Bolonia dla wtajemniczonych
- Katarzyna Stachowicz

- 17 sie
- 13 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 19 sie
Nie powala urodą. Jej najsłynniejsza atrakcja turystyczna została zamknięta, bo grozi zawaleniem. Czas wolny spędzicie oglądając stół do sekcji zwłok i gipsowe modele macic. A na obiad dostaniecie pępek. Zachęciłam?
Od złej wiadomości już zaczęłam: Bolonia nie jest ładna. A w każdym razie nie mieści się moim zdaniem w klasycznych włoskich standardach piękna. Dodam, że inne miasta mają przydomki Serenissima (Najjaśniejsza), Eterna (Wieczna), Bella (wiadomo). A Bolonia? Bolonia jest Rossa, Grassa i Dotta. Czerwona, Tłuściutka i Uczona. Nie ma nic o urodzie, nieprawdaż?

Jest też wiadomość dobra: Bolonia jest fascynująca. Trochę tak jak z ludźmi - znacie na pewno osoby powalającej urody, z którymi nie da się zamienić dwóch dłuższych zdań. Oraz osoby, które nie nadawałyby się na okładkę modowego pisma, ale i tak emanują pięknem.

W porównaniu z monumentalnym Rzymem, napchaną sztuką Florencją, obezwładniającą urodą Wenecją, buntowniczym Neapolem i awangardowym Mediolanem Bolonia odpada w przedbiegach. Namawiam Was jednak do wzięcia tego miasta pod uwagę w urlopowych planach. Z kilku przyczyn. Nie ma tu dużo turystów. Jest niezła baza noclegowa. Miasto słynie z pysznego jedzenia, ma bogate życie kulturalne i niesamowite muzea. Można też do Bolonii pojechać w dowolnej porze roku i nie cierpieć z powodu pogody.
Gdyby włoskie miasta były siostrami, Wenecja byłaby najpiękniejsza, Mediolan miałaby najlepsze ciuchy, Florencja najbarwniejszy charakter, a Bolonia – najlepsze wykształcenie.
Nie opiszę Wam wszystkich godnych zwiedzania kościołów, pałaców i ogrodów. Opiszę to, co wydało mi się wyjątkowe. I postaram się Was przekonać, że Rossa, Grassa i Dotta to zalety.

La Rossa, czyli czerwone miasto
Wyglądałaby o niebo lepiej, gdyby zbudowano ją z marmuru. Albo chociaż z pięknie odbijającego światło piaskowca. Co jednak robić, gdy w okolicy jedynym łatwo dostępnym materiałem budowlanym jest glina? Budowniczowie Bolonii przekuli ograniczenie w atut. Nie tworzyli lepianek - nauczyli się za to produkować cegły.

Większość budowli w mieście zrobiona jest z cegieł. Marmur i inne kamienie używane były tylko do dekoracji. Bolonia miała też własną szkołę rzemieślników produkujących ornamenty z terrakoty. Chodząc po mieście rozglądajcie się więc uważnie, a odkryjecie świetne rzeczy na fasadach budynków.

Pierwszą osadę w tym miejscu zbudowali najprawdopodobniej Etruskowie. Nadali jej nazwę Felsina. W drugim stuleciu p.n.e. Rzymianie założyli tu kolonię i nazwali ją Bonnonia. Połączone drogami handlowymi z Arezzo i Akwileją miasto miało tylu mieszkańców, ilu ma dzisiejszy Augustów. Miało też łaźnie, teatr i świątynię (nadal jak dzisiejszy Augustów, minus łaźnie).
Na początku naszej ery Bolonię zniszczył pożar. I nie zgadniecie, kto odbudował miasto ze zgliszczy. Największy podpalacz w historii, czyli Neron.

Złota epoka Bolonii to czasy świętego Petroniusza, czyli piąty wiek naszej ery (praprapradziadek Mieszka I urodził się mniej więcej w tym czasie). Petroniusz zbudował klasztor św. Stefana, wzorowany na Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie. Po licznych przebudowach podobieństwo już jest raczej nieaktualne. Kościół św. Stefana jest dziś częścią kompleksu Sette Chiese (Siedem Kościołów).

Pod koniec XIII wieku Bolonia była już tak duża jak dwa dzisiejsze Augustowy. W tamtych czasach oznaczało to, że mieściła się w pierwszej dziesiątce największych europejskich miast.

W historii Bolonii przeplatają się okresy, kiedy miasto było niezależne, pod wpływem Mediolanu lub państwa kościelnego (bolończycy wszczynali regularnie bunty przeciwko władzy papieży). Napoleon włączył ją do Republiki Cispadańskiej i Cisalpińskiej, potem znalazła swoje miejsce w Królestwie Włoch.

Najnowsza historia zapisana jest na murach, zachowały się bowiem oznaczenia wejść do schronów. Korzystali z nich mieszkańcy Bolonii w 1943 roku, podczas alianckich nalotów na miasto.

Kiedyś było w mieście 180 wież, dziś zostało około dwudziestu. Liczą się przede wszystkim dwie najsłynniejsze, czyli Asinelli i Garisenda.

Wieża Asinelli ma 97 metrów wysokości, Garisenda - „tylko” 48 (to nadal 16 pięter). Na wieżę Asinelli do niedawna można było się wspiąć (498 stopni). Teraz już nie można, bo wieża jest bezterminowo w konserwacji, która ma zapobiec jej zawaleniu.

Patrząc na starą makietę miasta można dojść do wniosku, że Bolonia wyglądała kiedyś jak urodzinowy tort stulatka. W XII i XIII wieku posiadanie własnej wieży było najwyraźniej czymś podobnym jak dzisiaj posiadanie apartamentu na 30 piętrze. Lub raczej wypasionego schronu, bo wieże nie służyły do mieszkania, lecz miały pomóc przetrwać najazd wrogów.

Druga charakterystyczna cecha Bolonii? Widoczne wszędzie portyki. Liczą sobie 62 kilometry długości (z czego 40 kilometrów w centrum historycznym), więc podczas spacerów nie grozi Wam ani udar słoneczny, ani przemoknięcie.

Skąd się wzięły portyki? Z patodeweloperki. Było tak: kiedy w mieście zaczął działać uniwersytet, nadciągali do niego studenci. I zrobiło się jak ostatnio w Holandii. Czyli miejsca na uczelniach były dostępne, ale zakwaterowanie - już nie bardzo.
Ponieważ miasto nie jest z gumy, a biznes na studentach chciałby robić każdy, właściciele domów zaczęli nadbudowywać pięterka zajmujące przestrzeń nad ulicą. Groziło to katastrofami budowlanymi, więc władze miejskie nakazały owe balkoniki wspierać na kolumnach.
Portyk San Luca jest najdłuższy na świecie. Ma 666 arkad i prawe cztery kilometry długości. Łączy centrum miasta z sanktuarium Madonna di San Luca. Budowano go przez ponad stulecie (1674-1793).

Serce miasta to Piazza Maggiore. Przy placu stoi trzynastowieczny Palazzo del Podestà, czyli siedziba miejskich władz. W podcieniach wypatrzycie dziwnie zachowujących się ludzi - wypróbowują oni działanie średniowiecznego telefonu.

Jak to działa? Trzeba stanąć przodem do ściany w narożniku i coś cicho powiedzieć. Osoba stojąca w przeciwległym narożniku to usłyszy. Ten wynalazek z czasów wielkich epidemii przypomina konferencje na Zoomie w epoce covidu: księża spowiadali chorych zachowując społeczny dystans.

Obok pałacu możecie obejrzeć fontannę przedstawiającą Neptuna. Nie będę Wam opowiadać o jego palcu, który zmienia się zupełnie inną część ciała, jeśli popatrzeć na rzeźbę pod odpowiednim kątem. Dla ciekawych podpowiedź: trzeba odnaleźć ciemną płytę na Piazza Maggiore (zwaną pietra della vergogna, czyli kamieniem wstydu), stanąć na niej i podziwiać widoki. Wspomnę za to, że trójząb na logo Maserati jest zapożyczony od bolońskiego Neptuna.

Budowa bazyliki św. Petroniusza, siódmej co do wielkości świątyni w Europie, ruszyła pod koniec XIV wieku. Nowy kościół miał być komunikatem dla papieża: jesteśmy niezależni, więc wybudujemy sobie świątynię większą od bazyliki św. Piotra. W ten śmiały projekt zaangażowany miał być każdy mieszkaniec - należało dołożyć pieniądze, materiał budowlany lub pracę. Postanowiono nawet obciążyć dodatkowym podatkiem lokalne prostytutki. Pieniędzy jednak wciąż brakowało, więc budowa się ślimaczyła. Pod koniec XV wieku prace przerwano. Na bardzo kategoryczne życzenie papieża, który w końcu zorientował się, że Bolończycy pozwalają sobie na zbyt wiele.

Warto wejść do środka z co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, znajduje się tu najdłuższy funkcjonujący południk na świecie. Zainstalował go w 1655 roku Gian Domenico Cassini, który wykładał astronomię na tutejszym uniwersytecie. Działanie południka jest proste: promień słońca wpada przez otwór w sklepieniu i oświetla punkt na posadzce wyznaczający słoneczne południe. Otworek w sklepieniu lewej nawy wypatrzycie bez problemu, bo oznaczony jest symbolem słońca. O takim ↓↓↓

Po drugie, ściany bazyliki ozdobione są wspaniałymi malowidłami. Waszej uwadze polecam zwłaszcza piętnastowieczne freski Giovanniego da Modena, w bocznej kaplicy Trzech Królów (dei Re Magi).

Kaplicę można oglądać tylko zza barierki. Po uiszczeniu drobnej opłaty wpuszczą Was nieco dalej, ale nadal będziecie tkwić za barierką. Wszelkie próby wychylenia się poza zasieki wywołują surową reprymendę strażnika pilnującego wnętrza bazyliki.

Nie wiem, czy nerwowość stróżów świątyni wywołuje fakt, że fresk jest bardzo cenny i nie należy do niego wpuszczać gapiów, czy raczej treść dzieła. Przyglądając mu się wnikliwie - a zwłaszcza części przedstawiającej potępionych w piekle - zrozumiecie, dlaczego przed wejściem do kościoła stoi zawsze wóz opancerzony z ekipą karabinierów. Rozwiązanie tej zagadki potraktujcie jako zachętę do zwiedzenia bazyliki.

Bazylika św. Petroniusza, Piazza Maggiore, otwarta codziennie od 8.30 do 13.30 oraz od 15.00 do 18.30. Wejście do kościoła jest bezpłatne. Jeśli chcecie zobaczyć z bliska kaplice Trzech Królów, św. Sebastiana i Św. Wincentego, będziecie musieli kupić bilet (5 euro lub 3 euro ulgowy).
Wnętrze kościoła obejrzycie tutaj:

Krzyk kamienia, tak o tych rzeźbach pisał Gabriele d’Annunzio. Co do kamienia się pomylił, bo postaci zrobione są z terrakoty. Co do krzyku - bynajmniej. O czym przekonacie się wchodząc do kościoła Santa Maria della Vita. W grupce siedmiu postaci jest pewna teatralność, choć i tak patrząc na nie czułam się niezręcznie, jakbym weszła z butami w sam środek czyjegoś nieszczęścia.

Nie wiadomo, kto te rzeźby zamówił, ani kiedy dokładnie zostały stworzone - gdzieś pomiędzy 1463 a 1490. Wiemy natomiast, że ich autorem jest Niccolò dell’Arca.
Santuario di Santa Maria della Vita, Via Clavature 8/10, otwarte codziennie od 10 do 18.30. Bilet kosztuje 8 euro, ulgowy 5 euro.

Bolonia jest czerwona także ze względu na dominującą opcję polityczną. Ma reputację najbardziej prosocjalistycznego miasta we Włoszech, a jej mieszkańcy od wielu dziesięcioleci wybierają lewicowych burmistrzów. Ale to zupełnie inna historia.

La Dotta, Bolonia uczona i ucząca
1088 rok to data umowna, bo nie zachowały się żadne potwierdzające ją dokumenty. Historycy są jednak zgodni: w tym roku istniał w Bolonii ośrodek uczący prawa. I zarazem pierwszy zachodni uniwersytet. Samo słowo jeszcze nie istniało, szkoła nazywała się więc Alma Mater Studiorum.

Tam, gdzie dzisiaj znajduje się Archiginnasio, czyli dawna siedziba uniwersytetu, od początku XIII wieku funkcjonowały liczne szkoły prawa, w wielu osobnych budynkach. Postanowiono zebrać je pod jednym dachem, a nową instytucję wybudowano w tempie turbo: prace trwały od 1563 do 1565 roku. Budynek Archiginnasio był siedzibą uniwersytetu do 1803 roku. Wtedy przeniesiono uniwersytet do lokalizacji, którą zajmuje do dzisiaj. W 1838 roku urządzono w Archiginnasio bibliotekę, posiadającą jeden z najbogatszych historycznych księgozbiorów na świecie. Niestety, do pomieszczeń bibliotecznych turyści nie mają wstępu.
Na Uniwersytecie studiuje sto tysięcy studentów na 23 wydziałach. Uczelnia ma 68 instytutów. Studenci i profesura mają dostęp do 93 bibliotek.

Książki sobie, ale i tak najatrakcyjniejszą częścią kompleksu jest sala do sekcji zwłok. Można ją zwiedzać. Mieści się na pierwszym piętrze, a jej centralny punkt stanowi biały marmurowy stół. Zwróćcie też uwagę na dwóch nieszczęśników podtrzymujących baldachim nad katedrą lektora.

Przeprowadzane tu sekcje zwłok miały cel dydaktyczny. Procedura była kontrolowana przez przedstawiciela Inkwizycji, który przez dyskretne okienko obserwował, czy nie zachodziły tu akty bezbożne i w razie czego przerywał lekcję anatomii.
Otwarte od poniedziałku do soboty, w godz. 10.00 -17.40. Godziny zwiedzania z przewodnikiem sprawdzajcie w Internecie. Bilety w cenie 10 euro (wejście plus audioprzewodnik) lub 12 euro (wizyta z przewodnikiem) kupicie na bolognawelcome.com

Dzisiejsza siedziba uniwersytetu znajduje się w innej części miasta niż Archiginnasio. To wielki kompleks mieszczący biura, sala wykładowe i biblioteki. Oraz muzeum Palazzo Poggi, w którym można spędzić cały dzień.

Ulisse Aldrovandi, którego zbiory obejrzycie w muzeum, zajmował się kolekcjonowaniem świata. Dosłownie. Jego kolekcja obejmuje osiemnaście tysięcy eksponatów: składają się na nią wypchane zwierzęta, siedem tysięcy roślin oraz czternaście szaf z tablicami ksylograficznymi do drukowania ilustracji w siedemnastu tomach encyklopedii.

Luigi Ferdinando Marsili, podobnie jak Ulisse Aldrovandi, fascynował się historią naturalną i katalogowaniem przyrody. Miał wielką kolekcję zakonserwowanych morskich stworzeń. O ichtiologii pojęcie mam mizerne, ale oczarował mnie ten egzemplarz, którzy przypomina spreparowany uśmiech Kota z Cheshire.↓↓↓

Poszukajcie też koniecznie sali z fascynującą kolekcją położniczą. W osiemnastym stuleciu położnictwo stało się pełnoprawną dziedziną medycyny, a od połowy wieku nauczano tego przedmiotu w bolońskim Istituto delle Scienze. Na zajęcia przychodzili lekarze położnicy i kobiety zajmujące się akuszerką. Nie myślcie sobie jednak, że funkcjonowały one na równych prawach z resztą studentów. Do pomieszczeń, w których odbywały się lekcje położnictwa prowadziły boczne drzwi, z dala od wejścia dla studentów i profesury innych wydziałów. No jasne.
Na Uniwersytecie Bolońskim studiowali między innymi Mikołaj Kopernik, Dante Alighieri, Francesco Petrarka, Jan Kochanowski i Umberto Eco.

Modele dzieci w macicach wyglądają jak tajemnicze kokony z filmu science-fiction. To pomoce dydaktyczne: ułatwiały zrozumienie kobiecej anatomii, pozwalały prześledzić rozwój płodu, ukazywały patologie ciąży i porodu.

W sąsiedniej sali są do obejrzenia anatomiczne modele Ercole Lelliego, mistrza ceroplastyki z XVIII wieku. Lelli używał naturalnych ludzkich szkieletów, które oblepiał woskiem.

W osiemnastym wieku dostęp do ciał do sekcji zwłok był ograniczony, przydawały się więc dobrze zrobione anatomiczne figury. Modele ciał i narządów robiono z wosku, kości słoniowej, brązu, gipsu i drewna, a specjaliści z Bolonii cieszyli się renomą w całej Europie. Małżeństwo ceroplastyków Morandi - Manzolini miało status niemalże gwiazdorski. Para specjalizowała się w modelach narządów zmysłów, układu moczowo rozrodczego oraz układu krwionośnego. Strach pomyśleć, o czym rozmawiali przy kolacji.

Museo di Palazzo Poggi, via Zamboni 33, www.sma.unibo.it/museopoggi
Otwarte od wtorku do soboty w godz. 10.00-16.00, w soboty niedziele i święta od 10.00 do 18.00. Bilety w cenie 7 euro kupicie na www.midaticket.it

Jeśli jeszcze Wam mało gipsowych macic, oczu i nerek, zajrzyjcie do Museo di Cere Anatomiche Luigi Cattaneo. O ile Palazzo Poggi prezentuje modele w wersji light, to tutaj jest grubo, o czym uprzedzam osoby o wrażliwych żołądkach. Wizyta w tym muzeum odjęła mi apetyt na dłuższy czas, co w kontekście wysokokalorycznych rozkoszy oferowanych przez Tłuściutką Bolonię może być korzystne.

Zafascynowała mnie grupa figurek przedstawiająca lekcję położnictwa: profesor Giovanni Antonio Galli objaśnia akuszerkom ułożenie dziecka w brzuchu matki, używając do tego urządzenia zwanego maszyną porodową.

W muzeum natkniecie się na szafy pełne czaszek. Luigi Calori, profesor anatomii na Uniwersytecie Bolońskim i dyrektor Muzeum Anatomicznego przy Instytucie Anatomii w Bolonii w drugiej połowie XIX wieku, zebrał kolekcję dwóch tysięcy (!) czaszek ludzi z całego świata. Eksponaty te pomagały studiować kraniologię, czyli dziedzinę anatomii porównawczej zajmującą się budową czaszki u człowieka i małp z rzędu naczelnych.

Czaszki zebrane przez Caloriego badał potem Cesare Lombroso, uważany za twórcę antropologii kryminalnej. Wysnuł zdumiewające wnioski. Na przykład taki, że czaszki ludzi skłonnych do zbrodni przypominają czaszki małp w dużo większym stopniu niż czaszki praworządnych obywateli. Lombroso rozwijał swoje teorie oglądając czaszki prostytutek, geniuszy, polityków itp. Dzisiaj jego budzące grozę teorie mogą co najwyżej działać jako przestroga.

Museo di Cere Anatomiche Luigi Cattaneo, Via Irnerio 48. www.sma.unibo.it
Otwarte od wtorku do piątku od 10 do 13 (czerwiec), od środy do niedzieli w godz. 9.00-13.00 (lipiec i sierpień), od wtorku do piątku w godz. 9-13.00 (od 1 września do 31 maja). Wstęp wolny.

La Grassa, czyli szlag trafił dietę
W czternastym wieku w mieście było ponoć 150 oberży i 50 hoteli. Tradycje gastronomiczno-hotelarskie są tu więc dobrze rozwinięte. Bolońskie specjalności? Różowiutka mortadela, panierowany kotlet z surową szynką i parmezanem zwany cotoletta peroniana, smażone na chrupiąco kluseczki crescentini, słodkie ciasto na bazie ryżu.

Czy w Bolonii zjecie spaghetti bolognese? Bynajmniej. Chociażby dlatego, że Włosi nie jadają wąskiego makaronu z mięsnymi sosami. Spaghetti z bolońskim sosem to odpowiednik pizzy z ananasem, czyli obraza boska. Żeby nie drażnić lokalsów zamiast spaghetti bolognese zamawiajcie zatem tagliatelle al ragù.

Najsłynniejszym daniem kojarzonym z Bolonią są tortellini, obłe pierożki nadziewane mięsem i w klasycznej wersji podawane w rosole (tortellini in brodo). Wzorcowy przepis opracowany przez Confraternità del Tortellino (bo istnieje specjalne bractwo pod wezwaniem pierożka) przechowuje miejska Izba Handlu.

Bolończycy twierdzą, że kształt tortellini wzorowany jest na pępku Wenus. Skąd to się wzięło? Ano, z żartu. Pod koniec XIX wieku Giuseppe Ceri napisał parodię pewnego poematu. W jego wersji do oberży w miejscowości Castelfranco Emilia zawitała incognito sama bogini Wenus. Oberżysta zaskoczył damę w kąpieli. Uroda jej pępka tak go zachwyciła, że spróbował oddać jego kształt za pomocą makaronowego ciasta. No i ulepił pierwsze tortellino.

Wybór Castelfranco na miejsce narodzin boskiego pierożka to wyższa dyplomacja: miasteczko to znajduje się równo w połowie drogi między Bolonią a Modeną, które o prawa autorskie do tortellini kłócą się równie zażarcie jak kraje śródziemnomorskie o copyright do hummusu.
Kilka turystycznych porad
Kiedy jechać?
•Bolonia ma klimat kontynentalny, co oznacza chłodne zimy i gorące lata. Jeśli chcecie uniknąć upału albo przykrej deszczowej pogody, zaplanujcie podróż późną wiosną lub wczesną jesienią.
•Bolonia ma wielkie tereny targowe. W czasie targów jest trudniej z noclegiem, bardziej zatłoczone są też restauracje. Najbardziej znane imprezy odbywające się w Bolonii to targi kosmetyczne Cosmoprof (marzec), Targi Książki Dziecięcej (kwiecień) oraz targi SANA poświęcone zdrowej żywności, kosmetykom i branży wellness (październik).
• W listopadzie ma miejsce festiwal Bologna Jazz.

Jak dojechać?
• Bezpośrednio do Bolonii można dolecieć Ryanairem z Krakowa, Wrocławia i Modlina.
• Z warszawskiego Okęcia do Bolonii lata Wizzair (po przejściach z tą firmą nie mogę jej z czystym sumieniem polecić).
• Warto rozważyć lot z przesiadką linami Swiss, Austrian czy Lufthansa.
• Można też polecieć do Mediolanu (wybór lotów jest duży) i wsiąść w szybki pociąg. Podróż trwa od 2 do 3 godzin (jeśli macie przesiadkę), kosztuje od kilkunastu do kilkudziesięciu euro.
Gdzie spać?
Bolonia ma dużą bazę noclegową, od mieszkań po pięciogwiazdkowe hotele. Hotele położone w strefie targowej mogą być tańsze, ale czeka Was wtedy długi dojazd do centrum. Ponieważ prawie wszystkie największe atrakcje położone są w historycznym centrum, najlepiej trzymać się okolicy pomiędzy dworcem Bologna Centrale, Giardini Margherita, kampusem uniwersyteckim przy Via Zamboni oraz wydziałem biomedycznym uniwersytetu przy Viale Carlo Peppoli.





Komentarze