Muzea nieistniejących osób
- Katarzyna Stachowicz

- 29 paź
- 15 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 paź
Niektóre fikcyjne postacie są tak dobrze wymyślone, że wydają się żywe. Dlaczego nie miałyby więc mieć swoich własnych muzeów?
Jeśli liczyć studio filmowe, w których kręcono część sagi o Harrym Potterze, to widziałam co najmniej cztery miejsca poświęcone osobom będącym li tylko wytworem wyobraźni. Ale jest tego dużo więcej. Muzeum na Zielonym Wzgórzu w Kanadzie. Ekspozycja poświęcona Różowej Panterze w Santa Rosa w Kalifornii. W Tokio funkcjonuje Muzeum Snoopy’ego, a w fińskim Tamperer - Muzeum Muminków. W Centrum Bajki w Pacanowie można między innymi obejrzeć piegi z Akademii Pana Kleksa.

Są też oczywiście wycieczki śladami fikcyjnych postaci. Można przejść się po Sztokholmie śledząc losy Michaela Blomkvista i Lisbeth Salander. W Londynie i Edynburgu busiki obwożą po miejscach upamiętnionych przez czarodziejską sagę J.K. Rowling. W Neapolu lokalni przewodnicy oprowadzają po dzielnicach, w których wychowywały się Lila i Lenu z Genialnej Przyjaciółki. W Birmingham wzięliśmy udział w spacerze śladami Peaky Blinders i było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Więcej na ten temat jest tutaj ↓↓↓
W poście poniżej znajdziecie informacje na temat trzech dziwnych muzeów. Dwa poświęcone są moim ulubionym postaciom literackim, czyli Dantèsowi i Holmesowi. Trzeci bohater ani mnie ziębi, ani grzeje, ale muzeum na jego cześć odebrało mi mowę.

Cela Hrabiego Monte Christo
Kiedy pierwszy raz czytałam Hrabiego Monte Christo, myślałam, że Zamek If jest wymyślony, zupełnie jak Dom Bestii czy Pałac na Szklanej Górze. Tymczasem miejsce istnieje w realu, ale i tak wygląda jak z bajki. Fortyfikacje położone są na wysepce u wejścia do marsylskiego portu. W słoneczny dzień miejsce to nie przypomina ponurego opisu z powieści Aleksandra Dumasa: jest biel, błękit, mewy, sielanka.
„Dantès wstał, odruchowo rzucił okiem w stronę, gdzie się kierowała łódź i ujrzał o sto sążni wyniosłą, czarną i stromą skałę, na której wznosił się niby jakaś narośl z krzemienia posępny zamek If. Kształt ów dziwaczny, to więzienie owiane grozą, twierdza, której posępną legendą żyje od lat trzystu Marsylia, która tak nagle ukazała się oczom Dantèsa, co ani o niej nie pomyślał, sprawiła na nim takie wrażenie jak widok szafotu na skazańcu. – Ach, Boże mój! – zawołał. – Zamek If. I po cóż my tam płyniemy?”
Aleksander Dumas, Hrabia Monte Christo, tłum. Klemens Łukaszewicz

Zamek zaprojektowany został w czasach króla Franciszka I jako twierdza broniąca wstępu do portu i przyczółek do obrony Marsylii przed atakiem z morza. Oddano go do użytku w 1531 roku. Funkcję twierdzy pełnił niedługo, bo tylko 50 lat. I nie miał okazji przejść chrztu bojowego. Jedyny chętny do ataku na Marsylię od strony morza - cesarz Karol V - zmienił zdanie w tej sprawie. Nie wiadomo jednak, czy z powodu zamku. Vauban, inżynier projektujący twierdze obronne we Francji w XVII wieku uznał, że zamek If do celów wojskowych się nie nadaje.

Jeśli nie twierdza, to co? Zawsze dobrym pomysłem jest założenie więzienia. Od 1580 roku przez kolejne 400 lat kolejni władcy wtrącali do zamku If osoby, których nie chcieli już widywać. Miejsce pełniło więc rolę marsylskiego Alcatraz. Było jednak od Alcatraz skuteczniejsze - w historii zamku If nie odnotowano bowiem ani jednej udanej ucieczki. No, oczywiście, poza tą uskutecznioną przez Edmunda Dantèsa.

Lista więźniów Château d’If jest imponująca. Sami popatrzcie:
• Trzy i pół tysiąca protestantów, zapuszkowanych w czasie wojen religijnych po odwołaniu edyktu nantejskiego gwarantującego wolność wyznania (1685).
• Bonapartyści w czasie powrotu Burbonów do władzy (1814-30).
• Republikanie w czasie Monarchii Lipcowej (1830-48).
• Stu dwudziestu powstańców z epoki Wiosny Ludów (1848).
• 304 osoby podpadnięte władzy za czasów II Cesarstwa (1852-70).
• Uczestnicy Komuny Paryskiej (18 marca-28 maja 1871).
• Kilka miesięcy w latach 1774-75 przesiedział w celi hrabia Honoré-Gabriel Mirabeau, który później, podczas rewolucji francuskiej, zasłynął jako wspaniały mówca. Do więzienia na zamku trafił za niepłacenie długów, i to ponoć na polecenie swojego ojca. Mirabeau senior słabo znosił libertyński styl życia juniora i ogólnie żądał, by junior zaprzestał kalania gniazda oraz nazwiska. Ponoć 25-letni wówczas hrabia na pociechę uwiódł jedyną kobietę na wyspie, pannę pracującą w kuchni. Dwie pieczenie przy jednym ogniu zatem.

• Jean-Baptiste Chataud, kapitan statku Grand Saint-Antoine, który zawlókł do Marsylii epidemię dżumy w 1720 roku. Chataud spędził na zamku trzy lata, co być może ocaliło mu życie, bo w tym czasie w Marsylii szalała dżuma.
•Markiz de Sade, wiadomo.
• Ciało generała Jeana-Baptiste’a Klébera, bohatera rewolucji francuskiej, spędziło na zamku If 18 lat. Generał został zabity w zamachu podczas kampanii egipskiej w 1800 roku. Napoleon zarządził przewiezienie ciała z Egiptu do Francji, ale chciał uniknąć wyprawiania generałowi hucznego pogrzebu. Kléber był zwolennikiem republiki, więc mającemu imperialne plany Bonapartemu budowanie legendy generała-bohatera było mocno nie w smak. Ciało Klébera elegancko więc zabalsamowano, zamknięto w ołowianej trumnie i wysłano na przeklętą wysepkę u wybrzeży Marsylii. Po 18 latach i kilku przewrotach politycznych generał spoczął w swoim rodzinnym miasteczku. Tu ważna informacja dodatkowa: wielkim przyjacielem generała był Thomas Dumas, ojciec Aleksandra.
• Louis Auguste Blanqui, anarchista.
Wiatr historii najwyraźniej tak tam hulał, że na zamku If musiały być stale przeciągi. Ostatni więźniowie opuścili zamek w 1914 roku. Od XIX wieku zamek pełnił rolę nie tylko więzienia, ale i garnizonu. Podczas II wojny światowej został zajęty przez Niemców

Najsłynniejszym więźniem tego miejsca jest niejaki Edmund Dantès. I wcale nie szkodzi, że nigdy nie istniał. Ma na zamku swoją celę, jak wyjętą z powieści Dumasa. Wydrążono nawet podkop pomiędzy domniemaną celą Dantèsa i lochem księdza Faria.

Więzienie funkcjonowało trochę na zasadach hotelu. Choć, zaiste, nie trafiało się tam z własnej woli. Standard zakwaterowania zależał od zamożności lokatora. Lochy jednogwiazdkowe pozbawione były okien. Były to miejsca z piekła rodem: oczekiwana długość przeżycia osadzonego nie przekraczała dziewięciu miesięcy. Cele premium posiadały okna, zaś cele superpremium były dodatkowo wyposażone w kominek.

Edmund Dantès najwyraźniej nie wylądował w najgorszym lochu, zważywszy, że udało mu się przeżyć w więzieniu 14 lat. Sądząc po tym, co można obejrzeć na zamku, przeznaczono mu celę gwiazdka plus: bez okna, ale za to na parterze.

Aleksander Dumas pierwszy raz obejrzał zamek na wyspie w 1834 roku. W książce o zemście samozwańczego hrabiego odmalował twierdzę dość szkicowo. Wystarczyło to jednak, by uruchomić wyobraźnię czytelników. W tym właśnie momencie po raz pierwszy w tej historii rzeczywistość zmieszała się z fikcją. A mianowicie, wielbiciele powieści zaczęli pojawiać się na wysepce, domagając się pokazania im celi Dantèsa. W 1858 roku na wyspę przyjechał sam autor książki. Ponieważ w czasach sprzed Instagrama nie było wiadomo kto jak wygląda, gospodarz zamku nie rozpoznał pisarza. I zaserwował mu jako prawdziwą historię młodzieńca wtrąconego na czternaście lat do lochu wskutek donosu wrednych znajomych.

Dumas pisał Hrabiego jako powieść w odcinkach, publikowanych w latach 1844-46 przez Journal des Débats. W tym samym czasie ciągnął również historię Królowej Margot oraz dopisywał odcinki Trzech Muszkieterów, opóźniał się więc z trzecim tomem poświęconym hrabiemu. Czytelnicy się niecierpliwili, a Dumas musiał się z zawalenia dedlajnu tłumaczyć na łamach.
Powieść o hrabim Monte Christo to być może pierwszy światowy księgarski bestseller. Tuż po publikacji całości w gazecie powieść została wydana w książce, a niedługo potem przetłumaczona na 20 języków. Pierwsza filmowa adaptacja pochodzi z 1907 roku.

Drugim słynnym lokatorem wyspy był nosorożec. W odróżnieniu od Dantèsa, był prawdziwy. W 1516 roku do wysepki przybił portugalski statek wiozący z Lizbony do Rzymu nosorożca. Zwierzę było prezentem przechodnim: najpierw sułtan Cambray podarował go władcy Portugalii, następnie portugalski król ofiarował go papieżowi. Nieszczęsny nosorożec nie dotarł jednak do papieża w stanie żywym - więcej o tym napisałam w poście o Albrechcie Dürerze, który nosorożca wygrawerował. Przeczytacie o tym tutaj↓↓↓
Château d’If, bilety w cenie 7 euro. Doliczyć do tego należy prom z Marsylii (11 euro tam i z powrotem). Informacje dotyczące zwiedzania na stronie www.chateau-if.fr, informacje dotyczące biletów na prom na www.calanques-if.com

Baker Street 221b, najlepszy adres w mieście
W wiatrołapie wiszą policyjne hełmy i uniformy. Pokój na piętrze ozdobiony jest portretami słynnych złoczyńców. Na stoliku kawowym leżą elegancka fajka i szkło powiększające, a stojący nieopodal stół nakryto do popołudniowej herbaty. Wnętrze wygląda tak, jakby słynny detektyw i jego przyjaciel medyk dopiero co wyszli, by prowadzić śledztwo w sprawie skradzionych klejnotów, złowieszczego listu z pogróżkami lub czyjejś nagłej śmierci.

Wizytę w domu Sherlocka odkładałam przez lata. Kolejka kłębiąca się przed wejściem do kamienicy działa zniechęcająco. Bilety - drogie. Poza tym I’m Sherlocked (kto pamięta?), więc bałam się rozczarowania, że muzeum będzie miało do zaoferowania tylko pic i paździerz. A tu tymczasem: miła niespodzianka. Żaden z wystawianych tu eksponatów nie należał oczywiście do Sherlocka Holmesa ani Watsona. Ale mógłby!

„Zgodnie z ustaleniem spotkaliśmy się nazajutrz i obejrzeliśmy mieszkanie przy Baker Street 221B, o którym mowa była dzień wcześniej. Składały się nań dwie wygodne sypialnie i jeden przestronny salon, elegancko umeblowany i pełen światła za sprawą dwóch dużych okien.”
Arthur Conan Doyle, Sherlock Holmes, Studium w szkarłacie, tłum. Jerzy Łoziński
Fikcyjny Sherlock mieszkał w jeszcze bardziej fikcyjnym (wyjaśnię za chwilę co mam na myśli) mieszkaniu przy Baker Street od 1881 do 1904 roku. Czterokondygnacyjny segment budynku w stylu georgiańskim wybudowano w roku 1815. Zarządzane przez prywatną firmę Muzeum Sherlocka Holmesa otwarto w 1990 roku. Jego pokoje umeblowane zostały antykami z epoki wiktoriańskiej, czyli tej, w której Holmes i Watson prowadzili detektywistyczną działalność.

„Lokum było tak powabne pod każdym względem, a warunki tak umiarkowane, gdy koszta podzieliło się na pół, że umowa została zawarta od ręki i nie zwlekając, weszliśmy w role lokatorów.”
Arthur Conan Doyle, Sherlock Holmes, Studium w szkarłacie, tłum. Jerzy Łoziński
Z dziwnych eksponatów należy na pierwszym miejscu wymienić głowę psa Baskerville’ów, śmieszną i straszną fantazję na temat potwora doprowadzającego mieszkańców Dartmoor do zawału serca. Mógłby to też być ważny eksponat w Muzeum Źle Wypchanych Zwierząt, choć mam nadzieję, że rzecz jest tym, na co wygląda - czyli nie głową prawdziwego psa, lecz dziwną plastikową zabawką.

„SHERLOCK HOLMES — granice wiedzy 1. Znajomość literatury — żadna. 2. Znajomość filozofii — żadna. 3. Znajomość astronomii — żadna. 4. Znajomość polityki — mierna. 5. Wiedza botaniczna — zróżnicowana. Bardzo znaczna, jeśli chodzi o belladonę, opium i w ogóle środki odurzające. (…) 6. Wiedza geologiczna — praktyczna, lecz ograniczona. Na pierwszy rzut oka odróżnia gatunki gleby. (…)7. Wiedza chemiczna — głęboka. 8. Wiedza anatomiczna — dokładna, acz niesystematyczna. 9. Znajomość literatury sensacyjnej — ogromna. Można odnieść wrażenie, że zna wszystkie okropności ze wszystkich stuleci. 10. Nieźle gra na skrzypcach. 11. Potrafi walczyć na kije, pięści i szable. 12. Ma dobrą praktyczną znajomość brytyjskiego prawa.”
Arthur Conan Doyle, Sherlock Holmes, Studium w szkarłacie, tłum. Jerzy Łoziński

Górne piętro muzeum poświęcone jest miejscu Sherlocka Holmesa w popkulturze. Obejrzycie tu na przykład infografikę przedstawiającą najważniejsze ekranizacje i przedstawienia z Sherlockiem Holmesem w roli głównej. Można się z niej dowiedzieć między innymi, że Japończycy nakręcili niedawno wersję przygód Sherlocka, w której zarówno rolę detektywa jak i lekarza grają kobiety.

Sherlock zadebiutował w drukowanej wersji w roku 1887, w opowiadaniu Studium w Szkarłacie opublikowanym na łamach Beetom’s Christmas Annual. Ostatnia opowieść o Holmesie została wydana w 1927 roku. Conan Doyle uczynił go bohaterem czterech powieści i pond 50 opowiadań. I tu ciekawostka: Conan Doyle marzył o pisaniu wielkich powieści historycznych, ale Holmes był mu potrzebny, bo go utrzymywał. W 1893 roku autor powieści postanowił jednak zakończyć ten toksyczny związek. Utopił więc Holmesa - rękami profesora Moriarty’ego - w spienionych wodach wodospadu Reichenbach. Nie wiem jak Wy, ale nastoletnia ja odczułam to prawie jak śmierć bliskiej osoby. Podobnie czuli czytelnicy z końca XIX wieku: niektórzy nosili podobno czarne opaski na rękawach. I domagali się wskrzeszenia bohatera. W 1903 roku Conan Doyle się ugiął i napisał Pusty dom.

Arthur Conan Doyle zawdzięczał charyzmatycznej fikcyjnej postaci sławę i pieniądze. A Londyńskie Muzeum Sherlocka Holmesa to doskonały przepis na to, jak zarabiać na czymś, co nie istnieje. I w dodatku nie istnieje podwójnie. Po pierwsze, postać Holmesa jest wymyślona. Po drugie, kiedy opublikowano Studium w szkarłacie, numeracja domów przy Baker Street nie doszła nawet do numeru 200, więc nieprawdziwy jest także adres.
To nie fikcyjny bohater zamieszkał pod rzeczywistym adresem. Było odwrotnie: fikcyjny adres zaczął funkcjonować w realu, dzięki postaci z powieści. I czego tu nie rozumieć?
Numer 221B został nadany za specjalną zgodą udzieloną przez City of Westminster. Budynek, w którym mieści się Muzeum Sherlocka Holmesa położony jest bowiem między dzisiejszymi numerami 237 i 241. Na pewno nie powinien więc nosić numeracji 221.

Dyskusja, który dom mógł być pierwowzorem numeru 221B trwa, jak się domyślacie, w najlepsze. Jest równie zażarta jak dyskusja na temat kamieniczki w Delft z obrazu Vermeera, o którym pisałam w tym poście↓↓↓

Na pewno wiecie, że różne osoby pisują do Julii Capuletti z Werony (był o tym kiedyś film). Ludzie pisywali też do Sherlocka Holmesa, choć w sprawach mniej romantycznych. Od lat 30-tych zamieszkały przy Baker Street fikcyjny detektyw otrzymywał liczne listy z prośbą o pomoc w rozwiązaniu różnych zagadek. Odbierał je Abbey National Bank, który mieścił się najbliżej domniemanego adresu 221B. Instytucja ta zatrudniała nawet osobną sekretarkę, której zadaniem było odpisywanie fanom Holmesa. Odpowiedzi zawierały ponoć hiobową wieść, że słynny detektyw oddaje się hodowaniu pszczół w hrabstwie Sussex i żadnych nowych spraw nie rozwiązuje. Był to najwyraźniej jedyny sposób, by poradzić sobie z siłą mitu.
Muzeum Sherlocka Holmesa, 221 b Baker Street, London NW1 6XE. Otwarte poniedziałek-niedziela, w godzinach 9.30-18.00. Bilety w cenie 19 funtów (dorośli), 14 funtów (młodzież poniżej 16 lat). Młodzież poniżej 6 lat wchodzi za free. www.sherlock-holmes.co.uk

Wszystkie cuda Muzeum Niewinności
Na początek mały quiz. Spróbujcie przypisać do konkretnej epoki następujące rzeczy:
• mokasyny i białe skarpetki,
•bardzo duże klipsy z plastiku,
• tamagochi,
• herbata w szklankach w parzących palce metalowych koszyczkach,
• bakugany,
• saga filmowa Zmierzch,
• telefon komórkowy typu cegła,
• matcha latte,
• macarena,
• serial animowany Beavis and Butthead.
Konkretne momenty w historii można oznaczyć za pomocą przedmiotów codziennego użytku. Muzeum Niewinności w Stambule jest tego wspaniałym dowodem.

To jest mistrzostwo świata. Sami pomyślcie: w prawdziwym muzeum zebrane są prawdziwe przedmioty, które posłużyły prawdziwemu pisarzowi do snucia wymyślonej opowieści, w której fikcyjny narrator opowiada o swoim życiu związanym z autentycznymi przedmiotami pokazanymi w gablotach muzeum. Rzeczy te zyskują dzięki temu nowy wymiar. Nie są już jednymi z wielu przedmiotów codziennego użytku, ale stają się rekwizytami funkcjonującym w fikcyjnej historii.

Do wizyty w tym miejscu namówiła mnie bywająca regularnie w Stambule znajoma (tu podziękowania dla Xeni!). Całe szczęście, bo ominięcie Muzeum Niewinności byłoby wielkim błędem. To najbardziej fascynujące i najdziwniejsze muzeum, w jakim byłam kiedykolwiek. A byłam w muzeum poświęconym wyłącznie zamachowi na Kennedy’ego, muzeum pleśniowego sera, muzeum osiemnastowiecznych automatycznych zabawek oraz w muzeum wróżek i rycerzy w Bretanii.

Nie ciągnęło mnie specjalnie do Muzeum Niewinności, bo nie czytałam książki Orhana Pamuka o tym samym tytule. Muzeum jest jej bardzo specyficznym uzupełnieniem, ale - jak mówi autor książki i twórca muzeum - znajomość książki wcale nie jest konieczna, by zrozumieć ekspozycję. Po powrocie do Warszawy wreszcie przeczytałam historię Kemala i Füsun. Bardzo Wam ją polecam, bo jest piękna. Książka Pamuka może też służyć jako przewodnik po dawnym Stambule - opisane w niej miejsca i przedmioty są prawdziwe, pomagają więc narysować sobie w wyobraźni, jak się kiedyś żyło w tym mieście.

Na ulicę Çukurcuma nie jest trudno trafić. Potem traficie (być może) na kota. Kot śpi w okienku biletowym i za nic nie chce się ruszyć. Nie przeszkadzają mu transakcje przeprowadzane tuż nad głową. Pan sprzedający bilety mówi, że kot już taki jest. Obok Muzeum Niewinności przechodziłam kilkakrotnie i kot zawsze był na posterunku (i nie, nie jest wypchany).

Pierwszy eksponat nosi numer nie 1, lecz 68. Ci, co czytali książkę wiedzą, dlaczego. Ci, co nie czytali, dowiedzą się z audioprzewodnika, że muzeum składa się z 83 gablot, z których każda odpowiada jednemu z rozdziałów książki. Ten z numerem 68 zawiera w sobie poniekąd całość historii: to 4213 niedopałków papierosów wypalonych przez główną bohaterkę przez prawie cały czas akcji powieści.

„Wszystkie te (i wiele jeszcze innych) metody gaszenia nadawały każdemu z pozostawionych przez Füsun niedopałków nowy, wyjątkowy kształt i nawet pewien wymiar duchowy. (…) Wydawały mi się wtedy podobne na przykład do małych ludzików o czarnych twarzach, skrzywdzonych, z przetrąconymi karkami, rozbitymi głowami, garbem na plecach, albo do dziwnych, przerażających znaków zapytania. Czasem odkrywałem w nich podobieństwo do kominów promów linii miejskich albo do morskich żyjątek. Kiedy indziej znowu stawały się ostrzegawczymi wykrzyknikami, pierwszymi zwiastunami nadchodzącego nieszczęścia, cuchnącymi śmieciami, wyrazami stanu ducha Füsun lub nawet częściami jej osobowości.”
Orhan Pamuk, Muzeum niewinności, tłum. Anna Akbike Sulimowicz

Dalej jest równie dziwnie. Ściany muzeum udekorowane są przedmiotami codziennego użytku, takimi jak buty, solniczki, zegarki, naklejki. Trzy piętra starej stambulskiej kamienicy wypełnione są witrynami, w których zebrane przez autora przedmioty ułożone są w surrealistyczne kompozycje.

Historia opisana przez Orhana Pamuka jest dość prosta. Narrator, mężczyzna po trzydziestce, wywodzący się z rodziny zamożnych stambulskich przemysłowców, zakochuje się bez pamięci. Niestety, nie w kobiecie, z którą właśnie się zaręcza, pochodzącej z odpowiedniej klasy społecznej. Kemal oddaje serce i ciało młodziutkiej kuzynce, która poza tym, że jest piękna, jest też niestety biedna. Wedle standardów stambulskiej socjety nadaje się więc - bez żadnego problemu - na kochankę, ale nie na żonę. Kemal funduje sobie zatem miesiąc miodowy z piękną Füsun, nie próbując nawet wyplątać się z relacji z narzeczoną. Koniec końców zaręczyny zostają zerwane, ale upokorzona Füsun znika na dwa lata. Kemal odnajduje nowy dom, w którym Füsun mieszka z rodzicami i świeżo poślubionym mężem. I przez osiem lat przychodzi z wizytą kilka razy w tygodniu. Zbiera też ukradkiem różne przedmioty, które kojarzą mu się z Füsun i gromadzi je w starej kamienicy.
„Zwiedzając te małe paryskie muzea, przestawałem się wstydzić swojej kolekcji zgromadzonej w kamienicy Zmiłowanie. Z zażenowanego zebranymi szpargałami zbieracza powoli przeistaczałem się w pewnego siebie kolekcjonera.”
Orhan Pamuk, Muzeum niewinności, tłum. Anna Akbike Sulimowicz

W Muzeum Niewinności fikcja miesza się z rzeczywistością. Punktem wyjścia do opisów gablotek - i centralną częścią każdego rozdziału - jest jakiś przedmiot: modna turecka oranżada, zdjęcie w brukowej prasie, szczoteczka do zębów, wypchana mewa. Prawdziwe przedmioty służą snuciu fikcyjnej opowieści, a potem znajdują swoje miejsce w rzeczywistym muzeum. Głos kuratora wystawy miesza się z głosem Kemala i głosem pisarza, jak w audioprzewodniku, z którego będziecie korzystać w muzeum.
Muzeum jest oparte na powieści, która oparta jest na przedmiotach stanowiących treść ekspozycji.

Żeby obejrzeć wszystkie witryny odsłuchując audioprzewodnika, potrzeba kliku godzin. Witryn jest 83 i do każdej przypisano nagrany komentarz, który trwa dwie-trzy minuty. Ja padłam mniej więcej w połowie - potem wybierałam do obejrzenia gabloty, które zafascynowały mnie najbardziej.

„Niekiedy pod wpływem tego uczucia ukojenia zaczynałem z radością wyobrażać sobie, że mógłbym uporządkować moją kolekcję zgodnie z opowiadaną historią, że mógłbym swoje życie, powszechnie uważane, zwłaszcza przez moją matkę i brata, za zmarnowane, wyeksponować w muzeum pod postacią pamiątek po Füsun i opowieści o niej, jako nauczkę dla wszystkich.”
Orhan Pamuk, Muzeum niewinności, tłum. Anna Akbike Sulimowicz
Orhan Pamuk mówił w wywiadach, że przedmioty związane z życiem codziennym w Stambule w latach 70-tych i 80-tych zaczął zbierać na początku lat 90-tych. Na początku nowego stulecia wpadło mu do głowy, żeby rzeczy z kolekcji wystawić w muzeum i opowiedzieć ich historię. Postanowił też zbudować wokół nich powieść.
Przypomina mi to odwrotność proustowskiej magdalenki: przedmiot, smak czy melodia nie służą odkurzeniu wspomnień, lecz same kreują rzeczywistość. Czas w tym wypadku nie jest odnaleziony, lecz stworzony. Tym dziwniej, że kreacja ta odbywa się w przeszłości.

Muzeum znajduje się przy ulicy Çukurcuma w dzielnicy Beyoğlu. Okolica znana jest ze sklepów ze starociami i antykwariatów - bardzo ją Wam polecam na niespieszny spacer, będziecie zachwyceni. Kamienica sama w sobie jest eksponatem muzeum: w budynku pod tym adresem mieszkała fikcyjna rodzina Keskinów, czyli piękna Füsun z rodzicami i mężem.
„I wtedy właśnie postanowiłem zadzwonić do pana Orhana Pamuka, z nadzieją, że wysłucha on opowieści z moich ust i za moją aprobatą napisze tę książkę. (…) Pochodził ze zubożałej starej rodziny z Nişantaşı, uznałem więc, że we właściwy sposób ujmie tło, na którym rozgrywa się moja historia.”
Orhan Pamuk, Muzeum niewinności, tłum. Anna Akbike Sulimowicz

Muzeum Niewinności ma jedną wspaniałą cechę, którą odznacza się też dobra literatura. Jest niejednoznaczne. Niektórzy zwiedzający zobaczą tu wystawę przedmiotów opisujących codzienne życie w Turcji pod koniec ubiegłego stulecia. Inni prześledzą rozwój miłosnej historii, odsłuchując komentarzy z audioprzewodnika. Inni potraktują być może wystawę jak serię fascynujących surrealistycznych kompozycji. Ja myślę, że muzeum opowiada przede wszystkim o czasie. Wystawione w nim przedmioty przywiodły mi na myśl pinezki, jakie czasami wpina się w mapę, by oznaczyć konkretne miejsca. Eksponaty w Muzeum Niewinności przyszpilają nie lokalizacje, lecz momenty. Dzięki nim można poruszać się w czasie, który minął - bo są one jak oznaczenia na trudnym szlaku. Przypominają mi też dawne kolekcje motyli. Piękne ulotne chwile przyszpilone są w gablotkach służących w tym przedziwnym muzeum odświeżaniu pamięci.

Pisałam już o tym w poście o niezwykłej artystce, która portretuje gesty i nastroje (https://www.grandtourblog.info/post/to-nie-jest-portret): dzięki fikcyjnym postaciom i przedmiotom można się całkiem sporo dowiedzieć o rzeczywistości. Patrząc na eksponaty w muzeum miałam skojarzenia na przykład z twórczością Rene Magritte’a czy instalacjami Leonor Fini. Przypomniał mi się też Damien Hirst, który moim zdaniem podobnie jak Kemal/Orhan Pamuk stara się zakonserwować czas, używając do tego szklanych gablot, klatek czy formaliny.

Muzeum wymyślone przez Orhana Pamuka nie mówi o wielkiej historii. Opowiada o tym, co przydarzyło się kilku osobom. I doskonale ilustruje myśl, jaką pisarz zawarł w swoim manifeście dotyczącym muzeów. „Potrzebujemy nie historii, lecz opowieści”.
Masumyet Müzesi/The Museum of Innocence, Dalgiç Çıkmazı, 2, Beyoğlu, Istanbul. Otwarte wtorek-niedziela, w godzinach 10-17.30. Zamknięte w poniedziałki. Cena biletu zmienia się dość dynamicznie (inflacja), przygotujcie się na kilkanaście euro.




Komentarze