. Papierowa płachta z haftem zanurzona zostaje w płytkim baseniku z wodą. Papier rozpuszcza się. Pozostaje wtedy wzór oraz całkiem sporo luźnych nici pływających na powierzchni wody. Do Ho i jego ekipa układają je za pomocą pęset, grzebieni i strumieni wody z prysznica. Artysta mówi, że w zasadzie wykonuje pracę fryzjera. W końcu całość zostaje zatopiona w strukturze ręcznie robionego papieru i starannie osuszona. Jeśli mój opis wydał Wam się chaotyczny, technikę Suh możecie obejrzeć na filmiku tutaj ↓↓↓

My Homes - 3 /Moje domy, 2012, fragment szkicu.
My Homes - 3 /Moje domy, 2012, fragment szkicu.

Do Ho Suh robi nie tylko hafty na papierze. Jego najważniejszą pasją wydaje się rzeźba – a jej rodzajem wydają mi się instalacje z tkaniny. Suh robi też coś odwrotnego: redukuje przestrzenne instalacje do dwóch wymiarów. Sporządza więc najpierw trójwymiarowe modele wnętrz na żelatynowym papierze. A potem rozpuszcza papier, w wyniku czego powstaje płaski wzór. Wygląda to tak ↓↓↓

Staircase/2016. Trójwymiarowa klatka schodowa zredukowana do dwóch wymiarów. Nie przypomina Wam to trochę składania ubrania przed włożeniem go do walizki?
Staircase/2016. Trójwymiarowa klatka schodowa zredukowana do dwóch wymiarów. Nie przypomina Wam to trochę składania ubrania przed włożeniem go do walizki?

Artysta pracowicie zapełnia niewielkie szkicowniki, najbardziej lubi jednak pracować w wielkiej skali. Tkane obrazy, uszyte z materiału mieszkania czy papierowy hanok to jeszcze nic w porównaniu z projektem Fallen Star/Spadająca Gwiazda z 2012 roku. Na dachu jednego z wieżowców wchodzących w skład kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, Do Ho Suh umieścił niewielki pomalowany na niebiesko domek.

Zderzenie cywilizacji. Zdj. Sam Beebe, CC BY 2.0, via Wikimedia Commons.
Zderzenie cywilizacji. Zdj. Sam Beebe, CC BY 2.0, via Wikimedia Commons.

Można do niego wejść, w zasadzie głównie po to, by odkryć, że w środku jest dziwnie. Wnętrze wygląda niby normalnie, bo zapełniają je najzwyklejsze przedmioty, a na ścianach wiszą rodzinne zdjęcia. Podłoga jest jednak przechylona, bo domek z zewnątrz zwisa nieco z krawędzi budynku. Daje to ponoć nieprzyjemne poczucie niestabilności.

Niby wszystko gra, jest nawet sielski ogródek z typowo północnoamerykańskim leżakiem. Artystyczna wariacja na temat Krzywego Domku, czyli koszmarnego snu architekta. Zdj. sarahmirk, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons.
Niby wszystko gra, jest nawet sielski ogródek z typowo północnoamerykańskim leżakiem. Artystyczna wariacja na temat Krzywego Domku, czyli koszmarnego snu architekta. Zdj. sarahmirk, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons.

Budynek jest też nieco mniejszy niż prawdziwy wiejski domek: wszystko pomniejszono o jedną piątą. Wchodząc do wnętrza poczulibyśmy się zapewne nie na miejscu. Nie byłam w niebieskim domku w San Diego. Byłam natomiast w Muzeum Techniki w Londynie, gdzie w specjalnym symulatorze można sprawdzić, jak odczuwane jest trzęsienie ziemi w zwykłym mieszkaniu. Myślę, że Do Ho Suh zbudował właśnie rodzaj symulatora. Wchodząc do wiszącego na wieżowcu domku można na własnej skórze doświadczyć uczucia niedopasowania towarzyszącego każdej przeprowadzce. Stary dom jest już za mały, nowemu nie da się jeszcze w pełni zaufać.

Wsparcie, inspiracja czy zagrożenie? Wszelkie skojarzenia z latającym domem z Czarnoksiężnika z Krainy Oz są chyba uprawnione.
Wsparcie, inspiracja czy zagrożenie? Wszelkie skojarzenia z latającym domem z Czarnoksiężnika z Krainy Oz są chyba uprawnione.

Do obejrzenia

Bardzo Wam polecam ten niespełna półgodzinny minidokument poświęcony Do Ho Suh:

 

Do poczytania

Jeanette Walls, Szklany zamek. Niezwykła historia opowiedziana z perspektywy dziecka osoby bezdomnej. Książka ma też adaptację filmową z Naomi Watts i Woodym Harrelsonem, nie wiem co wartą, bo nie oglądałam.

Ann Patchett, Dom Holendrów. Dom utracony. Jego odzyskanie zmienia się w obsesję, ale jednocześnie motywuje do życiowych zmian.

Daphne du Maurier, Rebeka. Prestiżowa acz ponura rezydencja w Kornwalii jest bohaterką opowieści, i to wcale nie drugoplanową.

Emily Brontë, Wichrowe wzgórza. Dom w roli głównej. Chroni tylko czasem - przede wszystkim miesza w głowach i prowadzi do szaleństwa.

 

Wystawa Do Ho Suh, Walk the House, czynna do 19 października 2025. Zdjęcia wykorzystane w tym tekście zrobiłam na tej wystawie oraz wystawie Tracing Time, National Galleries of Scotland, Edynburg 2024.

Comments


Follow us on Instagram

portret_resized.jpg

O mnie

Oglądam, czytam, słucham. Staram się zrozumieć, może przy okazji czegoś nauczyć, no i przede wszystkim - zapamiętać...

Czytaj więcej

 

Dołącz do newslettera!

Dzięki za zapis :)!

  • Instagram

© 2021 by Katarzyna Stachowicz. Proudly created with Wix.com

bottom of page